Rozdział 13

1.1K 96 14
                                    

Od zdjęcia mojej kuli u nogi, zwanej gipsem, minęło kilka dni. Dla mnie był to czas intensywnej rehabilitacji, natomiast dla damskiej części domowników był to okres ciągłych wypadów na miasto i zabaw na śniegu. Jakimś dziwnym sposobem w chacie na stałe, a przynajmniej do końca przerwy świątecznej zadomowiły się Wendy i Pacifica. Do Wendy przyjechała rodzina ze wszystkich stron USA i ma dość hałasu i gotowania wszystkim wokół, więc odreagowuje u nas, a Pacifica woli nie pokazywać się w domu po tym jak w czasie swojej pierwszej wizyty niechcący pobiła zabytkową kolekcję porcelany swojej matki. O dziwo do grona imprezowiczek nie dołączył Bill. Uporczywie twierdzi, że nie ma na to ochoty, ale myślę, że wolą sobie z Natalie nie wchodzić w drogę. Osobiście nie mam pojecia o co im chodzi, bo pałają do siebie niechęcią niemal od samego początku wizyty dziewczyn, chociaż nie rozmawiali ze sobą prawie wogóle. Pokusiłem się o spytanie obojga o tę sytuację. Jedno i drugie odpowiedziało, że nie wie o co mi chodzi.
                                •••
Po kilku godzinach oczekiwania w końcu usłyszałem upragniony dźwięk z telefonu. Dostałem wiadomość od Billa.

Bill: Czekam pod domem.

Ok schodzę : Ja

Z Billem uzgodniliśmy, że w chwili kiedy już będę mógł chodzić nauczy mnie jeździć na łyżwach. Jednak tak jak myślałem Mabel obserwowała mnie bacznie i nie umknęło jej to, że umiem się jako tako poruszać. Zarządziła więc, że w dniu jutrzejszym zabiera mnie na lodowisko. Przy takim obrocie zdarzeń musimy zacząć lekcje pod osłoną nocy.
Najciszej jak mogłem wstałem z łóżka i przebrałem się z piżamy w normalne ciuchy. Następnie na palcach zszedłem na dół, ubrałem kurtkę oraz buty po czym wyszedłem z domu. Na dworze, wokół małej już ilości śniegu, stał Bill w swoim czarnym stylizowanym na czasy wiktoriańskie płaszczu i oficerkach. Szyję przykrywał mu szary szalik zrobiony na drutach przez Mabel, który podarowała mu jako prezent powitalny. Na ramieniu blondyna wisiała duża torba z dzianiny dresowej.
- Co tam masz? - spytałem gdy udało mi się do niego dojść.
- Łyżwy. Na czymś musimy jeździć, a wypożyczalnia jest zamknięta - oznajmił gdy zaczęliśmy iść.
- Lodowisko też jest zamknięte - stwierdziłem. - Czy ty zamierzasz się włamać? - spytałem podniesionym tonem.
- Cicho, bo wszystkich pobudzisz - skarcił mnie Bill przykładając mi rękę do twarzy. - Nie idziemy na lodowisko.
- To gdzie ty mnie zabierasz? - spytałem odpychając jego dłoń od moich ust.
- Pojeździmy na jeziorze. I zanim zaczniesz się awanturować, że przecież to niebezpieczne, oświadczam ci, że dzisiaj byłem tam i sprawdzałem czy da się jeździć.
Szliśmy przez las w ciszy, zajęci nasłuchiwaniem jakichkolwiek niepokojących dźwięków. W końcu dotarliśmy nad jezioro. Pokryte było grubą warstwą lodu i faktycznie nie zanosiło się na to, żeby miał pęknąć.
- Siadaj, założę ci łyżwy - polecił.
Przycupnąłem więc na wskazanym przez niego pieńku i zdjąłem buty. W tym czasie Bill wyciągał łyżwy z torby. Spodziewałem się zwykłych hokejówek, tymczasem niebieskooki położył na ziemi dwie pary łyżew figurowych. Jedne z brązowej skóry i ze srebrnymi płozami, natomiast drugie, czarne i eleganckie z przełamującymi mrok złotymi płozami. Na siebie naciągnął te czarne, a mi na nogi założył brązowe. Nasze buty odłożył obok pieńka, przy którym leżała już torba. Bill wziął mnie za ręce i pomógł przejść na lód. Tam nogi od razu zaczęły mi się rozjeżdżać, a ja spanikowałem. Rzucałem się na wszystkie strony i straciłem równowagę. Bill w ostatniej chwili złapał mnie w talii ratując przed upadkiem.
- Ej, nie denerwuj się - powiedział z kojącym uśmiechem na ustach.
- Ale ja czuję, że zaraz upadnę - powiedziałem.
- Nie myśl o tym.
- Patrz jak mi się nogi trzęsą! Ja nie dam rady.
- Nie patrz na nogi i skup się na swoim partnerze - powiedział unosząc mój podbródek do góry, tak żebym spojrzał mu w oczy. - A teraz zbliż trochę do siebie kolana i lekko je ugnij.
Zrobiłem o co poprosił cały czas patrząc mu w oczy. Mimowolnie lekko się zarumieniłem.
- Właśnie tak! A teraz wysuń do przodu jedną nogę i odepchnij się nią w bok - dalej instruował nie spuszczając ze mnie wzroku.
Zaczęliśmy jechać bardzo powoli, ale dzięki dobremu instruktażowi łapałem o co w tym chodzi. Po dwudziestu minutach czułem się już pewniej i umiałem przejechać kawałek sam bez wywrócenia się. Przeszliśmy więc do skręcania. Z tym męczyłem się trochę krócej i zaczęło wychodzić, ale i tak wymagało wprawy. Bill stwierdził, że nabiorę jej w dalszych etapach nauki, więc zabraliśmy się za hamowanie.
- Słuchaj Sosenko, teraz ruszysz, weźmiesz jedną nogę do góry dołączysz ją do drugiej i wysuniesz do przodu, dobrze? - tłumaczył.
Czułem się jak dziecko, które opiekuńczy tata uczy jeździć na rowerze. Muszę jednak przyznać, że jest to chyba najlepsza metoda nauki dla kogoś kto strasznie wstydzi się niepowodzeń.
- Tak o? - spytałem próbując wykonać polecenie.
- O to chodzi! - zakrzyknął.
Udało mi się zahamować i utrzymać się w pionie. Poćwiczyłem hamowanie jeszcze kilkanaście razy i Bill stwierdził, że opanowałem podstawy. Podjechał do mnie i złapał za łokcie po czym oznajmił, że chwilę pojeździmy razem. Gładko sunęliśmy po tafli. Co prawda wyglądałem mniej zgrabnie od blondyna, ale i tak nasza jazda mogła uchodzić za ładną. Po kilkunastu minutach takiej jazdy nadeszła trudniejsza część moich zajęć, a mianowicie taniec. Bill przystanął i wyjął telefon z kieszeni włączając znajomą mi muzykę.
- Twoja siostra pewnie będzie chciała tańczyć do tego - stwierdził chowając urządzenie z powrotem do płaszcza. - Nie martw się, ja też nie znam kroków, więc będziemy improwizować - oznajmił widząc moją zmartwioną minę.
- Chodzi o to, że z tańczeniem też niezbyt dobrze mi idzie...
- Dopuki to ja prowadzę będzie ci wychodzić - powiedział ruszając z miejsca, więc nie pozostało mi nic innego jak zrobić to samo.
Sunęliśmy w rytm muzyki, łagodnie skręcając, robiąc kółka w miejscu i czasami hamując. Bill nawet pokusił się o obkręcenie mnie kilka razy wokół własnej osi i wykonanie tej słynnej końcowej pozycji, w której partner przechyla partnerkę, co wyglada jakby ratował ją przed upadkiem. Mimo, że nie było mi to już potrzebne potanczylismy sobie jeszcze ze dwie godziny zanim już kompletnie opadłem z sił.
- Bill ja już nie daję rady - oświadczyłem lekko dysząc. - Nie wiem jak ty, ale ja schodzę.
- Zechciałbyś popatrzeć jak zatańczę sam? - spytał niby to obojętnie, jednak w jego głosie dało się wyczuć nadzieję.
- Jasne - odpowiedziałem po czym skierowałem się do brzegu.
Chłopak poczekał, aż przebiorę buty by przełączyć muzykę na inną i zaczął tańczyć. Z pewnością nie był to improwizowany układ. Ślizgał się szybko i delikatnie co jakiś czas wykonując podskok czy inną niemożliwą dla mnie akrobację. Wyglądał przy tym jeszcze zgrabniej niż mógłbym sobie wyobrazić. Po kilku minutach piosenka się skończyła, a on ukłonił się i podjechał do mnie.
- I jak? - spytał.
- To bylo świetne - odpowiedziałem szczerze.
Miałem ochotę poprosić go, żeby zatańczył jeszcze raz, ale widząc to, że też już ledwo żyje dałem sobie spokój. Bill włożył buty i zapakował łyżwy do torby. Zacząłem iść w stronę domu, kiedy pociągnął mnie za kaptur.
- Chcesz zobaczyć wschód słońca?
- A już jest wschód? - spytałem zaskoczony, że tyle czasu przeminęło nam na nauce.
- Za niedługo będzie - oznajmił w tym samym czasie wyciągając z torby koc, pudełko śniadaniowe i termos.
Usiedliśmy na kocu, który Bill rozłożył na pieńku. Otworzyłem śniadaniówkę, z której wyjąłem kanapki i nalałem nam herbaty do zakrętki termosu. Niebieskooki od razu zabrał się za jedzenie i picie, ale zaraz po tym wypluł cały napój, który już miał w buzi.
- Nie posłodziłem - powiedział marszcząc brwi i wyciągnął z torby cukiernicę, której pół zawartości wsypał sobie do herbaty.
- Dlaczego wziąłeś porcelanową cukiernicę na wycieczkę do lasu?! I jakim cudem ten cukier się z niej nie wysypał?
- Wziąłem same przydatne rzeczy.
Po kilku minutach ciszy i oczekiwania na wschód zaczęło mi się robić zimno. Wcześniej nie odczuwałem niskiej temperatury, wręcz przeciwnie było mi gorąco i pociłem się za wszystkie czasy.
- Chcesz ogrzewane kapcie? Nie próbuj odmawiać, bo widzę jak się trzęsiesz - spytał Bill, który już od dłuższego czasu mi się przyglądał.
- Ogrzewane kapcie? Same potrzebne rzeczy? To są same potrzebne rzeczy?!
- Jak widać potrzebujesz ich w tym momencie, więc tak.
I w taki oto sposób słońce ujrzało dwóch chłopaków siedzących pod świątecznym kocem z motywem Jezusa zdmuchującego świeczki, odzianych w papucie na prąd, w trakcie wydobywania ostatków cukru z cukiernicy.

___________________________
ɔzǝść!
Umie ktoś jeździć na łyżwach? Ja nie umiem i się nie nauczę. Każdy mi mówi „Jesteś leniwa", ale ja po prostu nie jestem człowiekiem przystosowanym do sportów. A do takich z rywalizacją to już w ogóle.
Ale nie myślcie, że nie mam żadnego który lubię! Mam jeden. Wiem, że to zawrotna liczba. Jest nim snowboard. Niestety to nie trafia do mojej mamy i twierdzi, że jak tydzień w roku sobie pojeżdżę to się nie liczy.
Nie wiem co więcej mówić, więc czas na coś czego ludzie nienawidzą.

REKLAMA TIME

Mam artbook.

Koniec na dziś
dɐ!

Bez Tytułu ~ Billdip ~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz