Rozdział 6-Na dachu

214 17 0
                                    

Początek roku zbliżał się nieubłaganie.
Miałam jechać na peron z Rudą brygadą ale los pokrzyżował mi plany. Jak zwykle z resztą. Dwa dni przed wyjazdem okazało się że po jakiejś ściśle tajnej i niebezpiecznej misji mój tata wrócił cały pokiereszowany, ledwo żywy. Moja mama zabrała go szybko do św. Munga uwczeście robiąc niezbędne rzeczy by mogli się deportować.
Z tego powodu siedzę teraz z Nimfadorą przed oddziałem pooperacyjnym. Tate trzeba było szybko operować gdyż połamane rozebrała wbiły się w płuca*(jak pojawi się koło jakiegoś zdania gwiazdka to sprawdzić na samym końcu znaczenie,lub inną ważną informację)
-Holly,Nimfadora tata chce was zobaczyć-powiedziała mama cicho. I nawet Dora nie zezłościła się na mamę za określenie jej „Nimfadorą"
Gdy weszłyśmy do sali zdawało mi się ze moje serce na chwile się zatrzymał by potem zacząć swoją prace na nowo.
Widok ojca w szpitalnym łóżku z milionem kabli, nie oszukujmy się nie jest codziennością. Wypuściłam powietrze z płuc z cichym świstem, i powoli zaczęłam iść w kierunku łóżka.
-Cześć tato,jak się masz?-zapytałam lekko się uśmiechając. Tata był strasznie blady, i widać ze był zmęczony. Jednak odwzajemnił uśmiech.
-Dobrze,nie chce tu leżeć. Moje miejsce jest na polu bitwy z różdżką w ręku.-odpowiedział smętnie. Ten człowiek coraz bardziej mnie zadziwia. Mój tata, Ted pochodził z rodziny mugoli. Jako jedyny z pięciu braci był czarodziejem. Uwielbiał się pojedynkować. Został aurorem, w wieku 20 lat a teraz ma 35. Nie zależnie od dnia, ani godziny pragnie adrenaliny. Kocha swoją robotę.
-Narazie musi pan leżeć i wypoczywać, ale za jakieś dwa do trzech tygodni pana uwolnimy.-powiedziała magomedyczka, wchodząc do sali.
-A panie bym prosiła o opuszczenie sali, jest już po ciszy nocnej. Dowodzenia.-powiedziała przyjaźnie ale stanowczo kobieta. Pożegnałyśmy się z tatą i deportowałyśmy się do domu. Ja odrazu poszłam do łazienki, Dora do salonu a mama do kuchni zrobić coś do jedzenia.
Gdy znalazłam się sama przekręciłam zamek w drzwiach i sunęłam się po nich powoli. To nie pierwsza i pewnie nie ostatnia taka sytuacja. Ale jednak pierwsza tak poważna. Gdy kilka leż spłynęło po mojej twarzy to opamiętałam się. Otarłam twarz i weszłam pod prysznic. Umyłam włosy szamponem o zapachu morskiej bryzy i palm. A ciało balsamem o zapachu piasku i magnolii. Te dwa produkty świetnie ze sobą współgrały i dawały niepowtarzalny efekt.
Gdy leżałam w moim łóżku zastanawiałam się nad sensem używania kociołka, czy nie można by warzyć eliksirów w kubku? A potem zamiast czyścić go godzinami wstawić do zmywarki. To takie mugolskie urządzenie co samu zmywa naczynia.
Z takich banalnych rzeczy moje myśli odbiegały do tych odległych czyli czas spędzony w Norze. By to najlepszy czas wakacji. Miałam towarzystwo, miejsce i zajęcia. Gdzie jak gdzie ale w Norze zawsze było coś do roboty. W tym momencie przypomniałam sobie śmieszną sytuacje.
Ja,Fred i George siedzimy nad jeziorem po długiej bitwie na wodę.
-Dzisiaj jest bardzo ważny dzień...-zaczął tajemniczo Fred, po kilku dniach prawie zawsze udawało mi się ich rozpoznawać.
-...dlatego, że dzisiaj...-przejął pałeczkę George jakby była to sztafeta.
-...przekażemy ci...
-SEKRETY NASZEGO SUKCESU!!!-krzyknęli oboje. Skutkiem tego było że wieczorem podczas nocnej posiadówy na dachu, chłopcy opowiadali mi o swoich tajnikach robienia żartów.
Tamtej nocy nie robiliśmy już nic więcej tylko leżeliśmy i wpatrywaliśmy się w gwiazdy.

Fajnie było by tam wrócić. Bardzo polubiłam ich. Wszystkich. No, może oprócz Percey'ego. Uwielbiałam rozrabiać z bliźniakami. Obżerać się z Ronem. I tłumaczyć panu Weasley'owi do czego służą jego nazbierane w szopie mugolskie sprzęty. Ale za kilka już po jutrze ich zobaczę. Z takimi myślami odpłynęłam do krainy Morfeusza.
Ciąg dalszy nastąpi...
*tak sądzę że taki uraz zagraża życiu.
Moja mama jest lekarzem i wiem troszkę więcej.

Zanim nastanie świt~George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz