Część siódma

1.6K 165 34
                                    


Kolejnego dnia już mogłem chodzić po oddziale. Pokusiłem się, żeby  zajrzeć przez okno. Na zewnątrz były tłumy fanów i jacyś dziennikarze.  Nic dziwnego. Nie dość, że wzbudziłem ogromną sensację swoim wypadkiem,  to jeszcze Louis wszystko podkręcił.

– Oni tak od pierwszego dnia, gdy miałeś operację – powiedział cicho głos za mną. Louis – pomyślałem, odwracając się do niego.

– Oglądałem to – odpowiedziałem. Wolałem mieć to już za sobą. Szatyn spojrzał w dół, patrząc na swoje Vansy. Nie wiem, czy się przewidziałem, ale widziałem łzę spadającą na ziemię.

– Louis – odezwałem się i niezdarnie próbowałem do niego podejść, o mało co nie lądując na podłodze. Złapał mnie.

– Usiądź. Zaraz upadniesz. – Westchnął cicho, ciągnąc mnie na miękkie łóżko.

– Nie chcę. P-po prostu mnie przytul. To wszystko jest takie... – czułem, że znowu się rozklejam i zaraz się rozpłaczę.

– P-przytulić? – spytał zdziwiony, patrząc w moją stronę.

– Tak – odpowiedziałem. – Wiesz, że nic z tego wszystkiego nie rozumiem. To dziwne...

Louis kiwnął głową, podchodząc powoli w moją stronę. Objął mnie. Usłyszałem cichy szloch, wydobywający się z jego ust.

– Dlaczego to powiedziałeś? – zadałem mu pytanie, wtulając się w niego z całych sił.

– Siedząc tu z tobą i opowiadając ci nasze historie... Stwierdziłem, że to już czas na ujawnienie się.

–  To dziwne, ale wydawało mi się, jakbym cofnął się w czasie. Znowu  miałem szesnaście lat i się poznaliśmy. Szatyn zachichotał cicho,  wycierając swoje oczy.

– Pamiętam to – parsknął. – Albo ślub mojej mamy, nie wytrzymaliśmy godziny – zaśmiał się.

– To też mi się przypominało – odpowiedziałem.

– I nasza rocznica, kiedy... wiesz – nie chciałem tego wypowiadać na głos.

– Kiedy dowiedziałem się o pierwszej ustawce – mruknął cicho Tomlinson, wdychając mój zapach.

– Louis powiedz mi, czy ty mnie kiedyś zdradziłeś z nimi? – zapytałem, bojąc się odpowiedzi.

– Nigdy – szepnął cicho. To była prawda.

–  Nie? Lou, ja nie wiem, co o tym wszystkim myśleć – wyjąkałem. Nie  wiedziałem, czy pozwolić mu wrócić. Tak naprawdę cały czas go kochałem,  ale to wszystko pomiędzy nami...

– Rozumiem cię – wyszeptał cicho niebieskooki, odsuwając się od niego.

– I co zrobimy? – spytałem niepewnie.

– Nic. Już dawno chciałem to zrobić. – Westchnął cicho, patrząc na swoje buty.

– A jeśli Simon teraz coś zrobi tobie? Nie chcę, żeby coś ci się stało – powiedziałem. Tomlinson tylko wzruszył ramionami, patrząc w okno. Nie znal odpowiedzi. Tak samo, jak ja.

–  Lou. Wiesz, że zawsze będę cię wspierać – oznajmiłem, nawet się nad tym  nie zastanawiając. – Gdyby Simon... Pomogę ci, pamiętaj.

–  Harry... Wiem, że nie powinienem... ale dasz nam jeszcze jedną szansę? –  powiedział, zerkając prosto w moje oczy. Jego oczy były zamglone i  pełne łez.

– J-ja... nie wiem.... Myślę, że chyba możemy spróbować, ale beż żadnych tajemnic i kłamstw.

– Bez. Tylko my – oznajmił cicho, patrząc na mnie. Uśmiechnąłem się do niego. Taki układ mi odpowiadał.

–  Mogę cię pocałować Harry? – zapytał. Przygryzłem wargę. Pocałować? TAK!  – pomyślałem, łapiąc za jego policzki i wpiłem się w jego usta. Louis  zachichotał cicho.

– Też tęskniłem – wyszeptał mi w usta.  Całowaliśmy się długo, ale tak mi tego brakowało. Żałuję, że w ogóle  podpisaliśmy umowę z Simonem. Usłyszeliśmy chrząknięcie i oderwaliśmy  się od siebie, obracając się w tamtym kierunku.

– Mąż nie powinien się przemęczać – powiedział lekarz. Chyba zapomniałem, że miał przyjść na wizytę.

– Spokojnie, nic mi nie jest. – Uśmiechnąłem się do niego i ruszyłem do swojego łóżka. Czułem się jak nowo narodzony.

– I tak muszę się upewnić. Proszę się położyć. Pan może zostać, panie Styles  – powiedział do Louisa. Pokiwał głową, siadając obok mnie, a ja  spojrzałem na lekarza. Czekałem na jego słowa. Oglądał mnie od stóp do  głów, aż wreszcie, po dobrych kilku minutach, odezwał się.

–  Myślę, że niedługo wypuścimy pana do domu. Szczęściarz z pana, że tylko  tak się to wszystko skończyło, ale – zwrócił się do Louisa – musi być  pod stalą opieką. Nie może się przemęczać. Ma przychodzić na wizyty  regularnie i brać leki.

– Oczywiście – przytaknął szatyn, łapiąc mnie za rękę. Boże, czułem się taki szczęśliwy.

–  W takim razie jutro wraca pan do domu – oznajmił. Kiwnąłem głową,  uśmiechając się pod nosem. No i dobrze. Muszę wrócić do domu. Nie wiem,  ile jeszcze wytrzymam w tym szpitalu. Lekarz wyszedł, a ja uśmiechnąłem  się szeroko do Louisa.

– Na czym skończyliśmy? – zapytałem. Tommo zachichotał tylko, nachylając się nade mną i cmoknął mnie w usta.

– Kochanie, mamy mały problem. Wyprowadziłem się, pamiętasz? – powiedział smutnym głosem.

- Na razie niech tak zostanie, ale możesz u mnie nocować... – Przygryzłem wargę.

– Muszę się tobą opiekować, głuptasie. Sam sobie nie poradzisz. – Uśmiechnąłem się do niego szeroko i przytuliłem się do niego.

–  Dziękuję za to, że mi pomożesz – powiedziałem. – Przyniesiesz mi kilka  rzeczy do ubrania na jutro? – Louis pokiwał głową i posłał mi piękny  uśmiech.

– Przygotuję wszystko na twój powrót, kochanie –  oznajmił. – Mam nadzieję, że nie wymieniłeś zamków? – zaśmiał się.  Pokręciłem głową na nie, cmokając go w usta. Praktycznie nic nie  zmieniałem w naszym domu. Bardzo się cieszyłem, że będę mieć szatyna  przy sobie. Może na początku będę go trochę obserwować, ale i tak  wierzę, że wszystko się ułoży.

ɢᴏ ɪɴ ᴛᴏ ᴛʜᴇ ᴘᴀsᴛ ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz