Życie to teatr. Niektóre sceny rozbawiają, inne powodują łzy smutku.
I w jednych, i w drugich mamy sposobność zagrać.
— Czemu nie chcesz mnie ubrać? — zapytał chłopiec, nieporadnie zakładając jedwabną koszulę.
Ister oglądała jego walkę z własnymi ubraniami, siedząc na łóżku w pokoju, który do niedawna należał do jej pani. To leżąc na podłodze w nim, uświadomiła sobie swoje uczucia do swojej pani. Trzymały się za ręce i wpatrywały w sufit. Wtedy jej pani powiedziała, że kiedy są razem, gwiazdy wcale nie są jej potrzebne do poczucia szczęścia.
— Nie jesteś moim paniczem — odpowiedziała szczerze.
Wzdrygnęła się, gdy chłopiec odwrócił się i spojrzała prosto w jego turkusowe tęczówki.
— Ale tatuś powiedział, że byłaś służką mojej matki.
Ister nie pokazała po sobie tego jak bardzo bolało ją to, że słowo "mamusi" zostało zastąpione "matką". Przeczuwała, że chłopiec zaczął odkrywać prawdę na temat swojej rodzicielki. Z plotek tej obrzydliwej służby układał na nowo obraz jej pani, który "malowany" był z zasłoniętymi oczami.
— Moja pani oddała mi wolność, którą straciłam na rzecz długu moich rodziców.
— Byłaś zapłatą?
Pokiwała delikatnie głową. Niewiele pamiętała ze swojego dzieciństwa, dlatego nie wzruszało ją to. Mieszkała razem ze swoją panią od 6 roku życia i mogła jedynie żałować, że nie poznała jej wcześniej. Tutaj każdy dzień zaczynał się od jej słodkiego uśmiechu i podkradnięcia z kuchni świeżych owoców.
— Matka cię uwolniła? — w jego głosie brzmiało niedowierzanie. — Dlaczego?
Ister skrzywiła się na to wspomnienie. Było to parę tygodni po urodzinach Rasha. Jej pani przyszła do jej pokoiku i powiedziała, że w końcu nadszedł ten czas. Dała jej swój ulubiony naszyjnik, pieniądze, propozycje pracy, akt własności mieszkania i ciepły uśmiech. Ister próbowała bez skutku wzrokiem przekazać jej, że nie chce wolności jeśli ma już nigdy jej nie zobaczyć, bo żadne słowo nie było w stanie przejść jej przez gardło. Może i zaczęła po tym nowe życie, ale popadła w depresje, myślała tylko o tym, że chce ją znowu zobaczyć, swoją panią.
— Bo myślała, że da mi w ten sposób szczęście?
— Nie dała?
— Nie — odpowiedziała krótko Ister.
Rash niepewnie zbliżył się do Ister. Wyciągnął rękę w jej stronę i dotknął jej policzka. Służka przymknęła oczy i wtuliła się w jego miłą dłoń, przypominającą jej jej panią.
— Co by cię uszczęśliwiło? — wyszeptał łagodnym głosem.
Na twarzy Ister pojawiło się rozmarzenie, gdy wyobraziła sobie swoją panią, zadającą jej te pytanie. Odpowiedź mogła być tylko jedna.
— Wieczność u boku mojej pani.
Ister zauważyła smutek w oczach Rasha, ale nie potrafiła złapać jego drżącej ręki i ucałować w tym momencie, gdy mógłby odebrać to w zły sposób. Nie chciała ranić tak bardzo jego, dając mu złudną nadzieję i siebie, dając sobie bezcelową nadzieję. Nie była w stanie pokochać kogoś, kto nie był jej panią, nieważne jakby jej nie przypominał.
— Czyli nie jesteś szczęśliwa? — zapytał, odsuwając dłoń.
Ister odwróciła głowę, by nie musieć znosić jego bezradnego wzroku. W takich momentach wyglądał jak dziecko, którym niepodważalnie był. On ma tylko 9 lat — pomyślała Ister. Jej pani w tym wieku wyglądała nader poważnie i nigdy nie przeżywała załamań, dlatego tak ciężko było jej pamiętać o tym, że Rash to tylko 9–letni syn jej pani.
— Jestem — skłamała.
Czuję się jak w piekle — jednocześnie pomyślała.
— Więc czemu się nie uśmiechasz?
W jednym momencie serce Ister przeszył ostry ból. Ledwo powstrzymała łzy i drżące usta. Z trudem przywdziała najszerszy uśmiech. Czuła wstyd, mówiąc te słowa:
— Jestem strasznie szczęśliwa, bo teraz mogę być z tobą.
Ister nienawidziła kłamstw. Jeszcze bardziej nienawidzła kłamców. Ale najbardziej nienawidziła kłamców, którzy opowiadali kłamstwa w imię nie ranienia.
Ister nienawidziła siebie.
*****
Ister leżała na plecach na łóżku w swoim małym pokoiku. Ilekroć ktoś proponował jej większe pomieszczenie odmawiała, bo nie chciała opuszczać tej małej białej klatki. Prócz łóżka mieściła się w niej też komoda i stołek w rogu, na którym zwykła czytać książki. Posiadała także małe okienko nad komodą.
Ister pamiętała czasy, gdy przysuwała krzesło do komody, kładła na niej kartkę i przybory do pisania, by nauczyć się sztuki pisania. Jej rodzice nie dbali o jej wykształcenie, gdy z nimi mieszkała, a kiedy trafiła na służbę, nikt nie myślał o niej pod tym kątem. Dopiero jej pani nakazała jej naukę, gdy poprosiła ją o przeczytanie wiersza, a nie była w stanie tego zrobić.
W wiśniowym gaju jaskółka śpiewa o niespełnionej miłości do słowika, a pod drzewem, na którym osiadła, słowik ze złamanymi skrzydłami roni łzy, bo sam wśród kwiatów miłości — napisała na kartce jej pani dzień przed wybuchem tej strasznej wojny i jednocześnie w dniu zakończenia jej nauki. Miała wtedy 13 lat, a jej pani 16. Była świeżo po ślubie w momencie, gdy rozpętało się piekło. Edgar wyjechał, ona niedługo po nim, a Ister została w ogromnej posiadłości z zaufaną służbą. Pilnowała ich, by nie wpadli na pomysł okradnięcia jej pani w taki momencie czy zniszczenia mienia. Następne 7 lat było najgorszym okresem w życiu Ister, bo nie miała pewności, czy każde ze spotkań z jej panią, nie będzie ostatnim. Ister widziała ją 11 razy. Z każdym kolejnym na pięknym ciele jej pani pojawiało się więcej blizn, pojawiało się więcej nerwowych drgań, nagłych wybuchów płaczu i pustki w jej oczach. Ister żałowała, że nie zgłosiła się na służbę.
Moment zakończenia się wojny poprzez podpisanie rozejmu nie miał dla niej znaczenia, jedynie ten, gdy jej pani razem z Edgarem stanęła przed swoją posiadłością i uśmiechnęła się przez łzy, widząc, że jeszcze stoi, że jej różany ogródek wciąż żyje, że jej służba wciąż będzie z nią.
I choć Ister była szczęśliwa to nie mogło trwać to wiecznie. Jej pani ją uwolniła.
— Zwracam ci to, co utraciłaś, moja droga przyjaciółko — szeptem powtórzyła słowa swojej pani. — Tyś stała przy mnie i w szczęściu, i w chorobie, i w deszczu, i w słońcu, i w wojnie, i w pokoju, i w niebezpieczeństwie. Dziękuje za to, Ister.
Jej pani nie miała wtedy racji. Ister nie stała przy niej w wojnie.
— Do diabła z takim życiem.
Ister rozpłakała się, mając przed oczami wspomnienie jej uśmiechniętej pani w zakrwawionym mundurze i mówiącej "będzie dobrze".