Od zdjęcia mojej kuli u nogi, zwanej gipsem, minęło kilka dni. Dla mnie był to czas intensywnej rehabilitacji, natomiast dla damskiej części domowników był to okres ciągłych wypadów na miasto i zabaw na śniegu. Jakimś dziwnym sposobem w chacie na stałe, a przynajmniej do końca przerwy świątecznej zadomowiły się Wendy i Pacifica. Do Wendy przyjechała rodzina ze wszystkich stron USA i ma dość hałasu i gotowania wszystkim wokół, więc odreagowuje u nas, a Pacifica woli nie pokazywać się w domu po tym jak w czasie swojej pierwszej wizyty niechcący pobiła zabytkową kolekcję porcelany swojej matki. O dziwo do grona imprezowiczek nie dołączył Bill. Uporczywie twierdzi, że nie ma na to ochoty, ale myślę, że wolą sobie z Natalie nie wchodzić w drogę. Osobiście nie mam pojecia o co im chodzi, bo pałają do siebie niechęcią niemal od samego początku wizyty dziewczyn, chociaż nie rozmawiali ze sobą prawie wogóle. Pokusiłem się o spytanie obojga o tę sytuację. Jedno i drugie odpowiedziało, że nie wie o co mi chodzi.
•••
Po kilku godzinach oczekiwania w końcu usłyszałem upragniony dźwięk z telefonu. Dostałem wiadomość od Billa.Bill: Czekam pod domem.
Ok schodzę : Ja
Z Billem uzgodniliśmy, że w chwili kiedy już będę mógł chodzić nauczy mnie jeździć na łyżwach. Jednak tak jak myślałem Mabel obserwowała mnie bacznie i nie umknęło jej to, że umiem się jako tako poruszać. Zarządziła więc, że w dniu jutrzejszym zabiera mnie na lodowisko. Przy takim obrocie zdarzeń musimy zacząć lekcje pod osłoną nocy.
Najciszej jak mogłem wstałem z łóżka i przebrałem się z piżamy w normalne ciuchy. Następnie na palcach zszedłem na dół, ubrałem kurtkę oraz buty po czym wyszedłem z domu. Na dworze, wokół małej już ilości śniegu, stał Bill w swoim czarnym stylizowanym na czasy wiktoriańskie płaszczu i oficerkach. Szyję przykrywał mu szary szalik zrobiony na drutach przez Mabel, który podarowała mu jako prezent powitalny. Na ramieniu blondyna wisiała duża torba z dzianiny dresowej.
- Co tam masz? - spytałem gdy udało mi się do niego dojść.
- Łyżwy. Na czymś musimy jeździć, a wypożyczalnia jest zamknięta - oznajmił gdy zaczęliśmy iść.
- Lodowisko też jest zamknięte - stwierdziłem. - Czy ty zamierzasz się włamać? - spytałem podniesionym tonem.
- Cicho, bo wszystkich pobudzisz - skarcił mnie Bill przykładając mi rękę do twarzy. - Nie idziemy na lodowisko.
- To gdzie ty mnie zabierasz? - spytałem odpychając jego dłoń od moich ust.
- Pojeździmy na jeziorze. I zanim zaczniesz się awanturować, że przecież to niebezpieczne, oświadczam ci, że dzisiaj byłem tam i sprawdzałem czy da się jeździć.
Szliśmy przez las w ciszy, zajęci nasłuchiwaniem jakichkolwiek niepokojących dźwięków. W końcu dotarliśmy nad jezioro. Pokryte było grubą warstwą lodu i faktycznie nie zanosiło się na to, żeby miał pęknąć.
- Siadaj, założę ci łyżwy - polecił.
Przycupnąłem więc na wskazanym przez niego pieńku i zdjąłem buty. W tym czasie Bill wyciągał łyżwy z torby. Spodziewałem się zwykłych hokejówek, tymczasem niebieskooki położył na ziemi dwie pary łyżew figurowych. Jedne z brązowej skóry i ze srebrnymi płozami, natomiast drugie, czarne i eleganckie z przełamującymi mrok złotymi płozami. Na siebie naciągnął te czarne, a mi na nogi założył brązowe. Nasze buty odłożył obok pieńka, przy którym leżała już torba. Bill wziął mnie za ręce i pomógł przejść na lód. Tam nogi od razu zaczęły mi się rozjeżdżać, a ja spanikowałem. Rzucałem się na wszystkie strony i straciłem równowagę. Bill w ostatniej chwili złapał mnie w talii ratując przed upadkiem.
- Ej, nie denerwuj się - powiedział z kojącym uśmiechem na ustach.
- Ale ja czuję, że zaraz upadnę - powiedziałem.
- Nie myśl o tym.
- Patrz jak mi się nogi trzęsą! Ja nie dam rady.
- Nie patrz na nogi i skup się na swoim partnerze - powiedział unosząc mój podbródek do góry, tak żebym spojrzał mu w oczy. - A teraz zbliż trochę do siebie kolana i lekko je ugnij.
Zrobiłem o co poprosił cały czas patrząc mu w oczy. Mimowolnie lekko się zarumieniłem.
- Właśnie tak! A teraz wysuń do przodu jedną nogę i odepchnij się nią w bok - dalej instruował nie spuszczając ze mnie wzroku.
Zaczęliśmy jechać bardzo powoli, ale dzięki dobremu instruktażowi łapałem o co w tym chodzi. Po dwudziestu minutach czułem się już pewniej i umiałem przejechać kawałek sam bez wywrócenia się. Przeszliśmy więc do skręcania. Z tym męczyłem się trochę krócej i zaczęło wychodzić, ale i tak wymagało wprawy. Bill stwierdził, że nabiorę jej w dalszych etapach nauki, więc zabraliśmy się za hamowanie.
- Słuchaj Sosenko, teraz ruszysz, weźmiesz jedną nogę do góry dołączysz ją do drugiej i wysuniesz do przodu, dobrze? - tłumaczył.
Czułem się jak dziecko, które opiekuńczy tata uczy jeździć na rowerze. Muszę jednak przyznać, że jest to chyba najlepsza metoda nauki dla kogoś kto strasznie wstydzi się niepowodzeń.
- Tak o? - spytałem próbując wykonać polecenie.
- O to chodzi! - zakrzyknął.
Udało mi się zahamować i utrzymać się w pionie. Poćwiczyłem hamowanie jeszcze kilkanaście razy i Bill stwierdził, że opanowałem podstawy. Podjechał do mnie i złapał za łokcie po czym oznajmił, że chwilę pojeździmy razem. Gładko sunęliśmy po tafli. Co prawda wyglądałem mniej zgrabnie od blondyna, ale i tak nasza jazda mogła uchodzić za ładną. Po kilkunastu minutach takiej jazdy nadeszła trudniejsza część moich zajęć, a mianowicie taniec. Bill przystanął i wyjął telefon z kieszeni włączając znajomą mi muzykę.
- Twoja siostra pewnie będzie chciała tańczyć do tego - stwierdził chowając urządzenie z powrotem do płaszcza. - Nie martw się, ja też nie znam kroków, więc będziemy improwizować - oznajmił widząc moją zmartwioną minę.
- Chodzi o to, że z tańczeniem też niezbyt dobrze mi idzie...
- Dopuki to ja prowadzę będzie ci wychodzić - powiedział ruszając z miejsca, więc nie pozostało mi nic innego jak zrobić to samo.
Sunęliśmy w rytm muzyki, łagodnie skręcając, robiąc kółka w miejscu i czasami hamując. Bill nawet pokusił się o obkręcenie mnie kilka razy wokół własnej osi i wykonanie tej słynnej końcowej pozycji, w której partner przechyla partnerkę, co wyglada jakby ratował ją przed upadkiem. Mimo, że nie było mi to już potrzebne potanczylismy sobie jeszcze ze dwie godziny zanim już kompletnie opadłem z sił.
- Bill ja już nie daję rady - oświadczyłem lekko dysząc. - Nie wiem jak ty, ale ja schodzę.
- Zechciałbyś popatrzeć jak zatańczę sam? - spytał niby to obojętnie, jednak w jego głosie dało się wyczuć nadzieję.
- Jasne - odpowiedziałem po czym skierowałem się do brzegu.
Chłopak poczekał, aż przebiorę buty by przełączyć muzykę na inną i zaczął tańczyć. Z pewnością nie był to improwizowany układ. Ślizgał się szybko i delikatnie co jakiś czas wykonując podskok czy inną niemożliwą dla mnie akrobację. Wyglądał przy tym jeszcze zgrabniej niż mógłbym sobie wyobrazić. Po kilku minutach piosenka się skończyła, a on ukłonił się i podjechał do mnie.
- I jak? - spytał.
- To bylo świetne - odpowiedziałem szczerze.
Miałem ochotę poprosić go, żeby zatańczył jeszcze raz, ale widząc to, że też już ledwo żyje dałem sobie spokój. Bill włożył buty i zapakował łyżwy do torby. Zacząłem iść w stronę domu, kiedy pociągnął mnie za kaptur.
- Chcesz zobaczyć wschód słońca?
- A już jest wschód? - spytałem zaskoczony, że tyle czasu przeminęło nam na nauce.
- Za niedługo będzie - oznajmił w tym samym czasie wyciągając z torby koc, pudełko śniadaniowe i termos.
Usiedliśmy na kocu, który Bill rozłożył na pieńku. Otworzyłem śniadaniówkę, z której wyjąłem kanapki i nalałem nam herbaty do zakrętki termosu. Niebieskooki od razu zabrał się za jedzenie i picie, ale zaraz po tym wypluł cały napój, który już miał w buzi.
- Nie posłodziłem - powiedział marszcząc brwi i wyciągnął z torby cukiernicę, której pół zawartości wsypał sobie do herbaty.
- Dlaczego wziąłeś porcelanową cukiernicę na wycieczkę do lasu?! I jakim cudem ten cukier się z niej nie wysypał?
- Wziąłem same przydatne rzeczy.
Po kilku minutach ciszy i oczekiwania na wschód zaczęło mi się robić zimno. Wcześniej nie odczuwałem niskiej temperatury, wręcz przeciwnie było mi gorąco i pociłem się za wszystkie czasy.
- Chcesz ogrzewane kapcie? Nie próbuj odmawiać, bo widzę jak się trzęsiesz - spytał Bill, który już od dłuższego czasu mi się przyglądał.
- Ogrzewane kapcie? Same potrzebne rzeczy? To są same potrzebne rzeczy?!
- Jak widać potrzebujesz ich w tym momencie, więc tak.
I w taki oto sposób słońce ujrzało dwóch chłopaków siedzących pod świątecznym kocem z motywem Jezusa zdmuchującego świeczki, odzianych w papucie na prąd, w trakcie wydobywania ostatków cukru z cukiernicy.___________________________
ɔzǝść!
Umie ktoś jeździć na łyżwach? Ja nie umiem i się nie nauczę. Każdy mi mówi „Jesteś leniwa", ale ja po prostu nie jestem człowiekiem przystosowanym do sportów. A do takich z rywalizacją to już w ogóle.
Ale nie myślcie, że nie mam żadnego który lubię! Mam jeden. Wiem, że to zawrotna liczba. Jest nim snowboard. Niestety to nie trafia do mojej mamy i twierdzi, że jak tydzień w roku sobie pojeżdżę to się nie liczy.
Nie wiem co więcej mówić, więc czas na coś czego ludzie nienawidzą.REKLAMA TIME
Mam artbook.
Koniec na dziś
dɐ!
CZYTASZ
Bez Tytułu ~ Billdip ~
FanficTypowy (a może nie?) Billdip. Dipper wyjeżdża do Wodogrzmotów po swojej wielkiej porażce. Nie zrażać się pierwszym rozdziałem, później nie jest tragicznie Ja wam mówię, to będzie epopeja narodowa. Uwaga Do czerpania pełni radości wymagane jest zapoz...