Rozdział 12

1.2K 103 24
                                    

Jak już pewnie wiecie pewna szatynka lubiąca świnie, znana powszechnie jako Mabel jest wyjątkowo głośną osobą. Nikogo nie powinno więc dziwić, że już od pierwszego dnia jej pobytu w domu nie daje nam odpocząć, tylko od rana drze się na całe Wodogrzmoty i dalej. Sprawa rysowałaby się korzystniej gdyby rzeczywiście miała coś ważnego do przekazania, ale jak to ona ekscytuje się zupełnie wiadomymi rzeczami.
-Ej słuchajcie na dworze jest śnieg! - darła się Mabel wpadając do mojej sypialni.
- Mabel, śnieg jest tu od jakiś dwóch tygodni, a wczoraj sama go doświadczyłaś stojąc przed domem i czekając aż ci otworzę, więc nie zachowuj się jakbyś właśnie odkryła lek na raka- odpowiedziałem wpół przytomny.
- Ah Dipper, ty nic nie rozumiesz- jęknęła moja siostra - Wiesz ile wspaniałych rzeczy można zrobić w zimę? Możemy urządzić bitwę na śnieżki, ulepić bałwana, zbudować iglo, pojeździć na sankach czy w końcu... POJEŹDZIĆ NA ŁYŻWACH!- skończyła wymieniać Mabel wykrzykując ostatnią propozycję jeszcze głośniej niż pozostałą część jej wywodu.
Od kiedy moja siostrzyczka zaczęła interesować się japońską kulturą odkryła istnienie anime. Na moje nieszczęście jej pierwszą obejrzaną serią było jakieś „Yuri! On Ice" czy coś w tym stylu. Od tego momentu jara się łyżwiarstwem figurowym i homoseksualistami.
Podsumowując: Mabel z normalnego członka społeczeństwa ewoluowała w otaku-yaoistkę.
- Nie wyciągniesz mnie z domu. Poza tym zapominasz, że nie jestem zdolny do jazdy na łyżwach - oświadczyłem kładąc głowę na poduszkę.
- No weź, bałwana chyba dasz radę ulepić - powiedziała proszącym tonem dotąd milcząca Natalie.
- Nie mogę moczyć gipsu.
W tym momencie do naszej debaty dołączyła zwabiona hałasem Pacifica.
- Moja służba może cię nosić. Przyznaj, że masz ochotę na wyścig sankami - rozkazała blondynka.
- Nie chce żeby ktokolwiek mnie nosił - odpowiedziałem poddenerwowany - Jak chcecie iść na sanki czy cokolwiek to idźcie, a ja posiedzę tu sobie grzecznie z Billem i na was poczekam.
- Ech... No dobra, ale miej świadomość, że my będziemy się świetnie bawić, a ty będziesz siedział, nudził się i czytał - powiedziała lekko naburmuszona Mabel - A właśnie mam tę twoją książkę, o którą mnie prosiłeś, przynieść ci ją? Swoją drogą to nie wiedziałam, że lubisz takie klimaty.
- Nie! Znaczy... tak proszę przynieś, ale to nie ja będę to czytać - odparłem szybko.
- Hej wam! - usłyszeliśmy głos Billa - Strasznie hałasujecie, o czym tak rozmawiacie?
- Planujemy wyjście na dwór - odpowiedziała oschle Natalie.
- A Dipper nie chce iść, bo jest nerdem i woli książki niż dobrą zabawę - dodała Mabel wystawiając do mnie język.
- Serio nie masz dość siedzenia samemu? Ja tam bym się porzucał śnieżkami - stwierdził blondyn biorąc łyk z kubka, który trzymał w dłoni - A swoją drogą ubieraj się, bo dzwonił twój lekarz i za godzinę będą ci rozcinać gips.
- Co?! Czemu dzwonią o takiej godzinie?!
Właściwie to dzwonili wczoraj rano, ale byliśmy dosyć zajęci, a później jakoś zapomniałem ci powiedzieć, więc dowiadujesz się teraz - chłopak zakończył wypowiedź kolejnym głośnym siorbnięciem.
- Nienawidzę cię!
- Wiesz jak to jest... Jak nazywasz kogoś idiotą to tak na prawdę go lubisz, a idąc tym tokiem myślenia jeśli mówisz, że go nienawidzisz, to wychodzi na to... że mnie kochasz! - dokończył Bill z triumfalnym uśmiechem.
Czułem się trochę oszołomiony tym co powiedział, ale czułem, że jedynym wyjściem z tej sytuacji było natarcie na niego i bieganie za nim po całym domu. Tak też zrobiłem. Wyskoczyłem z pościeli i zacząłem biec na Billa, ten jednak widocznie przewidział mój plan i już był przy drzwiach łazienki, do której wszedł. Gdy tam dokuśtykałem nacisnąłem na klamkę, a po otworzeniu drzwi poczułem na twarzy strumień wody. Chłopak stał w wannie i celował do mnie ze słuchawki prysznicowej, z której z dużym ciśnieniem leciała woda. Korzystając z mojego chwilowego zdezorientowania przemknął koło mnie, podbiegł do schodów i zjechał po poręczy na dół. Z parteru dobiegło głuche uderzenie. Zeszliśmy na dół i zobaczyliśmy Billa leżącego na podłodze, twarzą do ziemi. Gdy odwrócił głowę spod grzywki dostrzegliśmy, że połowa jego czoła jest sina.
- Bill, wszystko ok? - spytała z troską Pacifica.
- Z grubsza jest git, ale mógłby ktoś przynieść mi lód? - spytał gładząc się po głowie.
Podszedłem do zamrażalnika, wyciągnąłem lód i zawinąłem go w serwetkę po czym przyłożyłem blondynowi kompres do czoła. Widać było, że sprawiło mu to ulgę, bo wyraźnie się rozluźnił i uspokoił. Po opanowaniu sytuacji ogarnęliśmy, że mamy jakieś pół godziny na dojście do szpitala, więc szybko ubraliśmy się i wyruszyliśmy w podróż. Jako, że nie mieliśmy samochodu trzeba było iść pieszo. Na szczęście więcej śniegu już nie spadło, a ten wcześniejszy trochę stopniał więc poruszanie się było możliwe. Nasz orszak otwierałem ja i Bill, na którego plecach siedziałem, potem szła Natalie, za nią Mabel, a cały pochód zamykała Pacifica. Tak oto dotarliśmy do szpitala. W każdym innym szpitalu przeczekałbym w nim od początku przyjęcia, do zakończenia rehabilitacji, ale nie tutaj. W Wodogrzmotach wypuścili mnie na jakiś czas, żebym sobie pożył w gipsie, a teraz biorą mnie znowu, aby mnie tego gipsu pozbawić. Do tego nie mam co liczyć na rehabilitację i z rozruszaniem mięśni mam sobie radzić sam. Przyjął mnie jakiś staruszek, który co chwilę zapominał co właśnie miał zrobić, przez co moja wizyta przedłużyła się o ponad dwa razy. W końcu jednak mój zabieg dobiegł końca. Lekarz zalecił spokojne ćwiczenia nogi oraz smarowanie jakimś dziwnym specyfikiem, który był jego łupem po wygraniu w pokera z gnomami. Powiedział, że jest szansa, że po paru dniach będę w stanie bez większych problemów chodzić. Do domu wróciliśmy takim samym sposobem jak wcześniej.
- To my idziemy na miasto - oznajmiła mi Mabel.
- Bawcie się dobrze - odpowiedział Bill przygotowując herbatę.
- A ty nie idziesz? - spytała Natalie patrząc na chłopaka podejrzliwym wzrokiem.
- Ktoś musi doprowadzić twojego chłopaka do zdrowia, nieprawdaż?
- Równie dobrze mogłabym to być ja.
- Ale widocznie wolisz iść na dwór niż się nim zająć.
- Natalie, nie obraź się, ale Bill nie zna żadnej z was i mógłby czuć się niekomfortowo z obcymi ludźmi. A tak on spędzi czas ze mną, a ty wybawisz się za wszystkie czasy - próbowałem załagodzić sytuację.
- Wolałabym bawić się z tobą - odparła.
- Dlatego, kiedy tylko już wszystko będzie dobrze z moją nogą, będę spędzać z tobą każdą wolną chwilę.
- Eh... Dobra jak tam chcesz. Cześć - powiedziała wychodząc z domu.
Natalie ewidentne miała focha. Postanowiłem o tym nie myśleć, ponieważ wiedziałem, że nawet jeśli umiem rozwiązać najbardziej zawiłe zagadki kryminalne, to i tak nie poradzę sobie z rozszyfrowaniem damskich uczuć.
- Bill możesz dla mnie też zrobić herbatę? - spytałem.
- Nie czas na przyjęcia herbaciane. Słyszałeś co powiedział lekarz? Mamy rozruszać miejsce w twojej nodze, więc tym się zajmiemy.
- Dlaczego tak od razu?
- Im wcześniej się za to zabierzemy tym szybciej będziesz mógł się wyszaleć na śniegu. Twoja siostra będzie niepocieszona jeśli nie pojeździsz z nią na tych łyżwach.
- Pewnie tak - przytaknąłem od niechcenia.
