Część piąta

1.5K 165 153
                                    


Następnego dnia obudziłem się w busie. Co? Jak to przecież... –  pomyślałem, podnosząc się. Popatrzyłem w lustro. Wyglądałem jak w 2014  roku.

Czyżbym znowu przeskoczył w czasie? O cztery lata? – pomyślałem, wstając z łóżka z bólem tyłka. Spojrzałem w dół i ujrzałem zużytą  prezerwatywę. Cholera, dobrze pamiętam ten dzień – dodałem w myślach, biorąc prezerwatywę i wyrzuciłem ją z łóżka. Dziś jest ślub Jay. Ubrałem jakąś bieliznę i zacząłem myśleć nad tym, co mam na siebie ubrać. I gdzie w ogóle był Louis.

– Lou? – zapytałem, licząc na jakąś odpowiedź.

– Cześć skarbie – usłyszałem za sobą i dostałem klapsa w tyłek.

– Lou! – skarciłem go, prostując się gwałtownie i zarumieniłem się wściekle. Tak naprawdę to uwielbiałem.

– Mam na ciebie taką ochotę – wymruczał, przytulając się do mnie i docisnął swoje krocze do mojego tyłka.

– N-nie możemy. Przecież ślub – wyjąkałem, jednak instynktownie wypchnąłem tyłek w jego stronę.

– Weź ten czarny – szepnął, podając mi wieszak. – A to schowaj do tylnej kieszeni – powiedział, podając mi gumki i sam odsunął się, by zacząć nakładać swój niebieski garnitur.

–  Lou, nie możemy tak zniknąć, przecież to ślub twojej mamy. Wytrzymajmy  do wieczora – oznajmiłem trochę bez przekonania, odkładając gumki. Szatyn zaśmiał się tylko i gdy nałożyłem spodnie, wsadził mi jedną paczuszkę. Jaki on niewyżyty! Przewróciłem oczami i upchnąłem paczuszkę tak, żeby nie było jej widać. To był ślub Jay, więc musieliśmy chociaż stwarzać pozory.

– Idziemy kotek. Lou zaraz przyjdzie uczesać nas – odparł Tomlinson, nakładając okulary i przygryzł wargę, patrząc na mnie.

– Dobrze – potwierdziłem, upewniając się jeszcze, że wyglądam wystarczająco dobrze i pochyliłem się, żeby skraść małego buziaka.

***

Zaśmiałem się cicho, kiedy zaczęliśmy się całować, odbijając się ponownie od ściany.

–  Lou, kochanie, musimy się pospieszyć – przypomniałem, wiedząc, że  wymknęliśmy się tylko na kilka minut, ale jakoś nie miałem wyrzutów sumienia z tego powodu.

– No to się odwracaj. Tyłek do mnie. – Zaśmiał się, cmokając mnie w usta i zdjął moje spodnie.

–  O tak, proszę... – Jęknąłem, odwracając się i wypiąłem tyłek. Chciałem  go już w sobie. Usłyszałem śmiech za sobą i poczułem w sobie dwa palce z  lepkim lubrykantem. Wypiąłem się jeszcze bardziej, opierając się o ścianę.

– Loueh, szybciej – sapnąłem.

– Cierpliwości. – Uśmiechnął się, dokładając kolejnego. O jejku, jak ja dawno tego nie czułem.

– Lou, nie drocz się ze mną. Pieprz mnie. – Byłem taki napalony. Zresztą przy nim nie dało się nie myśleć o seksie.

–  Już skarbie – szepnął, całując mnie za uchem i wszedł we mnie płynnym  ruchem. Jęknąłem, wypinając się i chcąc dostać jak najwięcej.  Zdecydowanie byłem uzależniony.

– Musimy być cichutko skarbie – wymruczał, zaczynając mnie ostro pieprzyć.

– T-tak  – wyjąkałem. Nienawidziłem być cicho i Louis też nienawidził, kiedy nie słyszał, jak głośno krzyczę, ale nie mogliśmy zepsuć wesela. Długo nam to nie zajęło. Szczególnie kiedy Lou znalazł moją prostatę, a ja wiłem się, kręcąc tyłkiem i próbując być jak najciszej.

Kiedy otworzyłem oczy, ponownie przeniosłem się w czasie. Dobrze pamiętałem ten dzień. To właśnie wtedy Louis mnie zdradził.

***

Wszystko dobrze wiedziałem, kiedy wrócił do naszego domu, zapominając o naszej rocznicy poznania. Tej nocy, kiedy się nie zjawił, głupi czekałem na niego. Dopiero nad ranem wszedł do mieszkania całkiem pijany. Tylko że wtedy  jeszcze nie wiedziałem, co go zatrzymało.

– Louis? – zapytałem, bo jakiś dźwięk wzbudził mnie ze snu. Podszedłem na parter sprawdzić. Znalazłem go w kuchni, zwiniętego w kłębek. Płakał.

– Wróciłeś –  powiedziałem, podchodząc do niego, by zabrać kieliszki i nieotwarte wino. Odepchnął mnie, kiedy podszedłem do niego, co było co najmniej  dziwne. Nigdy się tak nie zachowywał. – Umyj się, śmierdzisz  wódką – stwierdziłem, sprzątając ławę przed nim. To miała być nasza kolacja... Louis nawet nie ruszył się z miejsca, nadal zanosząc się płaczem. Jeszcze nigdy się tak nie zachowywał.  – Co ci? – Westchnąłem, kucając przed nim. Co mu jest? Nie pamiętałem, by tak płakał.

– Zostaw mnie – odpowiedział, znowu próbując mnie po omacku odepchnąć.

– Louis co z tobą? – zapytałem, korzystając z tego, że jestem wyższy i silniejszy.

– Odejdź – zażądał. – Simon... Nienawidzę się. Chcę umrzeć...

– Kolejna ustawka? Teraz dziecko. – Prychnąłem, podnosząc się i ruszyłem do okna, by je otworzyć.

–  Gdybyśmy się wtedy nie zgodzili podpisać tej umowy – zapłakał. – Nie  chcę, żebyś cierpiał. Odejdź, znajdź sobie kogoś lepszego niż ja. Znajdź  kogoś, z kim będziesz mógł chodzić po ulicy. Przepraszam Harry, jestem  beznadziejny.

– Louis... – zacząłem, lecz nagle cały świat zaczął wirować, a ja sam upadłem na podłogę, słysząc tylko głos szatyna.



ɢᴏ ɪɴ ᴛᴏ ᴛʜᴇ ᴘᴀsᴛ ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz