Epilog

1.7K 173 36
                                    

Harry wszedł do domu z pomocą Louisa. Oczywiście wcześniej musieliśmy oganiać się od tłumu fanów. To miłe, że tak się o niego martwili.

– Wiesz, że teraz nie wyjdziesz stąd, dopóki nie zdejmą ci ostatniego opatrunku? – spytał szatyn, obejmując swojego męża.

– Czy to groźba, panie Tomlinson? Nie miałem pojęcia, czy w ogóle mogę w tym stanie, ale tak jakby miałem ochotę zaciągnąć cię do łóżka.

– Tak. – Zaśmiał się i zaczęli się kierować do ich sypialni. Harry chwycił jego t-shirt i spojrzał na niego pytająco. Nie miał pojęcia czy to odpowiedni moment.

–  Skarbie, dopiero wróciłeś ze szpitala i już chcesz się kochać? –  odparł, wchodząc z nim do środka pokoju. Loczek przygryzł wargę, próbując się nie roześmiać. Dlaczego on znał go tak dobrze?

– Jeśli będziesz bardzo ostrożny – odpowiedział.

– Ktoś tu bardzo lubi stawiać na swoim – powiedział, kładąc go na łóżku i zdjął swoją koszulę.

– Pamiętaj, że musisz być bardzo delikatny – przypomniał, patrząc na niego podekscytowany.

– Jestem ostry tylko wtedy, gdy chcesz, bym był – szepnął, rozplątując młodszego sznurki i zdjął jego dresy.

– Kochaj się ze mną Louis. Niech będzie tak, jak kiedyś – powiedział, przyciągając szatyna do pocałunku.

– Nic nie będzie jak kiedyś. Będzie tylko lepiej – szepnął, rozbierając ich do końca. Pocałował Harry'ego z namiętnością.

–  W takim razie wchodzę w to. – Zachichotał. Jak on za nim tęsknił!  Zaśmiał się cicho, grzebiąc w szafce. No cóż, ma tylko lubrykant.

–  Kochanie nie masz...? – zapytał, obracając się do niego, ale cieszył  się jak wariat. Z własnym mężem chyba ich nie potrzebują? Pokręcił głową, wpijając się w jego usta. Uśmiechnęli się do siebie.

– Przecież nawet ich nie lubisz – przypomniał Louisowi, błądząc palcami po jego nagiej skórze.

–  No tak. – Cmoknął go w usta i nalał na dłoń lubrykant, po czym włożył  we mnie jeden palec. Jęknął głośno. To było takie dobre. Boże, jak mu tego brakowało!

– Skarbie – szepnął, patrząc na Stylesa z uśmiechem. Wiedział, co czuł, ponieważ czuł to samo.

– Louis, kochanie, tak bardzo chcę cię poczuć – stęknął. Jacy oni byli głupi, kiedy się rozstawali.

– Muszę cię przygotować. – Zaśmiał się cicho, całując go po szyi.

–  Tak, wiem, ale... Troszkę szybciej? – zapytał, wplatając palce w jego włosy. Pokręcił głową, dokładając kolejny, a Harry wił się pod nim jak nigdy.

– Jesteś taki niecierpliwy, kochanie. Czyżby dawno nikt  porządnie się tobą nie zajął? – Jego wargi wykrzywiły się w figlarnym  uśmiechu. Młodszy przytaknął tylko, wpijając się w jego usta.

– Kocham cię Lou, wiesz? – spytał, tylko na chwilę przerywając pocałunek.

– A ja ciebie, skarbie – szepnął, zmieniając swoje palce na męskość. Sttkes jęknął głośno.

– Mocniej Louis – błagał, czując go w sobie. Tak bardzo go pragnął.

– Już skarbie. – Zaśmiał się cicho, od razu wykonując pierwsze ruchy.

–  Uważaj na moje biedne, połamane kostki – zachichotał. Nie wiedział, czy to był dobry pomysł, czy nie robili tego za wcześnie, ale mniejsza z tym.

– Przecież wiem, kochanie. Jakby co to mów – powiedział, opierając się wygodnie i przyspieszył.

– Tak dobrze – jęknął, wbijając paznokcie w jego plecy.

– Boże, jak ja za tym tęskniłem – sapał w jego ucho, a on jęczał w jego, próbując być jak najgłośniej.

– Ja też – jęknął cicho, a to, co dalej się działo... To już ich sprawa...


ɢᴏ ɪɴ ᴛᴏ ᴛʜᴇ ᴘᴀsᴛ ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz