część czwarta: narzeczona

17 1 0
                                    

Życie to teatr. Sztuki nie odgrywamy sami. Inni aktorzy mieszają w naszej historii. Sprawiają, że jest ciekawsza, dramatyczniejsza, smutniejsza.

Ister spięła się, widząc jak chłopiec, a raczej prawie już mężczyzna, klęka na jedno kolano i wyjmuje z kieszeni białe pudełeczko. Dobrze wiedziała, co teraz nastąpi. Wielokrotnie wyobrażała sobie siebie w tej pozycji przed swoją panią. Pani wyciągała w jej stronę rękę i pozwalała nałożyć na swój palec pierścionek. Pozwalała się pocałować. Tak, wyjdę za ciebie — szeptała wtedy przez łzy, jednocześnie jej turkusowe oczy pozostawały roześmiane. Ister nigdy nie skrytykowała tego nierealnego nawet jak na marzenia pomysłu.

— Czy wyjdziesz za mnie, Is—

— Nie — przerwała mu chłodno. — Nie chcę stać się twoją żoną i nie jest to możliwe — sprowadziła go na ziemie.

Odsunęła się od niego. Okiem rzuciła na srebrny pierścionek z zielonym kamieniem. Nie podobał jej się, mimo że wyglądał na wiele warty. Odwróciła wzrok od młodego mężczyzny, by nie musieć konfrontować ich spojrzeń — jego pełnego bólu i swojego niczym lód.

— Dla–Dlaczego? — zdołał wydusić z siebie Rash.

Na usta Ister cisnęło się wiele powodów.

— Jestem od ciebie niżej w pozycji społecznej, szlachcicu. Masz już oblubienice wybraną ci przez twoją matkę. Ponadto dzieli nas ponad 20–letnia różnica wieku. Z tego małżeństwa nie płynęłyby żadne korzyści. I — zawahała się, bo przyznanie tego uderzy w jej dumę — ja jestem chora.

Na twarzy Rasha pojawiła się emocja, którą można było odczytać jak zrozumienie pomieszane z rezygnacją.

— Kochasz moją matkę? — zapytał Rash, wstając z ziemi. — Moja matka zabroniła ci? Cudzołożyłyście... razem? — ostatnie pytanie ledwo przeszło mu przez gardło. — Mojego tatę... ona naprawdę zdradzała mojego tatę... z kobietami?

Ister wzięła głęboki wdech. Ponownie odwróciła się w jego stronę i złapała z całej siły za jego ramiona. Zmusiła jego, a może bardziej siebie, do patrzenia w swoje oczy.

— Nie. Moja pani nigdy nie widziała we mnie kochanki. To ja jestem chora, bo zakochałam się w swojej pani. Nie waż mówić o niej jako o kimś obrzydliwym. Moja pani była najpiękniejszą z zewnątrz i wewnątrz kobietą jaką kiedykolwiek poznałam — wycedziła.

Rash wstrzymał oddech. Nie znał takiej Ister. Ister zawsze była jego miłą przyjaciółką, nigdy się na niego nie denerwowała i zawsze go wspierała. To nie tą Ister, która stała przed nim, kochał.

— Nie jesteś chora... — zaczął niepewnie.

— Jestem! — krzyknęła, odrzucając go od siebie i zaczęła chodzić po pokoju. — Po co to zrobiłeś? Po co mi się oświadczyłeś? Wyglądasz jak ona... To boli.

Ister raz jeszcze zerknęła na tego już prawie mężczyznę. Miał długie, związane w warkocza, złociste włosy, które opadały na jego prawe ramie. Posiadał tak samo jak jego matka prosty nosa, pełne policzki oraz zaokrąglony podbródek. Ubierał się nawet podobnie do niej i nosił rękawiczki, które należały w przeszłości do niej, choć nie zdawał sobie z tego sprawy. Jednak tym co sprawiało, że zawsze widziała w nim, swoją panią, były turkusowe oczy. Nigdy nie widziała innych ludzi niż jej pani oraz jej syn o takim odcieniu tęczówek.

— Proszę, nie mów tak.

Ister prychnęła.

— Mam nie mówić, że wyglądasz jak młodsza wersja mojej pani? — zapytała z ogromną dozą sarkazmu. — Mam nie mówić, że jesteś dla mnie jedynie jej zastępstwem? Mam nie mówić, że bliżej mi do nienawidzenia cię niźli kochania? Nawet twój ojciec... — zamilkła, czując, że nie powinna o tym wspominać.

Dolna powieka chłopaka zaczęła drżeć, ręcę zaciskały się mocno na jego ubraniach. Na twarzy Rasha pierwszy raz zobaczyła taką bezradność.

— Wiem — wyszeptał płaczliwie. — Wiem, ale cię kocham. Jesteś jedyną, która nie patrzy na mnie ze wstrętem. Tata, służba... oni...

Ister nie była w stanie dłużej utrzymywać oziębłość, gdy oczy Rasha zaszkliły się i biła z nich głęboka rozpacz. Przyciągnęła go do swojej piersi. Położyła prawą rękę na jego włosach, podczas, gdy drugą oplatała jego plecy.

— Cii... — wymruczała do jego ucha. — Nie wyjdę za ciebie, ale nigdy cię nie opuszczę.

Stali tak wtuleni w siebie, ona myślała o swojej pani, on o końcu miłości.

*****

Ister nigdy nie spotykała się z żadnym mężczyzną. Współżycie bez ślubu uważała za jeden z najgorszych grzechów toteż nigdy nie zbliżyła się do osób otwarcie ją adorujących. Dwa razy się jej oświadczono. Za pierwszym miała jedynie 9 lat i zrobił to jakiś bogaty szlachcic, lubujący się w małych dziewczynkach. Rodzice jej pani odmówili. Ister w tamtym momencie czuła się dowartościowana, bo ktoś jej zapragnął, ale teraz wiedziała, że tego nie można było nazwać oświadczynami choć tak nazwała to mama jej pani. Drugich i już prawdziwych oświadczyn doświadczyła miesiąc po uwolnieniu od swojej pani. Odrzuciła jednak mieszczanina, mówiąc, że nie posiada niczego, co ją by zainteresowało.

Ister na zawsze miała pozostać czysta.

— Nie była grzesznicą — zaprzeczyła. — Twoja mama była dobra. Dbała o ludzi.

— Kłamiesz — powiedział natychmiast Rash. — Mówisz tak, bo ją kochasz. Tata też zawsze mówi jaka to ona dobra nie była. Urządziliście konkurs, które z was zdoła ją bardziej wybielić?

Ister odwróciła wzrok. Turkusowe tęczówki wpatrywały się w nią zbyt intensywnie. Jej pani patrzyła na nią w ten sposób jedynie wtedy, gdy ją okłamała i jej pani chciała poznać prawdę.

— Pani, którą ja znałam była dobra. Nie wiem jaką panią była, kiedy nie widziałam — rzekła wymijająco.

Ister mieszkając tyle lat w tym miejscu, nie mogła nie usłyszeć, raniących plotek na temat jej pani. Grzesznica, dewiantka, bezwstydna dama, córa diabła, ladacznica to najdelikatniejsze określenia, które zasłyszała. 

A przecież jej pani chciała jedynie zapewnić bezpieczeństwo swojemu potomkowi. 

Turkusowe tęczówkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz