~20. Cukierkowy rozdział ~

714 116 12
                                    

Była środa.

Zawsze w środę mój rodzinny dom wypełniały uradowane kobiety, staruszki z pomarszczonym uśmiechem i małe dziewczynki z radosnymi oczami.

Jedyny dzień w tygodniu, który przynosił mi tyle szczęścia. W środę żadne dziecko nie czuło się samotne, za to każda kobieta czuła się wyjątkowa i na wszystkich twarzach gościł uśmiech.

Na drewnianą podłogę lała się woda, a lekko wilgotne czepki spoczywały na starych taboretach. Włosy swobodnie leżały na ramionach, a z ich końców powoli skapywała woda.

Lubiłam, gdy dłonie którejś z kobiet delikatnie dotykały mojej głowy, gdy drewniana szczotka, pewnie trzymana przez moją matkę, rozczesywała włosy.

Cały dom był łazienką, a kolorowe miski stanowiły prysznic. Głosy kobiet układające się w przeróżne piosenki brzmiały o wiele lepiej, niż szum płynącej wody.

Dziś znów była środa, ale w domu było cicho. Siedziałam w łazience oparta o jedną ze ścian białej jak chmury wanny. Nikt nie zechciał pobawić się moimi włosami, a lustro odbijające widok jedynie mojej twarzy przypominało mi o samotności. Towarzystwa dotrzymywały mi jedynie kolorowe opakowania jakiś mazideł, ale one nie uśmiechały się do mnie, straszyły jedynie długimi słowami, których nie rozumiałam.

Nienawidziłam bieli, która mnie otaczała i tego sztucznego drewna pokrywającego szafki. Wanna w mym rodzinnym domu już dawno pożółkła, ale meble ręcznie zrobione przez mojego ojca odwracały od niej uwagę. Tutaj wszystko było idealne, zbyt czyste i sterylne.

– Już długo tu siedzisz, czy mogę wejść? – zapytała Claudia, która już złapała za klamkę, jednak niepewnie ją puściła, czekając, aż zezwolę jej wejść. Bała się mnie.

– Tak – odpowiedziałam niepewna, czy nie mówiłam za cicho.

Gdy przekroczyła próg łazienki, znów ogarnęło mnie obrzydzenie. Nie mogłam tego pohamować, ale potrzebowałam towarzystwa, więc przesunęłam się, robiąc jej miejsce, aby mogła usiąść obok mnie.

– Też tak miałaś, że po przyjeździe czułaś, że to był błąd? Bo ja nie marzę o niczym innym, niż tylko o powrocie do mojej wioski – powiedziałam szczerze i nie miałam pojęcia, w którym momencie te słowa zaczęły wychodzić z moich ust.

– Czułam się tu bardzo samotna. Bo widzisz, kochana, jadąc tutaj myślimy, że czeka nas raj, że w końcu będziemy wolni, ale nie ważne, gdzie żyjemy, życie nigdy nie będzie rajem. Nie ważne, kim jesteś, Amiszem czy ateistą, bogatym czy biednym. Życie to kupa niepowodzeń, ale warto jest żyć, bo są chwile, które to nam wynagrodzą i przysięgam, że w końcu poczujesz się lepiej, kiedy odkryjesz, czego pragniesz, a to miasto ci to da.

– Brakuje mi tutaj takiej przyjaznej atmosfery, chociaż takiej przyjaznej na pozór.

– Nie uważasz, że w pewnym sensie to właśnie przez ciebie jej nie ma?

Te słowa do mnie trafiły. Naprawdę sprawiły, że zatrzęsły się wszystkie moje narządy wewnętrzne. Człowiek chyba zawsze tak reaguje, gdy słyszy prawdę na swój temat, gdy ktoś wytyka mu wadę. Błędem ludzkości jest to, że patrzymy tylko z perspektywy pierwszej osoby, zapominając, że do dyspozycji mamy również tryb trzecioosobowy. Nie pozostało mi nic innego, jak spojrzeć na Claudię z pokorą.

– Dzień mycia głowy? – zapytała wesoło, nie karcąc mnie dalej.

Skinęłam głową.

– Co ty na to, żeby to mycie trochę urozmaicić? – Zmrużyła swoje oczy i posłała mi uśmiech, który mógłby zdobić twarz psychopaty.

Rozplecione warkoczeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz