~27. Prawda, prawda, prawda~

183 29 5
                                    

Do domu wracaliśmy po ciemku.

- Bo widzisz, Saro, nowy świat, jak ty go nazywasz, nie polega jedynie na wysokich budynkach, kolorowych witrynach i tłoku ludzi na ulicy, po której szybko przejeżdżają przeróżne auta. Nowoczesność i postęp to nie jest to, po co tutaj przyjechaliśmy. Chciałem, żebyś to zrozumiała. Tutaj też są lasy, są wsie, domki jednorodzinne. Jak chcesz, to znajdą się nawet takie drewniane. Podobne do twojego. Chodzi o zasady. Tutaj jesteś wolna, możesz robić, co chcesz, mówić, co chcesz, nie wstydzić się tego, że coś sprawia ci przyjemność. Możesz wierzyć w Boga na swój sposób. Jestem pewien, że On rozumie każdy z tych sposobów, bo przecież chodzi o bycie dobrym, a ty jesteś dobra.

Nic na to nie odpowiedziałam, bo gdy mijaliśmy wysokie lampy oświetlające nam drogę, pierwszy raz od dawna pomyślałam, że jestem szczęśliwa. Zaczęłam snuć plany na przyszłość właśnie w tym miejscu. Gdy zamknęłam oczy, widziałam mały domek z ogródkiem, mnie i Samuela siedzących w altanie. Po chwili przypomniałam sobie jednak, że mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia, i był nią Michael. Zdeterminowana postanowiłam odwiedzić go od razu po przyjeździe do mieszkania, jednak po drodze do niego zasnęłam. Przebudziłam się, kiedy Samuel kładł mnie do łóżka. Przez przymknięte oczy widziałam, że jeszcze chwilę nade mną stał. Pewnie zastanawiał się, czy może położyć się znów obok mnie, jak wtedy w lesie, jednak dla mnie ziemia i kołdra były dwiema różnymi rzeczami. Samuel wiedział o tym i poszedł spać do siebie.

***

Wstałam wcześnie, ponieważ obudziły mnie dźwięki dochodzące z pokoju Claudii, która pakowała swoje rzeczy. Nadszedł jej czas na wyprowadzkę z mieszkania, co oznaczało, że niebawem w domu miał pojawić się ktoś nowy. Trochę się cieszyłam, ponieważ miałam nadzieję, że będzie to ktoś równie zagubiony jak ja i razem sobie pomożemy. Claudia i Jerbex byli tu od dawna, więc nie mogli postawić się w mojej sytuacji.

Moje egoistyczne myśli jak strzała przecięła Claudia, która przyszła się pożegnać i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że nigdy więcej się nie spotkamy.

- Saro, wiem, że czekasz na Michaela, ale on pojechał do jakiejś prowincji. Najprawdopodobniej wróci za jakiś czas z nowym amiszem. Wiesz, jak jest.

Pokiwałam głową.

- Na pożegnanie chciałabym dać ci prezent. Wyjaśnić ci to wszystko, co się tutaj dzieje. Z racji tego, że się wyprowadzam, kończy mi się umowa podpisana z Michaelem. Mogę mówić, co chcę i komu chcę. Uważam, że należy ci się znać prawdę, bo jako jedyna jesteś oszukiwana. Dziwię się Samuelowi, że udaję mu się trzymać język za zębami, ale obowiązuje go pewnie taka sama umowa, albo jeszcze gorsza, ze względu na ciebie.

To, co mówiła Claudia, wydawało mi się przerażające. Umowy, jakieś podpisy, akty milczenia. Przez chwilę poczułam się jak w domu.

Usiadłyśmy na kanapie. Samuel jeszcze spał, a Claudia wzięła kilka oddechów, przygotowując się do ciężkiej rozmowy. Ze stresu skuliłam się jak małe dziecko. Chciałam znać prawdę, jednak w momencie, gdy miałam się jej dowiedzieć, wolałam uciec lub zapaść się pod ziemię. Nie pomagał mi stanowczy ton Claudii ani jej postawa. Z reguły zgarbiona, teraz siedziała jak na szpilkach.

- Nie wiem nawet, od czego zacząć, Saro. Jak to ująć w słowa. Samuel śpi? - Tak. - Saro, otóż jak już wiesz, Michael nie jest pastorem. Ma żonę, jest równie miła, co on. -Claudia ewidentnie przedłużała rozmowę, nie chcąc powiedzieć tego, na co czekałam. - Amisze są tanią siłą roboczą. - Słucham? - Nie zrozumiałam, co tak naprawdę przekazuje mi współlokatorka. - Widzisz Michael współpracuje z wyższymi organami władzy. Szczerze powiedziawszy, nie wiem jak to dokładnie działa, które organy państwa są w to zamieszane, ale nasz pastor tak naprawdę jest takim jakby agentem. Stwierdzono, że w kraju brakuje pracowników, którzy chcieli by pracować na niższych stanowiskach, oczywiście za małe pieniądze. Michael jeździ po wspólnotach, zdobywa chętnych na przyjazd do miasta i porzucenie dawnego życia, a my za to pracujemy w ciężkich warunkach. Większość z nas, właściwie wszyscy, których znałam przed tobą, zdają sobie z tego sprawę i decydują się na to sami... - Co ty mówisz? Ja się do niczego nie zgłaszałam. Nie godziłam się na takie rzeczy.

Rozplecione warkoczeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz