Życie to teatr. Aktorzy niszczą się nawzajem, żeby zdobyć więcej czasu, korzystniejsze miejsce, więcej uwagi. Są samolubni.
Rash zaczął unikać Ister i nie krył się z tym jakoś specjalnie. Ister nie miała dobrych przeczuć pomimo tego, że za zmianą w jego zachowaniu mogło stać odrzucenie. Przeczuwała, że w najbliższej przyszłości stanie się katastrofa, ale nie próbowała jej powstrzymać.
Zamiast tego myślała o swoich 36 urodzinach. Mimo, że żyła już tyle lat, nie czuła się specjalnie mądra i doświadczona. Ostatnio częściej myślała o sobie jako o głupim ptaku, który w dzieciństwie został wyrzucony z gniazda i dzięki szczęściu przeżył. Rodzice nie nauczyli go żyć, ale zrobił to ktoś inny.
Ister cały dzień spacerowała po posiadłości, próbując nie natknąć się na Shanel i Rash. Shanel postanowiła spędzać z Rashem każdy weekend, dlatego Ister wciąż musiała się mieć na baczności. Shanel widziała w niej jedynie zbędną służkę, którą można usunąć. I była to prawda. Jedno słowo kogoś takiego jak Shanel i mogła stracić wszystko.
Ister nie chciała podsłuchiwać. Nie lubiła tego, ale czasami podsłuchiwanie było nieuniknione. Zbliżała się do altany, gdzie spędzała wszystkie swoje popołudnia, ale ktoś już tam był. Rash i Shanel. Ten pierwszy mówił coś zdenerwowanym głosem, który na pewno nie był spowodowany trzymanej na jego kolanie ręce Shanel. Ister na swoje nieszczęście usłyszała to coś, to zdanie.
— Nie mogę tego znieść. Nienawidzę. Ister, musi umrzeć.
Zamarła. Nic nie mogła poradzić na to, że przeszło jej przez myśl, że musi być śmieciem, bo zawsze widziała w Rashu swoją panią. Usłyszenie od kogoś, kto wygląda jak jej pani, że powinna umrzeć, było jedną z najgorszych rzeczy, które ją spotkało.
Odwróciła się i udając, że wszystko jest w porządku, odeszła. Zignorowała nawoływanie Kaasa z ogrodu. Obawiała się, że znowu będzie chciał porozmawiać o sobie, a ona nie byłaby w stanie pokazać jemu, że mu współczuje. Przesadą byłoby powiedzenie, że Ister załamała się, ale na pewno nie czuła się dobrze, żeby aż tak udawać. Musiała pomyśleć. I ochłonąć.
Uciekła do swojego pokoju. Zamknęła się w nim i drżącą ręką sięgnęła po zdjęcie, leżące na biurku. Położyła się na łóżku bez jakiejkolwiek delikatności i zaczęła wpatrywać się w swoją zmarłą panią. Uśmiechała się, biło od niej światło i życie, pomimo tego, że robione było niedługo po zakończeniu wojny. Wszyscy, włącznie z Ister, obawiali się, że jej pani wpadnie w depresję i zamknie się na innych. Stanie się zgorzkniała, ale ona stała się przeciwieństwem zgorzkniałego człowieka. Na każdym kroku okazywała jak bardzo kocha ten świat. Może i było w tym odrobinę fałszywości, ale starała się.
Ister także chciała się starać dla niej. Dla swojej pani. Zawsze wykonywała jej polecenia. I zawsze to było za mało. Zaopiekuj się moją rodziną — ostatnie polecenie od jej pani. Edgar nie był rodziną jej pani, a pierwszym i jedynym zakochaniem. Chodziło o Rasha. Jej pani chroniła go zanim się urodził, po tym jak się urodził do swojej śmierci i zrobiło wszystko, by miał ochronę po jej śmierci. Ister uświadomiła sobie, że nienawidziła go z jeszcze jednego powodu. Bo jej pani poświęciła, by dla niego cały świat. I to ona chciała być na jego miejscu.
Prawdopodobnie w momencie, gdy to do niej dotarło, przestała wpatrywać się w zdjęcie i uśmiechnęła się delikatnie. Już wiedziała, co powinna zrobić. Żyć w zgodzie ze sobą, czyli według woli jej pani. A jej pani chciała od niej jednego.
— Chroń Rasha.
Zgiń w ostateczności dla niego — pomyślała.
*****
Ister jęknęła, czując czyjąś dłoń na swoim ramieniu, a później potrząsanie i słowa: "obudź się". Niechętnie otworzyła oczy i omal nie pisnęła, widząc tuż przed nosem twarz Jany.
— Idą po ciebie — oświadczyła Jana z przerażeniem.
Ister niechętnie podniosła się do siadu. Wciąż nie bardzo kontaktowała. Zamrugała parę razy. Było zimno. Zapomniała zamknąć okno.
— Co?
— Idą po ciebie — Jana złapała za jej dłoń i spojrzała prosto w jej oczy. — Zabiją cię. Uciekaj.
— Nie rozumiem — stwierdziła Ister, krzywiąc się, bo Jana zacisnęła palce na jej skórze.
— Rash na ciebie doniósł. Chyba powiedział Shanel, że pani i ty byłyście za blisko. On kazał się ciebie pozbyć — powiedziała Jana, po czym zacisnęła zęby i czekała na krok Ister.
— Dlaczego?
Ister nie wiedziała, czemu zadała to pytanie. To Rash chciał jej śmierci, a tak wpływowa osoba jak Shanel mogła spełnić każdą jego zachciankę, nawet tak okrutną.
— Nie wiem, Ister. — Jana płakała. — Uciekaj, proszę — wyszeptała.
Ister zrobiło się przykro, że ta zawsze oschła i poważna Jana, tak cierpiała. Nie czuła się godna posiadania kogoś takiego za przyjaciółkę.
— Nie — sprzeciwiła się.
Ucieczka była bezcelowa. Ponadto nie chciała jej. Jeśli by uciekła, jej życie nie miałoby już sensu, bo żyła tylko po to, by zaopiekować się Rashem. Miała nad nim czuwać dla swojej pani.
— Dla–cze–go? — wydusiła z siebie Jana, dławiąc się łzami.
Ister pokręciła głową. Inni ludzie nie musieli wiedzieć.
— Po prostu nie.
Po tym ignorując roztrzęsioną służkę, Ister ubrała się w swoją ulubioną suknię, którą dostała wiele lat temu w prezencie od swojej pani. Czuła, że już nie wróci nigdy do tego miejsca. Ostatni raz rozejrzała się po swoim pokoiku. Jej wzrok najdłużej spoczął na zdjęciu, stojącym na biurku. Zdjęciu przedstawiającym jej uśmiechniętą panią.
Z podniesioną głową i lekkim uśmiechem ruszyła do salonu. Zignorowała służbę, która przyglądała się jej badawczo, ale też i szeptała między sobą. Zignorowała smutny wzrok Edgara, który nie odezwał się ani słowem. Zignorowała szeroki uśmiech Shanel, która własnoręcznie ją skuła. Straż złapała ją za ręce. Została wyprowadzona. Zapakowana do wozu. Wywieziona. Nie zobaczyła Rasha.
Wszystko działo się zbyt szybko.