rozdział drugi: pani

41 2 0
                                    

Życie to teatr. Każdy z nas zostaje obsadzony w niekończącym się przedstawieniu. Niektórzy z nas dostają główne role, inni nie mówią ani jednej linijki.

Ale każde z nas kiedyś zejdzie ze sceny i nigdy już na nią nie powróci.

— Pani, leki, o które pani prosiła — usłyszała wyprany z emocji głos swojej służki. — Proszę panią o rozsądne ich użycie.

Mari odesłała służącą nim do tej dotrze, na co pozwala swojej pani. Spojrzała na małą fiolkę z napojem o pomarańczowym odcieniu. Na chwilę przed jej oczami pojawiła się postać jej jedynego syna. Przeklęła swoje wahanie i usiadła przy biurku, na którym czekał już na nią listowy papier i jej ulubione wieczne pióro.

Mimowolnie na kartce pojawiały się kolejne litery, kiedy wzięła do ręki pióro.

Droga mi Ister,
oto nadszedł mój koniec. Popychana do działania przez swój egoizm, odbieram sobie życie, by nie musieć więcej patrzeć w oczy mężczyzny, którego dogłębnie zraniłam. Ten sam egoizm każe mi obarczyć swoim grzechem osobę, której lojalność do mnie była niezachwiana. Cudzołożyłam z kobietami. Grzeszyłam przeciwko Bogu. Zdradzałam swojego męża. Zaniedbywałam własnego syna. Wszystko dla chwil przyjemności. Żałuje, ale to nic nie zmieni, bo on już wie. On nie chce rozwodu, by nie ranić Rasha. Ja wiem, że on mnie nienawidzi. Wiem, że mój widok napawa go obrzydzeniem. Wiem, że ilekroć spojrzy na Rasha tak podobnego do mnie, będzie odczuwał ból.
Wszystko zniszczyłam.
Proszę, zaopiekuj się moją rodziną. Wróć.
Mari

Mari zgięła kartkę na pół i włożyła do koperty. Podpisała ją słowami "do Ister". Nie odczuwała potrzeby, przelewania na papier myśli skierowanych do innych ludzi. Wzięła do ręki fiolkę z napojem i ignorując cień w kącie pokoju, podeszła do łóżka. Zdjęła z siebie kamizelkę i buty. Rozpięła pierwszy guzik swojej koszuli oraz podwinęła jej rękawy, zepsuła warkocza i potargała włosy, obrączkę położyła na stoliku nocnym, po czym położyła się na plecach na łóżku. Spojrzała w górę prosto na sufit. Zawsze marzyła o tym, że gdy spojrzy w górę po otworzeniu oczu, ujrzy niebo, nie wykrzywione z bólu twarze dzieci.

Miała 9 lat, gdy pierwszy i ostatni raz uciekła razem z Ister z domu, i spała na łące. Otulała ją trawa, poduszką był kamień, piła wodę ze strumyku i jadła jagody. Do późna nie mogła usnąć, ale nie dlatego że była jak Ister przerażona, ale dlatego że zapatrzyła się w gwiazdy. Odszukiwała znane z książek gwiazdozbiory i cieszyła się. A kiedy rano obudził ją hałas natury, miała nad sobą upragnione niebo.

Rodzice byli wściekli. Ister została surowo ukarana i jedynie dzięki wstawiennictwu Mari nie wyrzucono jej. Za to Mari musiała przysiąc, że już nigdy nie zachowa się tak nieodpowiedzialnie i nie narazi swojego życia. Oczywiście nie udało jej się nigdy tej obietnicy spełnić, ale nie uciekła już z domu.

— Przepraszam mamo, przepraszam tato, wybacz mi skarbie. Znowu robię coś głupiego — wyszeptała, przykładając do ust fiolkę.

Wypiła jej zawartość. Napój był gorzki toteż skrzywiła się. Ostatni raz pomyślała o smutnej Ister, gdy powiedziała jej, że nie musi już jej służyć, o mężu z pogodnym wyrazem twarzy, gdy nakładali obrączki na swoje palce, o synu w momencie, gdy wyciągnął w jej stronę ręce i zawołał: mama. Niczego nie żałowała. Żadnego z kłamstw. Żadnej krwi. Żadnej nieprzespanej nocy. Swojego poczucia winy.

Zamknęła oczy i już nigdy ich nie otworzyła. Pozostała po niej fiolka po napoju wiecznego snu i list w turkusowej kopercie — kolorze jej oczu.

*****

Ister trzymała w rękawach kopertę od swojej pani i zastanawiała się, co powinna teraz zrobić. Życzeniem jej pani i Edgara było zaopiekowanie się Rashem, ale nie czuła się na siłach tego zrobić. Była jak wierna kopia swojej mamy. Różniła ich jedynie płeć i charakter. Jej pani zawsze była pełna życia, ciekawa świata, lekkomyślna i na swój sposób męska. Zawsze otaczała ją silna aura, nawet gdy wyglądała niczym niewinna księżniczka.

Rash był w środku niczym "niewinna księżniczka", co wszystko utrudniało. Chciał ją uszczęśliwiać. To prawie jakby jej własna pani traktowała ją z czułością.

— Mamusia lubiła to miejsce? — zapytał chłopiec, siadając na kamiennej ławce tuż przed stawem.

— Sama kazała to tu postawić. Kochała patrzeć w wodę — powiedziała, patrząc melancholijnie w stronę wody — i skakać do niej w ubraniach. Twoją mamusię prawie cała służba widziała półnagą.

Ister uśmiechała się na wspomnienie swojej pani, zrzucającej z siebie większość nakrycia podczas kąpieli w wodzie. Ochlapywała każdą służkę, która do niej podeszła. Kiedy w końcu wychodziła z wody, miała na sobie jedynie majtki i koszulę, i nie pozwalała się ubrać. Ogrodnicy śmiali się z niej, gdy w takim stanie siadała na ławce i śpiewała najpopularniejsze piosenki wśród prostych ludzi. Nikt ze służby nie był nią zainteresowany w ten sposób, może właśnie dlatego że była taką osobą. Trochę już nieczystą. Rodzice za pierwszym razem byli na nią wściekli, ale kiedy propozycje małżeństw nie przestały się pojawiać, dali jej spokój, bo i tak nie mogli nic zrobić na córkę, która była w stanie uciec oknem z pokoju na piętrze i nie zrobić sobie krzywdy.

— To złe. Mamusia tak nie uważała?

— Nie. Mamusia nienawidziła ubierać niewygodnych ubrać i gdyby nie dziadek, i babcia mogłaby chodzić bez ubrać. Ale nie chciała, by się za nią wstydzili, dlatego zawsze ubierała na spotkania piękne sukienki.

Chłopiec chwilę się namyślał. Mimowolnie przysunął się bliżej Ister na ławce.

— Mamusia była bardzo piękna. Wszyscy mówią, że ja i mamusia jesteśmy podobni. Ja też będę tak piękny jak mamusia?

Ister namyślała się chwilę nad odpowiedzią. Nie chciała mówić prawdy, ale nie była w stanie okłamać właściciela tych turkusowych tęczówek.

— Tak... Będziesz piękniejszy niż moja pani. W końcu jesteś jej synem.

Chłopiec uśmiechnął się szeroko. Przytulił się do ramienia Ister i rzekł ucieszony:

— Będę jak mamusia. 

Turkusowe tęczówkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz