Prolog

3.1K 388 208
                                    

    Dźwięk dzwonka rozległ się w zupełnie cichym domu. Donghyuck uniósł głowę zaciekawiony. Każdy dźwięk zakłócający jego cichą monotonię był mile widziany.

Postawił bose stopy na jasnych panelach, podszedł do dużego okna i oparł czoło o szybę. Spojrzał w dół i skrzywił się lekko, czując posmak rozczarowania.

Przed drzwiami stał chłopak, w białej koszuli z krawatem od szkolnego mundurka, ciemnych spodniach i sportowych butach. Donghyuck zmarszczył nos, nawet z tej odległości mógł czuć jak od chłopaka wieje nudą, począwszy od grzecznej fryzury i nijakiego koloru włosów, przez uprzejmy uśmiech przyklejony do twarzy, aż do schludnego ubrania.

Donghyuck spojrzał na przejrzyste odbicie swojej twarzy w szybie. Jego oczy były ciemne, ale w tęczówkach kryły się jasne promienie, jego skóra miała ciepłą barwę, mimo że nie wychodził często z domu, jego usta wygięły się w grymasie.

- Donghyuck!

Usłyszał z dołu wołanie swojej mamy.

Spojrzał jeszcze raz na chodnik przed domem, ale chłopaka już tam nie było.

Przejechał dłonią przez swoje splątane włosy, nie czuł potrzeby czesania ich i najwolniej jak tylko mógł wyszedł z pokoju. Szedł powoli po schodach, nie dlatego że jego mama wiecznie upominała go, żeby po nich nie biegał, ale dlatego żeby przetestować jej cierpliwość.

Cały dół domu był otwartą, jasną przestrzenią. Dlatego jak tylko zszedł ze schodów, zobaczył chłopaka sprzed domu i swoją mamę siedzących w salonie.

- On sam potrafi podać sobie leki, ale proszę żebyś mu o tym przypomniał. – Mówiła kobieta, która nie zauważyła jeszcze, że jej syn jest na dole.

- Przypomnieć o lekach. – Uśmiechnął się nudziarz notując w zeszycie.

Donghyuck wywrócił oczami, widząc usatysfakcjonowany uśmiech swojej mamy. Kobieta była wielką zwolenniczką planowania i robienia notatek. Zawsze powtarzała, że słowo pisane ma większą moc niż mówione i trudniej je zignorować. A Donghyuck dosłownie dostawał szału widząc nowe karteczki z upomnieniami i przypomnieniami rozsiane po całym domu.

- Jakby coś się działo, nie czekaj tylko dzwoń do mnie. – Powiedziała wstając i zerkając na zegarek na swoim nadgarstku.

- 696 945 112. – Wyrecytował chłopak również wstając. Donghyucka już przestał śmieszyć parszywy zbieg okoliczności, że końcówka numeru jego mamy to 112.

- Zapamiętałeś mój numer. – Zdziwiła się kobieta.

- Oraz wszystkie instrukcje. – Uśmiechnął się. – Proszę się nie martwić.

Kobieta wyglądała na szczerze wzruszoną. Musiała to być miła odmiana przy Donghyucku, który nigdy nie słuchał tego co do niego mówiła.

- Bawcie się dobrze. – Powiedziała podając chłopakowi dłoń.

Donghyuck wywrócił oczami i odchrząknął głośno, żeby zwrócili na niego uwagę.

- O jesteś. – Kobieta podeszła do niego szybkim krokiem i położyła mu dłoń na czole. Robiła tak zawsze, kilka razy dziennie. – Mówiłam, żebyś nie chodził bez butów. – Rzuciła mierząc go spojrzeniem od góry do dołu, jakby upewniając się, że wszystkie kończyny są na właściwym miejscu.

- Tak. – Westchnął odsuwając się od jej dotyku.

- Donghyuck to jest Mark o którym ci opowiadałam.

- Cześć. – Chłopak pokiwał do niego z szerokim uśmiechem.

Donghyuck prychnął tylko i bez słowa poszedł do fotela.

Painless (MARKHYUCK)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz