~18.Święty Franciszek z Asyżu~

840 122 12
                                    

Nagle otworzyłam oczy, jakby jakaś nadnaturalna siła złapała mnie za powieki i zgrabnie podniosła je do góry. W pokoju panowała ciemność. Starałam się wyostrzyć wzrok, aby dopatrzeć się mebli porozstawianych wokół mnie, jednak na marne. Jedyne, co było dane mi wtedy widzieć, to czerń. Przerażona tym, że ślepnę, postanowiłam podnieść się z łóżka i powędrować do Samuela, gdyż wydobycie z siebie jakiegokolwiek dźwięku było niemożliwe. Za każdym razem, gdy otwierałam usta, czułam jedynie suchość w gardle. Podniesienie ciała z materaca również okazało się nie do wykonania. Czułam moje ręce i nogi, jednak one nie reagowały na moje rozkazy uniesienia się. Każda próba wstania kończyła się jedynie potem kapiącym z czoła, którego nawet nie mogłam otrzeć. Nagle przed moimi oczami zaczęło pojawiać się małe światełko. Na początku wyglądało jak kropka, jak owad, a potem zamieniło się w sporych rozmiarów kule. Białe światło rozjaśniło cały pokój i to wcale nie było pomieszczenie, w którym zasnęłam. Znów znajdowałam się na wsi, w domu. Nade mną wisiał krzyż, na który światło padało najbardziej i to właśnie od niego odbijało się, rozświetlając pokój. Rosło i rosło, a ja uświadomiłam sobie, że wcale się nie boję. Nie wiedzieć czemu, czułam spokój.

Kula światła osiągnęła wielkość ludzkiego ciała i to właśnie w jego kształt zaczęła się formować. Powoli wyodrębniła się głowa, potem ramiona i ręce. Gdy już wszystko było na swoim miejscu, światło w kształcie człowieka wyciągnęło w moją stronę dłoń.

Siła, która spajała moje ciało z materacem, w końcu odpuściła, ale ja nie miałam zamiaru uciekać. Moje dłonie same odwróciły się wewnętrzną stroną do góry, a nogi skrzyżowały się. Poczułam, jak pot kapiący z czoła zamienia się w krew, która stróżką spływała po moich policzkach i nosie. Spojrzałam w dół i zauważyłam, że moja koszulka również przesiąknęła czerwoną mazią. Nim się zorientowałam, cała leżałam we krwi. Wypływała ona z moich dłoni, a także z nóg. Miała piękny kolor, głęboka czerwień, która spływała z mojego ciała, nie wystraszyła mnie, dalej spokojnie leżałam, a człowiek ze światła nadal stał przede mną. Nie widziałam jego oczu, ale wiedziałam, że przez ten cały czas mnie obserwuje, było w nim jednak coś znajomego, co pozwalało mi czuć spokój.

Nagle z impetem odwróciłam się na drugi bok i wszystko, co przed chwilą mnie otaczało, zniknęło. Znów byłam w pokoju, którego nie zdążyłam obejrzeć, gdyż zmęczona padłam na miękkie łóżko. Gdy tylko na nim przysiadłam i poczułam, jak moje pośladki i plecy dopasowują się do materaca, odpłynęłam. Wcześniej mój kręgosłup musiał ocierać się o twarde deski.

W rogu pokoju stał zegarek, który na niebiesko wyświetlał cyfry. Bardzo mocno raził mnie w oczy. Przyzwyczaiłam się do nieustannego wytężania wzroku, aby dojrzeć godzinę, gdy budziłam się w nocy. Była trzecia. Normalnie już bym wstała lub leżała, czekając na czwartą - godzinę pracy, teraz jednak pamiętałam słowa Michaela, który kazał mi spróbować pospać dłużej. Dźwięk, który najprawdopodobniej zbudził mnie z dziwnego snu, spowodowali współlokatorzy, których nie dane mi było poznać wcześniej. Ich śmiech wywoływał u mnie większy stres, niż człowiek, którego tworzyło skupisko światła.

- Muszę się jeszcze pomodlić - powiedziała dziewczyna lekko niewyraźnym głosem.

- Jesteś pijana - odpowiedział jej męski głos.

- A Bóg jest wyrozumiały.

- Jak chcesz, ja idę spać.

Ja też zasnęłam.
***Nastał ranek. Ciężko było otworzyć mi oczy, gdyż czułam, jakby pod moimi powiekami znajdowały się duże pokłady piasku. Szybkim ruchem ręki przetarłam je, jednak to nie pomogło. Kiedy mój wzrok powoli zaczynał przystosowywać się do światła słonecznego i do nowego pomieszczenia, spojrzałam na swoje dłonie, przypominając sobie nocne zdarzenia. Na moich bladych dłoniach wystawały fioletowe i niebieskie żyły. Były tak widoczne, że dokładnie widziałam, jak pulsuje w nich krew. Najdziwniejsze było jednak to, że po jednej, jak i drugiej stronie rąk, miałam rany. Wyglądały na gojące się, jednak dalej było widać ich ślad. Bolały przy dotyku i miały idealny kształt kół.

Rozplecione warkoczeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz