Obudził mnie dźwięk otwierania celi i czyichś kroków. Gdy przyzwyczaiłam się do oślepiającego światła, ujrzałam strażnika.
- Wstawaj, Letter. Idziemy na śniadanie - powiedział.
Chwilę później byłam już na świetlicy. Kolejka po jedzenie była ogromna, więc postanowiłam usiąść i poczekać. Nie byłam sama zbyt długo, bo nagle Carl usiadł na przeciwko mnie.
- Cześć, piękna. Jak się spało? - zapytał.
- Było znośnie, a tobie?
- Nie najlepiej, bo wiesz ciągle chodziła mi po głowie jedna dziewczyna... - w tym momencie zamyślił się na moment albo udawał zamyślonego.
- Oj, to muszą ją boleć nogi, skoro calutką noc spacerowała po twojej blondwłosej główce.
- Bardzo śmieszne - rzekł z sarkazmem chłopak - Co ty na to żeby poznać resztę ekipy?
- Eee, w sumie to już...
- Chodź, idziemy! - przerwał mi zielonooki ciągnąc mnie za rękę w stronę stolika z innymi więźniami - A więc Iga, to jest Arnold Dobkins - schizofrenik, gwałciciel oraz truciciel. Robert Greenwood - zabił, a następnie zjadł dwanaście kobiet. Aaron Helzinger - zamordował całą rodzinę, gołymi rękoma. I ostatni, Richard Sionis - milioner, który zabił dwadzieścia pięć osób.
- My z Richardem się już znamy - wtrąciłam.
- Świetnie. W takim razie, drodzy koledzy, pragnę wam przedstawić Igę.
- A za co tutaj siedzisz, aniołku? Ukradłaś czekoladę czy może cukierka? - rzekł rozbawiony Greenwood.
- Zamordowałam ojca z zimną krwią. Dźgnęłam go pięć razy nożem w brzuch, a następnie jego gałki oczne nabiłam na wsówki do włosów i wyrwałam z oczodołów - odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy.
„Niech sobie kanibal nie myśli, że dziewczyna może być gorsza od chłopaków w zabijaniu” - pomyślałam.
Miny wariatów były zaskoczone i pełne podziwu. Chyba nie spodziewali się tego po mnie.- Przyniosę coś do jedzenia, a ty w tym czasie pogawędź sobie z nowymi kolegami - powiedział Carl.
Tak też zrobiłam. Parę minut później, blondyn przyniósł coś, co nazywali tutaj jedzeniem. Nie smakowało źle.
Po spożyciu śniadania zostaliśmy na świetlicy, by porozmawiać i powygłupiać się trochę. W sumie to Carl mnie do tego namówił, bo ja osobiście chciałam już wracać do celi. Z początku byłam źle nastawiona do tej całej ekipy, ale bądźmy ze sobą szczerzy - ten blondyn ma w sobie coś przekonywującego.
Z czasem przekonałam się, że moi nowi znajomi z Arkham nie są wcale tacy źli. Aaron, który na pierwszy rzut oka wydawał się groźny, okazał się zwykłym mięśniakiem o umyśle pięciolatka. Dobkins pomimo swojej schizofrenii był chyba najspokojniejszy i najmilszy ze wszystkich chłopaków. O Sionisie i Carlu nie muszę chyba mówić, że ich polubiłam, bo to już dobrze wiecie.
Greenwood... szkoda gadać. Wnerwia mnie niemiłosiernie. Często wyśmiewa się ze mnie, a jedynym tego powodem jest to, że jestem kobietą. I tak wiem, że w głębi duszy mu się podobam, kanibal próbował nawet czasami mnie podrywać, jednakże bezskutecznie.Po długich godzinach rozmowy i żartowania, w naszą stronę zaczął iść strażnik.
- Iga Letter, chodź za mną. Ktoś przyszedł Cię odwiedzić - powiedział.
Zdziwiona spojrzałam na moich kolegów. Któż mógł mnie odwiedzić? Marta? Babcia? Dziadek? Ojciec? A no tak, ojciec nie żyje, zapomniałam... upsik, zdarza się!
Poszłam, więc za strażnikiem. Zaprowadził mnie on do sali, w której jeszcze nie byłam. Ku mojemu zdziwieniu, na krześle naprzeciwko mnie siedziała moja mama. Uśmiechała się delikatnie, tak jakby zapomniała o tym, że zabiłam jej męża.
Zmieniła się. Niegdyś króciutkie włosy, teraz sięgały jej do ramion. Ubrana była w niebieską sukienkę w kwiatki, czego dawniej by nie założyła za żadne skarby. Na jej ustach natomiast widniała czerwona szminka.
- Córeczko, usiądź proszę - powiedziała wskazując mi drugie krzesło - Jak się czujesz? Dbają tu o ciebie? Poznałaś kogoś normalnego?
- Mamo, to jest Arkham. Tutaj nie ma normalnych ludzi - powiedziałam śmiejąc się lekko.
- No to, czy poznałaś kogoś w miarę normalnego?
- W sumie to poznałam paru chłopaków. Nazywają się Carl, Aaron, Robert, Arnold i Richard.
- A żadnych dziewczyn nie poznałaś?
- Nie, tutaj w Arkham nie ma zbyt wielu dziewczyn - odpowiedziałam jej zgodnie z prawdą, bo oprócz mnie była tutaj jeszcze jedna dziewczyna. Na imię jej było Lucy, czy jakoś tak. Była lekko „sparaliżowana” przez jeden tyci incydent. Nie było mnie wtedy jeszcze w Arkham, ale z opowiadań Carla wiem, że dziewczyna nieźle oberwała i leżała potem przez trzy tygodnie w szpitalu.
- Mam coś dla ciebie - mówiąc to wygrzebała z torebki dużą czekoladę Milkę - Nie dziel się tym z nikim i spożywaj mądrze.
- O jeju! Dziękuję Ci mamo! Pamiętałaś, że to uwielbiam - powiedziałam z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Nie było Cię w domu niecałe dwa dni i ty myślisz, że już zdąrzyłam zapomnieć?! Serio?! - spytała mama śmiejąc się.
- A co u ciebie? Co u Marty?
- U mnie jest w miarę w porządku. Po spotkaniu z tobą idę ma rozmowę o pracę, a wieczorem na drinka z ciocią Chloe. A co do Marty, to nie trzyma się najlepiej. Bardzo ją zasmuciło to, że popełniłaś tak straszną zbrodnie.
Pomimo, że nie obchodziły mnie emocje oraz uczucia innych ludzi to na myśl o Marcie, łezka zakręciła mi się w oku.
- Koniec odwiedzin. Iga Letter, pójdziesz na chwilę do celi i się ogarniesz, bo o trzynastej masz sesję - powiedział strażnik, który przed chwilą wszedł do pomieszczenia.
- Sesję? - zapytałam z niedowierzaniem.
- Tak, Letter. Idziesz na sesję.
„No to zapowiada się ciekawe popołudnie” - pomyślałam.
C.D.N.
No i jest! Trzeci rozdział. Jest to chyba najdłuższy, jaki napisałam w moim życiu. Ma prawie dziewięćset słów, także no... jestem z siebie dumna.
Lubjeserek
CZYTASZ
The craziest friend - Jerome Valeska
FanfictionTylko wariaci są czegoś warci. • Jerome Valeska oraz inne postacie z uniwersum DC są własnością DC comics •