- 1.7 -

1.1K 82 10
                                    

Aksel leżała na łóżku, wpatrzona w sufit. Tej nocy miało się coś zmienić. Czuła to w całym swoim ciele, ale nie spodziewała się w najmniejszym stopniu konsekwencji swojej decyzji.

Jak zwykle wieczorem blond-demon przyniósł jej kolację, a gdy wrócił po puste naczynia, nie usłyszała charakterystycznego szczęku zamka. Serce zabiło jej mocniej, po organizmie rozeszło się uczucie podniecenia. Uśpiona gdzieś w środku iskierka nadziei przerodziła się w mały płomyk. Musiała tylko poczekać, aż zapadnie zmrok i rezydencja opustoszeje. Nie miała pewności, czy demony sypiają, ale wmawiała sobie, że to zwykli ludzie i muszą odpoczywać. Doskonale zdawała sobie sprawę, że ktoś będzie patrolował dom i jego okolicę, ale to była jej jedyna szansa, musiała zaryzykować.

Próbując opanować drżenie dłoni, podeszła do drzwi i nasłuchiwała. Te kilka sekund zdawało przeciągać się w nieskończoność. Wydawało się, że korytarz był pusty. A może to pułapka? Może Lucyfer chciał ją sprawdzić? Może to jakaś chora gra... Odegnała jednak szybko niechciane myśli, nie mogła pozwolić, żeby strach i wątpliwości zawładnęły jej ciałem. Wtedy nie ruszyłaby się już nawet o milimetr.

Wzięła uspokajający oddech, delikatnie nacisnęła klamkę, niemal pisnęła z radości, gdy ta ustąpiła. Wyjrzała przez uchylone drzwi. Nie było nikogo. Uśmiechnęła się w myślach, po czym najciszej i jednocześnie najszybciej jak umiała, pokonała drogę, którą wychodziła dziś rano z Lucyferem.

Aksel wyszła z budynku, a gdy stanęła u szczytu schodów i już miała po nich zbiec, poczuła ucisk w żołądku. Zdławiła jednak pojawiające się mdłości. Była wolna, więc skąd to paskudne uczucie?

Biegła przed siebie szerokim podjazdem wysypanym białymi, drobnymi kamykami. Trzeszczały pod jej kolejnymi krokami, ale nikt tego nie słyszał, nikt nie zauważył jej ucieczki. W pierwszym odruchu wydało jej się to dziwne, nawet bardzo dziwne. Ale zepchnęła tą myśl w głąb umysłu i biegła dalej przez pustą ulicę. Na chwilę poczuła radość, ale już po kilku kolejnych metrach ogarnęło ją dziwne uczucie. Czas zwolnił, czuła już raz coś podobnego, z tą różnicą, że teraz słyszała w głowie krzyk ZAWRACAJ!!! Jej tętno przyspieszyło jeszcze bardziej, serce próbowało wyrwać się z klatki piersiowej, nie mogła złapać oddechu. Nie była pewna, czy to przez bieg, czy przez szpony strachu, które zaciskały się na jej gardle. Coś było bardzo nie tak. Zaczęła żałować, że w ogóle przyszło jej do głowy opuszczać rezydencję Lucyfera.

Zatrzymała się i w panice rozglądała dookoła. Nikogo nie było w pobliżu, a w żadnym z pobliskich domów nie widziała świateł. Nagle zdała sobie sprawę, że do jej uszu nie dobiega żaden dźwięk poza jej świszczącym oddechem i szumem krwi w uszach. Nogi miała jak z waty, umysł przysłoniła mgła paniki, lecz już po chwili poczuła na skórze delikatny powiew wiatru, a do nosa docierał przykry zapach rozkładu. Cała zesztywniała, a po jej kręgosłupie przebiegł zimny dreszcz. Nie była już sama. Ktoś za nią stał, czuła jego spojrzenie i to nie był wzrok Lucyfera, miała tego pewność.

Gdy brunet na nią patrzył, odczuwała ciepło, jakby jej skórę muskały promienie słońca, a teraz czuła się, jakby ktoś obrzucił ją cuchnącym szlamem, który powoli spływał, zostawiając po sobie oślizgły, śmierdzący ślad.

Przełknęła głośno ślinę. Powoli odwracała się, a gdy stanęła z tym twarzą w twarz, upadła na asfalt z rozdzierającym wrzaskiem. Próbowała odczołgać się od tej przerażającej postaci jak najdalej, ale nie była w stanie. Przepełniał ją strach od stóp do głów. Ona cała była strachem. A on? Stał z dzikim uśmiechem satysfakcji. Doskonale wiedziała, kim był, widziała go w snach. Pomyślała, że była skończoną idiotką, bojąc się Lucyfera. Prawdziwe zło znajdowało się przed nią.

Wojna pomiędzy złemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz