Donghyuck kilka kroków odszedł od drzwi i patrzył podejrzliwie, czy przypadkiem się nie otwierają. Mark po drugiej stronie znów nacisnął klamkę, ale zamek nie ustąpił.
- Dobry żart, a teraz twórz drzwi, proszę. - Głos Marka nadal był opanowany, ale już nie tak miły jak na początku.
- Jako to? Nie możemy tego troszeczkę nagiąć? - Donghyuck przedrzeźniał słodki ton głosu chłopaka. - W spiżarce są suszone jabłuszka.
Po drugiej stronie zapadła cisza, po chwili Mark westchnął głośno.
- Dobra rozumiem. - Powiedział swoim normalnym głosem. - Możesz mnie teraz wypuścić?
Donghyuck skrzyżował ramiona na piersi, plan zamknięcia chłopaka w spiżarni był świetny, ale nie wymyślił co robić dalej. Na pewno nie miał zamiaru go tak szybko wypuszczać.
- Nie sądzę. - Powiedział uśmiechając się wrednie.
- Donghyuck to nie jest zabawne, zadzwonię do twojej mamy. - Mark znów brzmiał jak nauczyciel karcący przedszkolaka, co tylko rozjuszyło chłopaka.
- Nie blefuj, nie masz przy sobie telefonu.
Podszedł do lodówki i otworzył ją. Skrzywił się widząc dwie półki pełne warzyw i owoców. Był pewny, że jego mama musi chować w kuchni coś co bardziej przypomina jedzenie. Kiedyś nakrył ją na jedzeniu czekoladowego batonika. Zaczął przetrząsać szafki.
- Donghyuck! Proszę otwórz drzwi, to nie jest śmieszne. - Kilka kolejnych, dość agresywnych szarpnięć klamką.
- Mnie bawi. - Odpowiedział, dalej buszując w szafkach.
- Bardzo dojrzałe. - W głosie Marka narastała irytacja. Donghyuck uśmiechnął się pod nosem wchodząc na taboret i sięgając do wyższych półek.
- Ile ty masz lat, żeby śmieszyło cię zamykanie w szafie opiekunki! - Usłyszał uderzenie pięści w drewniane drzwi. Zamarł w bezruchu, a na jego ustach znów pojawił się grymas.
- Opiekunki? - Zapytał schodząc z taboretu.
- Nie, nie. Źle się wyraziłem. - Jego głos złagodniał, chyba wyczuł, że szarpnął delikatną strunę, którą powinien był nie ruszać.
- Ile moja mama ci płaci OPIEKUNKO? - Zamknął zamaszyście szafkę i przy okazji uderzył łokciem w ścianę. Każdy poczułby nieprzyjemne uczucie rażenia prądem, ale nie Donghyuck. Spojrzał na swoją rękę, a następnie wymacał palcami, czy wszystkie kości i ścięgna są we właściwymi miejscu, następnie porównał łokieć z drugim i uznał, że chyba nie jest uszkodzony.
- Nie jestem twoją opiekunką. Jestem wolontariuszem. - Głos chłopak rozległ się zza drzwi.
- Wolontariuszem? - Powiedział kpiąco unosząc brwi. - Gdzie wcześniej wolontariuszyłeś?
- Wolo... Co? Nie ma takiego słowa. - Ponowne głębokie westchnięcie po drugiej stronie.
- Wiesz o co mi chodzi. - Prychnął siadając pod drzwiami i oparł się o nie głową. Przez chwilę po drugiej stronie była cisza, ale w końcu dało się słyszeć szmer i chłopak również usiadł na podłodze, kiedy się odezwał jego głos był słyszalny zaraz obok głowy Donghyucka.
- Starsza pani ze stwardnieniem rozsianym, a jeszcze wcześniej chłopiec z autyzmem.
- Nieźle. - Powiedział z uznaniem. Przerobił już niezliczoną ilość wolontariuszy, pracowników społecznych i innych dziwaków. Wszyscy byli mocno przegięci, ale Mark naprawdę zrobił na nim wrażenie.
![](https://img.wattpad.com/cover/148679219-288-k684051.jpg)
CZYTASZ
Painless (MARKHYUCK)
Teen FictionMark miał nudne, normalne życie, a później poznał Donghyucka... Czyli Mark to pilny uczeń, który ma aspirację na zostanie lekarzem, ale na wolontariacie poznaje Donghyucka i jedyne słowo jakie przychodzi mu do głowy kiedy go widzi to "nietuzinkowy"...