W miare gdy byłam coraz bliżej domu Agresta czułam coraz większą niemal opętającą mnie wśiekłość. Mój oddech stał się szybszy, a ja niemal biegłam. Tak byłam w zdecydowanie nie kłamanie wściekła.
To dziwne powinnnam jak wszyscy wtopić się w ten szary tłum; żalić się i współczuc, biadolić: jaki on był dobry i piękny, kto wie może bym nawet dołączyła do tego kółka kretynów, którzy już opłakują jego śmierć.
Ale to było kiedyś, jeszcze gdy byłam w cieniu biedronki. Teraz wiem, że to JA jestem biedronkom i że powinnam w iście biedronkowym stylu skopać komuś tyłek....Agreste szykuj się na na niezły wpie*rnicz
'''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''
Wreszcie dotarłam do jego domu, a powinnam powiedzieć pałacu. BIały, noweczesny, ale z elementami nawiązującymi do antycznej archtektury, a całość uwieńczona równo przystrzyżonym trawnikiem i marmurową fontanną. Szkoda tylko że te anielskie piękno jest schowane za tak okropnym murem, który strasznie szkaruje całość. Widać, że zosatał zrobiony na doczepke. Ale nie będe się teraz rozwodzić nad tą villą(chociaż daje słowo, że jak tylko będe miała wystarczająco dużo kasy to wybuduje sobie taką) bo trzeba wykonać swoje obowiązki.
Zadzwoniłam na domofon robiąc to na tyle szybko by nie zdążyć się rozmyślić-Halo? odezwał się głos jakiegoś chłopaka. Dziwne... to nie Natalie, ale nieważne musze się dostać do Adriena.
-Dzień dobry ja jestem koleżanką Adriena z klasy i przy...-niezdążyłam dokończyć bo już mi przerwał-Nie obchodzi mnie kim jesteś i po co przyszłaś. Idź z tąd dobrze Ci radze.
-A ty niby kim jesteś, że mi rozkazujesz? Adriena nie było od 3 miesięcy szkole! Wszystko chuczy od plotek-powiedziałam już nieźle wkurzona-A Ja przyszłam je rozwiać- dodałam dobitnie nieznoszącą sprzeciwu nutą.
Już gdy mówiłam te słowa wiedziałam że to zły pomysł,ale dopiero cisza która po nich nastała powiedziała mi jak bardzo.
Myślałam, że po prostu się rozłączył, to by było w gruncie rzeczy logiczne, ale on zaczął się po prostu śmiać, nieprzyjemnym śmiechem. Chciałam uciekać, ale powstrzymał mnie jego głos.-
-No, nieźle niunia, naprawdę mnie zaskoczyłaś zazwyczaj wystarczy jedno moje słowo by pod kimś ugieły się kolana...-
-Chyba jeden twój oddech-przerwałam mu bezczelnie, kurde ja naprawdę powinnam się kiedyś ugryźć w ten niewyparzony język.Ale gość znowu się zaśmiał, tym samym zimnym mrożącym krew w żyłach śmiechem rodem z horroru.
-Oj jak ja lubie ludzi z poczuciem chumoru. Naprawdę pogadałbym z tobą teochę dłużej, ale musze jeszcze załatwić kilka spraw. Do zobaczenia słonko...
-Ale Adrien...!!!-krzyknełam próbująć coś jeszcze wydobyć mojego rozmówcy. Piiip! Sygnał się urwał. Wściekła próbowałam jeszcze kilka razy dzwonić, ale już nikt nie odebrał. Waliłam ze złośćią pięściami w ściane, aż nie pociekła znich krew, ale nawet to mnie nie powstrzymało uderzałam z całej siły udając, że to ma jakiś sens; aż wkońcu osunełam się ze łazami na czyste i wepolerowane kafelki .
CZYTASZ
Marichat
FanfictionAdrien pod wpływem pierścienia zaczyna się buntować...przeciw ojcu, który wiecznie nie ma dla niego czasu, przeciw matce która nagle znikneła i pozostawiła po sobie tylko smutek, tym wszystkim którzy patrzą tylko na jego sławe, pieniądze i wygląd...