II

2.5K 220 224
                                    

- Nie. Jest rok 2009. Proszę, zobacz - Polska podniósł gruby plik zadrukowanego papieru i wskazał mu linijkę na górze. Dziewiąty czerwca 2009 roku, przeczytał Litwa. Potrząsnął głową.

- Nie pojmuję, żarty sobie ze mnie stroisz? Wczoraj jako prawi chrześcijanie wysłuchaliśmy mszy świętej, ujeżdżali konie, wrócili do domu - do prawdziwego domu naszego - Ukraina podała obiad, potem graliśmy w szachy i oszukiwałeś, a po krótko wieczerzy poszliśmy do łóżka.

Uwierz mi, myślał gorączkowo, to ty wymyślasz bzdury, nie ja.

- A dziś, przebudziwszy się, w niedyspozycyją jakowąś popadłem, a dom mój pusty był jak grób bez ciebie przy moim boku, i wszystko było inne, Korono. Wszystko!

- Kochany, pojechałeś do domu dwa dni temu, mówiąc, że masz nawał roboty w biurze. Zadzwoniłeś wczoraj wieczór, żeby pogawędzić, tak coś około dziesiątej. I niby od kiedy oszukuję w szachach?

Litwa założył ręce.

- O tak późnej godzinie z nikim bym konwersacyj nie prowadził. Położyliśmy się o zwyczajnej porze, zbliżyliśmy się do siebie, zasnęliśmy - co?

Polska patrzył na niego jeszcze dziwniej niż przedtem.

- Nic - powiedział. - Po prostu zazwyczaj nie opowiadasz tak wprost o... tych rzeczach. - Wyciągnął rękę, żeby pociągnąć Litwę za kosmyk włosów za uchem. - Powiedz mi, że żartujesz, Licia.

- Przysięgam, że nie - powiedział Litwa, chwytając go za dłoń.. - Pomóż mi przywrócić wszystko do normalności.

Polska wziął głęboki wdech.

- Licia. Ja również nie żartuję. Jest ponad czterysta lat później, niż myślisz. Moment... Wyglądamy mniej więcej tak samo, więc niczego ci nie udowodnię. Mam pomysł... chodź ze mną.

Ściągnął Litwę z krzesła i zaciągnął po schodach do swojej komnaty sypialnej. Mężczyzna zamrugał na widok różowych poduszek i jasnego koca. O tak, z pewnością były to prywatne pokoje Polski.

- Rozepnij się - rozkazał Polska. - Czekaj, pomogę ci... - zaczął odpinać jego guziki, zdjął mu z ramion koszulę i obrócił Litwina dookoła.

- No tak, podróżnikiem w czasie to ty nie jesteś.

- Co masz na -

- Nieważne. Spójrz.

Litwa został zaciągnięty przed duże lustro wbudowane w drzwi szafy, tak samo czyste i doskonałe jak lustro, które znalazł w swoim domu. Polska obrócił go tak, że musiał oglądać się przez ramię, a wtedy zdziwienie odebrało mu dech. Z szeroko otwartymi oczami przyglądał się srebrnym bliznom, przecinających wielokrotnie jego plecy. Sięgnął ręką między łopatki i stwierdził, że w niektórych miejscach w ogóle nie ma czucia.. Lustrzane odbicie Polski wypuściło powietrze z płuc i przetarło twarz.

- Cholera! Licia, ty tak na poważnie... nie miałeś pojęcia, że je masz. - szybko odwrócił Litwę tak, żeby nie mógł już patrzeć w lustro. - Nie patrz, zawału dostaniesz.

- Zaklinam cię, Korono, powiedz mi - poprosił Litwa. Teraz, kiedy zobaczył blizny, nie mógł przestać się skupiać na pozbawionych czucia płatach skóry.. - Wyjaśnij mi teraz, co się dzieje. Dlaczego rozpłynął się w powietrzu cały nasz folwark i dlaczego nie było cię ze mną dziś o poranku?

- Świat się zmienił - wyjaśnił Polska. - Nasz folwark, hmm. Chyba wszyscy jesteśmy teraz szczęśliwi, że żyjemy każdy we własnym domu... Przez pewien czas musieliśmy mieszkać u pewnego kogoś, i wszystkich szlag od tego trafiał. Nie jesteśmy - to znaczy, totalnie bywasz u mnie raz na jakiś czas, ale mamy osobne domy i jesteśmy, tak jakby... no... osobno..

Nić pajęcza [LietPol] [T]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz