Dziesięć godzin. Właśnie tyle minęło od kiedy wyjechaliśmy z Wodogrzmotów i rozpoczęliśmy swoją podróż do Nowego Yorku. Dziewczyny na tyłach auta całkiem dobrze się bawiły, czego raczej nie można było powiedzieć o nas. W czasie gdy one tańczyły, piły i oglądały filmy na znajdującym się na ścianie telewizorze, my walczyliśmy z opadającymi powiekami. Mimo, że co jakiś czas zamienialiśmy się miejscami, by jeden z nas mógł odpocząć, to spanie na siedząco nie było przesadnie wygodne, więc nie wysypialiśmy się zbyt dobrze. Niestety poza zmęczeniem doskwierała nam także nuda. Z przodu kampera nie było żadnych gadżetów elektronicznych, a radio odbierało tylko jedną stację, więc przez drogę zabawialiśmy się grą w ,,Nigdy, przenigdy..." delektując się dźwiękami irlandzkiego country.
- Dipper! - krzyknęła Mabel wsadzając głowę za zasłonkę.
- Mabel cicho! - odkrzyknąłem jej szeptem. - Prawie walnąłem w tira, a Bill śpi i jest styrany, więc go nie budź.
- Za późno Sosenko - odparł zerwany ze snu blondyn. - Co jest takiego ważnego, że musisz zakłócać mój sen.
- Ile razy ci mówię, żebyś mnie tak nie nazywał? Kiedyś tak na mnie wołał taki jeden demon, a fakt, że masz tak samo na imię jak on jeszcze bardziej przypomina mi o Dziwno-
- Kiedy indziej opowiesz o tym jak moczyłeś się w łóżko, bo miałeś koszmary. Teraz mamy ważniejsze sprawy - przerwała mi siostra, co w tym przypadku było zbawienne, bo trochę się zapędziłem z wyjawianiem naszych sekretów.
- Czekaj, to ile ty miałeś lat, że aż tak się bałeś koszmarów? - spytał Bill, choć ton jego głosu zdradzał, że doskonale zna odpowiedź.
- Mieliśmy po trzynaście. Chyba się tego wstydził, bo nie przyznał się dopóki pewnej nocy nie przesiąkł mu materac, a że mieliśmy piętrowe łóżko-
- Dobra Mabel jakie ważne sprawy mamy do załatwienia - tym razem to ja przerwałem jej.
- O właśnie! Zawieź nas na stacje benzynową! - rozkazała Mabel.
- Macie toaletę na tyłach - odpowiedziałem.
- Jesteśmy głodne! Nie jedliśmy nic prawie pół doby, zlituj się nad biednymi niewiastami w potrzebie! - ostatnie zdanie wypowiedziała błagalnym głosem.
- Mój giermku, te damy pragną jedzenia! Skieruj nas do karczmy w której ukoimy nasz głód - podjął zabawę Bill.
Zgodnie z rozkazami mojego rycerza zmieniłem trasę nawigacji i skierowaliśmy się do „karczmy".
•••
Zaparkowałem przed dość ubogim CPN-em. Stały przed nim tylko cztery samochody: dwa tiry i dwie osobówki, z czego jedna była białym Vanem i wyglądała jak jedna z tych, którymi porywa się dzieci. Wyszliśmy z auta i skierowaliśmy się do rozsuwanych drzwi. W środku znajdowało się pięć okrągłych stolików z krzesłami, półka z gazetami oraz lada. Wszystko miało już wyblakłe szaro-bure kolory, oprócz jednej rzeczy. Tą rzeczą był automat do gier stojący sobie spokojnie w kącie.
- Co to za kartka? - spytał Bill gdy zauważył, że nad automatem powieszony jest jakiś papier.
- Dzisiaj zawody. Jak wygrasz dostajesz darmowe żarcie. Chociaż ja w twoją wygraną wątpię - odpowiedział znudzony kasjer.
- Jakoś nie ma zawodników, więc tak czy siak wygram - odpowiedział Bill, zły na to, że ktoś ma czelność podważać jego zdolności.
- Zobaczymy - powiedział mężczyzna z kpiącym uśmieszkiem. - Chciałbyś zawrzeć układ?
- To zwykle ja wychodzę z taką propozycją - odrzekł podejrzliwy blondyn. - Jaki układ?
- Jeśli jakimś cudem wygrasz, to nie tylko dostaniesz dowolną ilość czegokolwiek jadalnego, ale też otrzymasz możliwość wyjścia na randkę z moją córką. Jeśli jednak przegrasz oddasz mi swoje auto i wszystkie pieniądze.
CZYTASZ
Bez Tytułu ~ Billdip ~
Fiksi PenggemarTypowy (a może nie?) Billdip. Dipper wyjeżdża do Wodogrzmotów po swojej wielkiej porażce. Nie zrażać się pierwszym rozdziałem, później nie jest tragicznie Ja wam mówię, to będzie epopeja narodowa. Uwaga Do czerpania pełni radości wymagane jest zapoz...