Bill jednak nie mógł tego usłyszeć, gdyż był już na górze w poszukiwaniu jakiegoś poradnika z rehabilitacji. Wrócił nie tylko z książką i maścią, ale też matą do jogi, która jakimś sposobem znalazła się w tym domu. Mimowolnie wyobraziłem sobie Stanka i Forda w legginsach i koszulkach ćwiczących jogę w rytm najpopularniejszych popowych kawałków. Blondyn położył matę na ziemi i sam usiadł po turecku obok niej. Usiadłem wiec na macie, naprzeciwko niego czekając na instrukcje. Przeleciał z grubsza wzrokiem przez ćwiczenia z książki i zaczęliśmy. Najpierw kazał mi się położyć na plecy, co uczyniłem, i robić rowerki, a następnie nożyce. Z tym nie miałem większych problemów. Przeszliśmy więc do położenia się na brzuch i unoszeniu do góry nóg. Z tym było już gorzej, ale raczej nie z powodu mojej dolegliwości. Natomiast koszyczek był już jakimś wyzwaniem, więc Bill musiał mi pomoc z jego wykonaniem. Po tym przeszliśmy do ćwiczeń stojących. Średnio szło mi samo stanie w miejscu, więc oczekiwanie ode mnie przysiadów było zgubne. Mój kolega jednak uparł się, że dam radę to zrobić, więc w rezultacie musiał mnie trzymać, podnosić i asekurować w tym samym momencie. Na koniec postałem sobie chwilę na mojej zdrowej nodze i machałem sobie tą chorą. Po skończonych ćwiczeniach posmarowaliśmy mazidłem moją nogę, którą po zabiegu przeszyło ciepło i poczułem jak coś w środku coś się zmienia. No cóż, albo to rzeczywiście działa uzdrawiająco, albo ta kończyna niedługo już całkiem odpadnie.
- Dasz radę przejść do kuchni? - spytał Bill zwijając matę.
- Raczej jeszcze nie - odpowiedziałem.
Chłopak westchnął i wziął mnie za ręce stojąc do mnie przodem. Gdy upewnił się, że jego chwyt jest wystarczająco mocny zaczął iść do tyłu.
- Bill co ty robisz?
- Trzeba nauczyć cię chodzić. Chyba masz już dość tego, że wszędzie musisz się czołgać, co? - spytał z cichym śmiechem.
- Masz rację, nie chcę już być dżdżownicą.
W takiej pozie doszliśmy do kuchni. Tam usiadłem na taborecie, a Bill podał mi mrożoną herbatę z lodem.
- Za to, że ładnie wykonywałeś ćwiczenia - wyjaśnił - W takim tępie pojeździsz na łyżwach raz-dwa!
- Mhm - mruknąłem cicho.
Niebieskooki chwilę bacznie mi się przyglądał. W tym czasie ja zajmowałem się unikaniem kontaktu wzrokowego.
- Ty nie chcesz się z nami bawić - bardziej stwierdził niż spytał Bill.
- Nie oto chodzi. Ja po prostu...
- Co?
- Wstydzę się!
- Czego tu się niby wstydzić?
- Że nie umiem jeździć na łyżwach! Wiem, że Mabel bardzo na tym zależy i obiecałem jej, że zatańczę z nią te wszystkie układy kiedy przyjdzie zima, ale ja nawet nie umiem ustać na lodzie, a co dopiero tańczyć - powiedziałem podniesionym tonem na jednym wdechu.
- Oj, Sosenko, Sosenko... Przecież mogę cię nauczyć - zapewnił mnie przesuwając się bliżej.
- Niby kiedy? Za kilka dni, jak tylko Mabel ogarnie, że umiem chodzić od razu zaciągnie mnie na lodowisko.
- Nie znasz mnie Dippy? Spokojnie, damy radę, a ty o nic się nie martw. A teraz głowa do góry! Chciałeś urządzić przyjęcie herbaciane prawda?

___________________________
*kreatywne powitanie*
Co tam u was? Ja się rozleniwiłam przez co nie chciało mi się kończyć tego rozdziału, ale jednak to zrobiłam. Wy też macie cały tydzień wolny od szkoły? Ja tak i jedyne czym się zajmuję to czytanie i jedzenie słodyczy, przez co przytyłam dwa kilo. Jakoś tak mam, że jak tyję to mi wszystko idzie w uda i podbródek, a brzuch mam stosunkowo płaski. Ech, nie mogę tyle gadać, nie?
W każdym razie
DZIĘKI ZA 1K WYŚWIETLEŃ, NIE WIEDZIAŁAM, ŻE TO REALNE, ABY COŚ MOJEGO TYLE WBIŁO
      |
—  •   —       <- to jest fajerwerek
      |

 Ech, nie mogę tyle gadać, nie?W każdym razieDZIĘKI ZA 1K WYŚWIETLEŃ, NIE WIEDZIAŁAM, ŻE TO REALNE, ABY COŚ MOJEGO TYLE WBIŁO      |—  •   —       <- to jest fajerwerek      |

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

trzymcie się
*kreatywne pożegnanie*

Bez Tytułu ~ Billdip ~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz