Jak tylko Donghyuck stanął obiema stopami na dachu usłyszał głos:
- To tylko jakiś dzieciak.
Rozejrzał się po dachu, nie wyróżniał się niczym szczególnym, był prosty, pokryty czarną papą, co kilkanaście metrów wyrastały wysokie anteny, które wyglądały jak dziwne łyse drzewa. Przestrzeń oddzielały jeszcze grube kominy. Po lewej stronie budynku była przerwa, dopiero kilkanaście metrów dalej zaczynał się drugi dach, a po prawej przyklejony był do innej kamienicy, która byłą wyższa co dawało dwumetrowy murek. Właśnie tam Donghyuck zauważył kilka ubranych na czarno osób.
- Spadaj stąd. – Powiedział jeden idąc w jego kierunku. Nie był zbyt wysoki, jego czarna bluza wydawała się za duża, ale mogło być to celowe, Donghyuck nie znał się na modzie.
- Chcę zobaczyć panoramę miasta. – Powiedział niezrażony, robiąc kilka kroków do przodu. Mark nadal wspinał się po drabince.
- Zobaczyłeś? To teraz spadaj. To nasze miejsce. – Warknął chłopak, a dwóch pozostałych którzy do niego dołączyli mieli również zacięte miny i wrogie spojrzenia. Donghyuck nie przejmował się tym zbytnio, bo tak naprawdę, co mogli mu zrobić?
- Wasze miejsce? – Prychnął krzyżując ramiona na piersi. – Pójdę jak będę miał na to ochotę.
Twarz niższego chłopaka stężała, a później zaczęła robić się czerwona.
- Chcesz oberwać? – Zapytał zaciskając pięści, a jego kolega z blond włosami i kolczykiem w uchu położył mu dłoń na ramieniu.
- Donghyuck. – Zawołał Mark w końcu wchodząc na dach.
- Nie będę się z tobą bił. – Powiedział patrząc na pozostałą dwójkę, która do nich dołączyła. – Byłoby to dla ciebie niesprawiedliwe.
- Ty mały... - Chłopak wyrwał się do przodu w stronę Donghyucka, ale blondyn i drugi chłopak przytrzymali go, za to Donghyuck został pociągnięty w tył przez Marka.
- Okey, spokojnie. – Powiedział starszy zaciskając mocno dłoń na ramieniu Donghyucka. – Już sobie idziemy.
- Nie. Mieliśmy zobaczyć miasto. – Zaprotestował zatrzymując się.
- Pójdziemy gdzieś indziej. – Powiedział z naciskiem i zerknął na chłopaków stojących kilka kroków od nich.
- Powiedziałeś że to miejsce twojego kumpla, to oni są tu intruzami. – Donghyuck wyprostował się i nic nie pomagały gesty Marka, żeby mówił ciszej.
- Ta miejscówa jest nasza. – Warknął chłopak, który chciał się bić z Donghyuckiem.
- To miejsce Jisunga. – Zwrócił się do niego z lekko kpiącym uśmiechem.
- Na miłość boską Donghyuck, chodźmy stąd. – Jęknął Mark.
- Jisunga? – Wysoki ciemnowłosy chłopak, który siedział cicho przez cały czas wyszedł krok do przodu. - Czy to nie ten koleś od Jaemina?
Wszyscy patrzyli na siebie skonsternowani, kiedy padło to imię.
- Jaemin? – Niski chłopak oderwał w końcu spojrzenie od Donghyucka. – Jaki Jaemin?
- No wiesz, poznaliśmy go na imprezie, wtedy co Han...
- Ten co się przystawiał do Hana? – Zapytał.
Donghyuck spojrzał na Marka i zobaczył, że ten zaciska szczęki. Ewidentnie miał w tej sprawie coś do powiedzenia, ale powstrzymał się.
- To, że ktoś jest miły, nie znaczy że jest tobą zainteresowany. Może być miły z natury. – Powiedział Donghyuck posyłając chłopakowi miażdżące spojrzenie. – Chociaż tobie pewnie rzadko się to zdarza.
CZYTASZ
Painless (MARKHYUCK)
Ficção AdolescenteMark miał nudne, normalne życie, a później poznał Donghyucka... Czyli Mark to pilny uczeń, który ma aspirację na zostanie lekarzem, ale na wolontariacie poznaje Donghyucka i jedyne słowo jakie przychodzi mu do głowy kiedy go widzi to "nietuzinkowy"...