Życie to teatr. Pozwalamy wpływać innym na wypowiedziane przez nas kwestie. Zmieniamy je tuż przed swoim wystąpieniem. Nie przemyślamy ich. Niszczymy.
Będzie idealnym ojcem — powiedziała jej pani, gdy Edgar po raz pierwszy wziął do ręki Rasha. Ister nigdy nie wątpiła w słowa swojej pani, ale do tych nie była mocno przekonana, widząc każdego dnia jak Edgar odrzuca swojego potomka. Ilekroć Rash wyciągał do niego rękę, by zmniejszyć dzielący ich dystans, ten odpychał ją i stawiał jeszcze wyższy mur.
Ister wysunęła na podstawie tego traktowania nawet wniosek, że to Edgar jest odpowiedzialny za "kruchość" swojego syna. Rash w końcu zawsze obracał się wśród kobiet, nie posiadał żadnego silnego mężczyzny do naśladowania. O swojej roli, inności do przeciwnej płci, potrzebach jako mężczyzny, Rash dowiedział się od służek. Choć ślub Rasha zbliżał się wielkimi krokami, Ister nie tylko nie potrafiła wyobrazić sobie życia seksualnego Rasha, ale też i nie była pewna, czy Rash wie czym jest seks.
Gdyby Ister miała w tym większe doświadczenie, może spróbowałaby z nim na ten temat porozmawiać, ale nie miała, więc zawierzyła Shanel.
— Widzę, że raduję cię to, iż niedługo całym twym majątkiem zarządzać będzie twa synowa.
Edgar nie odpowiedział na tą oczywistą zaczepkę Ister. Spokojnie pił napój, przechadzając się po różanym ogrodzie i przyglądając się, czy służba dostatecznie dobrze o niego dbała. Zarówno on jak i Ister byli na jego punkcie przewrażliwieni.
— Wiesz — zaczął po dłuższej chwili — świat się zmienia. Silne kobiety nie są rzadkością.
— Słabi mężczyźni zdarzają się jeszcze częściej — zauważyła Ister.
— To chyba tylko w Rose — zaśmiał się Edgar.
Ister zatrzymała się i spojrzała z wyrzutem na oddalające się plecy męża jej pani. Edgar musiał wiedzieć, że Rose było miejscem z jej marzeń.
*****
Ister od zawsze marzyła o życiu u boku swojej pani. Kiedy miała 8 lat jej pani opowiedziała jej o kraju Rose zza oceanu. Ludzie wychodzili tam za mąż niezależnie od płci, wieku i zamożności. Każdy traktowany był tam równo. Nie karano śmiercią za inne poglądy niż większość. Utopia. To wtedy ona i jej pani złożyły sobie obietnicę, że kiedyś się tam udadzą.
Wpłyniemy do portu w Dili, wynajmiemy powóz prosto do stolicy, zamieszkamy tam, znajdziemy pracę, spotkamy któregoś z książąt, uściśniemy jego rękę, może nawet weźmiemy ślub i założymy rodzinę. Ja i ty – na zawsze razem.
Słowa powiedziane żartem i szybko zapomniane przez jej panią, pozostały w sercu Ister na wiele lat.
Ister przestała w nie jednak wierzyć, gdy podczas wojny szukając spokoju, w książce należącej do jej pani, przeczytała, że władcy Rose są nieśmiertelni.
Ten kraj nie istnieje. To bajka — powiedziała sobie.
— Okazało się, że Shanel jest bardzo miła i cieszę się, że wezmę ślub z kimś, kto mnie rozumie.
— W porządku — powiedziała Ister, nie podnosząc wzroku z nad książki.
— I ona obiecała zabrać mnie na przejażdżkę konną. To pierwsza osoba, która nie śmiała się z tego, że boję się swojego konia.
— To jest zabawne, bo Błyska znasz od źrebaka. To twój prezent od mojej pani na bodajże 4 urodziny.
Rash przewrócił oczami. Ister nie mogła wiedzieć, że w przeszłości Błysk nastraszył chłopca, który podkradał mu jedzenie, wyrywał włosy, pchał, nie pozwalał zasnąć i ten chłopiec do dziś okazywał respekt swojemu wierzchowcu.
— Shanel jest taka inna niż każdy kogo spotkałem. Dba o mnie i martwi się o mnie.
— Z pewnością.
Ister nie reagowała w szczególny sposób na jego słowa, bo wiedziała, że na to czeka. Na jakikolwiek znak, że jest zazdrosna, że odrobinę jej zależy. Obiecała sobie, że już nigdy nie da mu nawet przypadkiem nadziei.
— Ostatnio często widzę cię z tatą.
Codziennie — przeszło przez myśl Ister. Byli blisko siebie w wolnych chwilach i wspierali się nawzajem swoją obecność. Oboje kochali to samą martwą osobę. Rash nie mógł mieć pojęcia jak zbliżało to ludzi.
— Niedługo 9 rocznica, ty wychodzisz za mąż, a my się starzejemy i kiedyś będziemy mieli tylko siebie — stwierdziła chłodno. — Musimy sobie wiele wyjaśnić.
Ister nie mogła powstrzymać żalu, gdy pomyślała, że swoją starość spędzi z dawnym rywalem w miłości. W dodatku rywalem, który ją pokonał. Niedługo wprowadzi się tutaj Shanel, potem urodzą się dzieci, a dla nich zacznie brakować miejsce. Może oboje zamieszkają w drugiej, mniejszej posiadłości, należącej do jej pani — już do śmierci skazani na swój widok.
— Ona nie żyje od prawie 9 lat — mruknął pod nosem Rash, głęboko w czymś zamyślonym. — A ty mimo to...
— Wiem — przerwała mu. — A teraz proszę udaj się do swojej sypialni i odpocznij. Jutro przyjeżdża twoja narzeczona.
— Wiem — powtórzył jej wcześniejsze słowa z delikatnym uśmiechem. — Wiem, że jutro mam ją czarować. Już teraz wiem.
Potem wyszedł z pokoju posłusznie i omal się nie rozpłakał, bo nie spodziewał się tego, że Ister go wyprosi.
Tymczasem Ister nie miała ochoty wysłuchiwać jego żalów na jej panią. Rozumiała już, że to nie jego wina, że żywi według niej nieuzasadnioną nienawiść do swojej matki. Nie mógł wiedzieć, że jej pani marzyła o potomku, któremu mogłaby powierzyć wszystko, co zebrała i stworzyła. Nie mógł wiedzieć, że zabijała, walczyła, zdradzała, kłamała, oszukiwała, kradła tylko po to, by stworzyć "dom", gdzie jej synowi nie będzie groziło niebezpieczeństwo. Ister do końca życia nie zapomniała słów jej jedynie 15-letniej pani w momencie, gdy wyjeżdżała w sam środek piekła. "Przeleje tyle krwi, ile będzie trzeba, by moja krew mogła tu żyć. Potrzebuję kraju, w którym mój syn będzie bezpieczny." Jej pani od zawsze pragnęła syna. Od kiedy Ister pamięta, jej pani wspominała, że chciałaby mieć tylko jednego syna. Rash nie wiedział jak ważny był dla swojej matki.
Prawdopodobnie jedynie sama Mari wiedziała.