- 2.2 -

880 73 11
                                    

Obudziła się w środku nocy, o dziwo całkowicie wypoczęta. Przez jakiś czas jeszcze wierciła się w łóżku z nadzieją, że dotrwa do rana, ale była zbyt podekscytowana, żeby to się udało. Ostatecznie wstała, ubrała się i po cichu wyszła z hostelu.

Ulice okazały się puste, żadnego człowieka, żadnego demona. Szczególnie z tego drugiego powodu była zadowolona. Jedynym jej towarzyszem był księżyc częściowo zasłonięty przez chmury, które co rusz się przesuwały, ale to dodawało uroku ciepłej nocy. Szła spokojnie w kierunku posiadłości, której dach widziała z okien swojego pokoju. W połowie drogi stwierdziła, że nie do końca to przemyślała, albo raczej w ogóle, bo dom był znacznie dalej, niż by się wydawało.

Po około godzinie spaceru dotarła przed bramę wjazdową, za którą znajdował się podjazd wysypany białymi kamykami. Nie zastanawiała się nad tym, co robi, poddała się intuicji, która ponaglała ją do wejścia. Pchnęła bramę, która o dziwo ustąpiła, wpuszczając ją na teren posiadłości. Kamienie trzeszczały pod jej stopami, gdy krok po kroku zbliżała się do rezydencji. Wchodząc po schodach, jej serce znacznie przyspieszyło, jakby w oczekiwaniu na to, co znajdzie za drzwiami.

Mimo całej ekscytacji z wahaniem weszła do środka, ale zdawało się, że nikogo nie ma i to już od dłuższego czasu. Na marmurowej podłodze zalegała gruba warstwa kurzu, zresztą tak jak na wszystkim, co zobaczyła w blasku księżyca, który teraz był całkowicie odsłonięty. Postanowiła się rozejrzeć, ale tylko cienie na ścianach towarzyszyły jej w zwiedzaniu posiadłości. Poczuła przez to nutę rozczarowania, chciała znaleźć tu odpowiedzi, a jak na razie to miała tylko dodatkowe pytania.

Dotknęła znamienia pod koralikami, ale nic się nie działo. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się, co dalej. Czyżby się pomyliła? Nic nie działo się bez powodu, dlatego tu przybyła i nie podda się tak łatwo, poczeka na kolejny znak albo przeczucie, choćby najmniejsze. Uczepiła się tej myśli kurczowo, żeby się nie rozpłakać. Przebyła tyle kilometrów i po co?

Jej podbródek drgał delikatnie jeszcze przez kilka sekund. Wypuściła powoli powietrze, biorąc się jednocześnie w garść. Nie znalazła w rezydencji nic, co by mogło ją naprowadzić na cokolwiek, dlatego zdecydowała się wrócić do hostelu, ale gdy stanęła u szczytu schodów, zamarła, bo pośrodku holu stał demon i się w nią wpatrywał. Przełknęła z trudem ślinę, zastanawiając się, czy zejść na dół, czy raczej rzucić się do ucieczki i skryć się w którymś z licznych pokoi.

– Co tu robisz? – Mężczyzna skierował snop światła z latarki na jej twarz.

– Przepraszam, ja myślałam... – Przysłoniła oczy dłonią i zaczęła ostrożnie schodzić po schodach. – Myślałam, że znajdę tu kogoś, kto mi pomoże.

Dziewczyna stanęła w bezpiecznej odległości od demona, a ręce opuściła wzdłuż ciała. Wytarła spocone dłonie w spodnie, ale w zasadzie nic to nie dało. Mężczyzna ogarnął jej sylwetkę wzrokiem, a gdy dotarł do twarzy, aż się cofnął. Dostrzegła w jego oczach lęk i niedowierzanie, a znamię zrobiło się cieplejsze. Przez kilka minut stali w ciszy, a demon przyglądał się jej intensywnie, aż odzyskał panowanie nad sobą.

– Aksel? – Podszedł do niej bliżej, mrużąc oczy.

– N... Nie. Chyba nie – wyjąkała. Czuła skrępowanie, gdy tak na nią patrzył, jakby ją znał. – Mówią na mnie Erimia.

– Przysiągłbym, że... – Mężczyzna pokręcił głową i znów spojrzał jej w oczy. – Przecież to niemożliwe.

Wyciągnął telefon z kieszeni, wybrał numer i usłyszała musi szef to zobaczyć, po czym się rozłączył.

– Znasz mnie? – W jej głosie było słychać nadzieję, ale on tylko zacisnął zęby. – Jesteś demonem, prawda? Chcesz mnie skrzywdzić? Czyj to dom?

Wojna pomiędzy złemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz