1 | after and before

638 68 26
                                    

Białe ściany, białe meble, biała pościel. Wszystko białe. Znienawidziłem ten kolor. Tak samo jak przebywających tu ludzi. Wszędzie lekarze patrzący na mnie przy badaniach ze współczuciem. Przepięknie, nieprawdaż? 

- Hej, Richard – usłyszałem głos wchodzącej do mej sali siostry. Skierowałem wzrok na okno. Widziałem tylko niebo. Było bezchmurne. Słońce świeciło niczym w Planicy. – Jak dzisiaj się czujesz?

Nie odpowiedziałem. Codziennie to samo. Przychodziła i pytała o moje samopoczucie, mimo że doskonale wiedziała o powoli zbliżającej się depresji. 

Wróciłem myślami do dnia, gdy się ocknąłem. Nie wiedziałem, gdzie się znajduję. Chciałem wstać, wyjść, ale nie mogłem. Zbyt bardzo bolały mnie nogi. Zagipsowane nogi. Pamiętam, jak płakałem. Nie z bólu. Z świadomości, że już nigdy na nich nie stanę. Już nigdy n i e  s k o c z ę.

Od razu po wypadku odwiedzili mnie koledzy z kadry. Próbowali rozweselić, ale nie udało im się. Pewnego wieczora przyszedł – o dziwo – Stoch. Siedział przy moim łóżku, nawet gdy nie miałem ochoty rozmawiać. Wymieniliśmy może parę zdań. To wszystko. Jednak kiedy już wychodził, zostawił mi prezent. 

Wygraną przez niego Kryształową Kulę.

- Wiem, ile ona dla ciebie znaczy – wyszeptał drżącym głosem. –Nie mógłbym na nią patrzeć, wiedząc, że jest w mych rękach tylko w wyniku twojego nieszczęśliwego wypadku. Zostawiam ją tobie. 

Nie spojrzałem na niego. Kiwnąłem głową na potwierdzenie, że zrozumiałem jego słowa. Postawił ją na stoliku i wyszedł.

Wyciągnąłem rękę w stronę Kuli. Dotknąłem jej. Była zimna. Tak jak ja. Żałowałem, że przez jedną głupią kupę szkła byłem o włos od śmierci. Pragnienie posiadania jej kompletnie mną zawładnęło. Chciałem wziąć ją do ręki, rzucić, roztłuc. Zniszczyć tak, jak ona zniszczyła mi życie. Nie pozwalały na to moje obrażenia ciała. Przejechałem tylko dłonią po stoliku, a ona spadła na podłogę.

***

Uwielbiałem jeździć na zgrupowania. Nigdy nie mogłem doczekać się spotkania z przyjaciółmi. Mimo ciężkich treningów był też czas na wygłupy. Razem z Wellingerem robiliśmy kilka żartów trenerowi. To nasza specjalność. Podwędzaliśmy mu klucze od pokoju i musiał tłumaczyć się w recepcji, podkładaliśmy poduszkę pierdzioszkę na krzesło przy posiłkach. Raz nawet nastawiliśmy jego pranie na inną skalę stopni i wszystkie ciuchy skurczyły się. Na początku Schusterowi nie było do śmiechu, ale później zmiękł. 

Po jednym z konkursów spierniczałem, gdzie pieprz rośnie, bo gonił mnie Markus. Podstawiłem mu nogę, przez co wywalił się i wylądował w kałuży. Odwróciłem się, żeby zobaczyć, czy kontynuuje swój pościg. Uderzyłem w kogoś. Oboje się przewróciliśmy. Przetarłem oczy i spojrzałem na poszkodowanego lub poszkodowaną. Leżałem na dziewczynie, która okazała się taką kruszyną, że mój ciężar ciała dosłownie ją miażdżył.

- Cholera jasna, bardzo przepraszam – wydukałem, podnosząc się. Podałem dziewczynę rękę, aby pomóc jej wstać. – Nie chciałem. 

- Nic się nie stało – odpowiedziała dziewczyna. – Też czasem zdarzy mi się zagapić.

Przyjrzałem jej się dokładniej. Miała blond włosy, kości policzkowe jakby wyrzeźbione, wąskie usta, długie rzęsy i błękitne oczy. Tak błękitne, że trudno mi było od nich się oderwać. 

- Jestem Richard – wyciągnąłem rękę w jej stronę.

- Iris – uścisnęła mą dłoń. 

- Dasz zaprosić się na kawę? – zaproponowałem. – W ramach przeprosin.

- Chętnie – odpowiedziała, uśmiechając się.

Nie wiedziałem wówczas, że dziewczyna stanie się tą jedyną. Tą, z którą kawę będę pijał codziennie. Tą, która swoim uśmiechem poprawi mi każdy dzień. Tą, która zaopiekuje się mną.

Tą, która mnie nigdy nie opuści. 


~~~~~

Na początek coś krótszego. Jest dobrze? a.

next to me | r.freitagOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz