Rozdział 20

794 83 15
                                    

Dziesięć godzin. Właśnie tyle minęło od kiedy wyjechaliśmy z Wodogrzmotów i rozpoczęliśmy swoją podróż do Nowego Yorku. Dziewczyny na tyłach auta całkiem dobrze się bawiły, czego raczej nie można było powiedzieć o nas. W czasie gdy one tańczyły, piły i oglądały filmy na znajdującym się na ścianie telewizorze, my walczyliśmy z opadającymi powiekami. Mimo, że co jakiś czas zamienialiśmy się miejscami, by jeden z nas mógł odpocząć, to spanie na siedząco nie było przesadnie wygodne, więc nie wysypialiśmy się zbyt dobrze. Niestety poza zmęczeniem doskwierała nam także nuda. Z przodu kampera nie było żadnych gadżetów elektronicznych, a radio odbierało tylko jedną stację, więc przez drogę zabawialiśmy się grą w ,,Nigdy, przenigdy..." delektując się dźwiękami irlandzkiego country.

- Dipper! - krzyknęła Mabel wsadzając głowę za zasłonkę.

- Mabel cicho! - odkrzyknąłem jej szeptem. - Prawie walnąłem w tira, a Bill śpi i jest styrany, więc go nie budź.

- Za późno Sosenko - odparł zerwany ze snu blondyn. - Co jest takiego ważnego, że musisz zakłócać mój sen.

- Ile razy ci mówię, żebyś mnie tak nie nazywał? Kiedyś tak na mnie wołał taki jeden demon, a fakt, że masz tak samo na imię jak on jeszcze bardziej przypomina mi o Dziwno-

- Kiedy indziej opowiesz o tym jak moczyłeś się w łóżko, bo miałeś koszmary. Teraz mamy ważniejsze sprawy - przerwała mi siostra, co w tym przypadku było zbawienne, bo trochę się zapędziłem z wyjawianiem naszych sekretów.

- Czekaj, to ile ty miałeś lat, że aż tak się bałeś koszmarów? - spytał Bill, choć ton jego głosu zdradzał, że doskonale zna odpowiedź.

- Mieliśmy po trzynaście. Chyba się tego wstydził, bo nie przyznał się dopóki pewnej nocy nie przesiąkł mu materac, a że mieliśmy piętrowe łóżko-

- Dobra Mabel jakie ważne sprawy mamy do załatwienia - tym razem to ja przerwałem jej.

- O właśnie! Zawieź nas na stacje benzynową! - rozkazała Mabel.

- Macie toaletę na tyłach - odpowiedziałem.

- Jesteśmy głodne! Nie jedliśmy nic prawie pół doby, zlituj się nad biednymi niewiastami w potrzebie! - ostatnie zdanie wypowiedziała błagalnym głosem.

- Mój giermku, te damy pragną jedzenia! Skieruj nas do karczmy w której ukoimy nasz głód - podjął zabawę Bill.

Zgodnie z rozkazami mojego rycerza zmieniłem trasę nawigacji i skierowaliśmy się do „karczmy".

•••

Zaparkowałem przed dość ubogim CPN-em. Stały przed nim tylko cztery samochody: dwa tiry i dwie osobówki, z czego jedna była białym Vanem i wyglądała jak jedna z tych, którymi porywa się dzieci. Wyszliśmy z auta i skierowaliśmy się do rozsuwanych drzwi. W środku znajdowało się pięć okrągłych stolików z krzesłami, półka z gazetami oraz lada. Wszystko miało już wyblakłe szaro-bure kolory, oprócz jednej rzeczy. Tą rzeczą był automat do gier stojący sobie spokojnie w kącie.

- Co to za kartka? - spytał Bill gdy zauważył, że nad automatem powieszony jest jakiś papier.

- Dzisiaj zawody. Jak wygrasz dostajesz darmowe żarcie. Chociaż ja w twoją wygraną wątpię - odpowiedział znudzony kasjer.

- Jakoś nie ma zawodników, więc tak czy siak wygram - odpowiedział Bill, zły na to, że ktoś ma czelność podważać jego zdolności.

- Zobaczymy - powiedział mężczyzna z kpiącym uśmieszkiem. - Chciałbyś zawrzeć układ?

- To zwykle ja wychodzę z taką propozycją - odrzekł podejrzliwy blondyn. - Jaki układ?

- Jeśli jakimś cudem wygrasz, to nie tylko dostaniesz dowolną ilość czegokolwiek jadalnego, ale też otrzymasz możliwość wyjścia na randkę z moją córką. Jeśli jednak przegrasz oddasz mi swoje auto i wszystkie pieniądze.

Bez Tytułu ~ Billdip ~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz