Rozdział 4: Nowy Świat

32 4 1
                                    

Minęła jakaś godzina. Ta gra mi się powoli nudziła. Stwierdziłam, że nie będę cały czas grać. Do głowy wpadł mi pewien pomysł. Chciałabym iść zapytać się czy mają tu jakieś książki, albo chociaż by karty do pasjansa. Ubrałam buty i powoli wychodziłam z pokoju. Gdy otworzyłam drzwi, oczom ukazał mi się znów ten sam strażnik. Popatrzył na mnie, a ja odruchowo powiedziałam, że muszę iść do szefa. Nie był zadowolony, ale przepuścił mnie do niego. Udałam się pod drzwi, i zapukałam.
- Wszedł!-ze środka wyleciał twardy głos męszczyzny.
W tym momencie weszłam do środka.
Ujrzałam to samo drewniane i długie biurko.
-dzieńdobry. -powiedziałam nieco pewniej niż ostatnim razem.
-Stało się coś?
-niezupełnie, ale..-nie miałam odwagi zapytać.
-no streszczaj się bo czasu nie ma.
-macie tu jakieś książki do czytania albo karty do gry?-odrazu mi ulżyło.
-Książki? Karty? Po co ci to?!- Nie był zadowolony.
-trochę mi się nudzi w pokoju. A w tetrisa wygrałam już 42 razy.
-niech ci będzie....Markowski!
Do gabinetu wszedł, strażnik z mojego piętra.
-Tak sir!
-idź do biblioteki po książki...najlepiej przewodnik przetrwania.
-się robi sir!- i wyszedł
-A ja ci dam, to.-sięgną po książkę, gdzie na okładce napisane było: Broń to podstawa.
Ucieszyłam się z myślą, że się przyda.
Podziękowałam i wyszłam z gabinetu. Po zamknięciu drzwi zobaczyłam strażnika, biegnącego do mnie.
-Proszę- dał mi książkę o przetrwaniu.
-wielkie dzięki! - powiedziałam i poszłam do mojego pokoju.
    Ściągnęłam buty i położyłam się na łóżko. Zajrzałam do pierwszej książki. Była o przetrwaniu. Przeglądałam strony od rozbicia namiotu, do polowania na dzikie zwierzęta.
   Usłyszałam znowu dźwięk megafonu.
-Podano posiłek, można schodzić na stołówkę.
Po tym komunikacie ubrałam buty, odłożyłam książkę i udałam się do jadalni.
     W połowie drogi zatrzymała mnie Wiki, więc poszłyśmy razem. W jadalni było o wiele więcej osób niż ostatnio. Wzięliśmy smażony makaron ze słodkim twarogie.
Udało im się, bo bardzo lubię makaron z serem.
      Usiadłyśmy przy tym samym stoliku co na śniadaniu, i zaczęliśmy spożywać obiad.
-jak tam?-zapytała Wiktoria
-wiesz co? Jest lepiej! Byłam u szefa i dostałam książki do czytania.
-ooo to super! A jakie?
- o przetrwaniu i o broni.
-nieźle pożyczysz mi jak skończysz czytać?
-Jasne, o tym samym pomyślałam.
     Po zjedzeniu ze smakiem, wstałam od stołu i odniosłam tacę. Wiktoria zrobiła podobnie. Gdy już miałyśmy wychodzić z jadalni, megafon dał o sobie znać:
Zbiórka za 15 minut w lewym tunelu na poziomie 0.
Ja z Wiktorią popatrzyłyśmy na siebie. Wiedziałyśmy, że chodzi o zwiedzanie wyspy. Trochę się bałam, ale to tylko lot samolotem. Nie powinno być tak źle.
Pobiegliśmy truchtem do pokoji, żeby się przebrać. Spięłam włosy umyłam zęby i udałam się na sam dół, do lewegk tunelu. Czekało tam jakieś 20 osób. Teraz zauważyłam, że na końcu tego tunelu jest wielki hangar, gdzie znajduje się ogromu samolot transportowy. Za mną biegła już Wiktoria. Jej też opadła szczęka jak to zobaczyła.
-Jakie to wielkie!-odparła
-noo, tylko w filmach widziałam coś takiego.
Po 5 minutach przyszedł szef.
-Wiatm was wszystkich w naszym Hangarze nr 1. Za chwilę wejdziecie do transportowca i polecicie zobaczyć wyspę. Celem tej wyprawy jest uświadomić was, że to nie jest jakiś żart, oraz jakich rozmiarów jest to miejsce. Pamiętajcie że z całej rozgrywki po jednej dobie zostanie jedna osoba na wyspie. Radzę się porządnie rozejrzeć.
-boisz się?
-czego? Wyprawy? Nie, bardziej się boję tego dnia gzue już będziemy na tej wyspie.
-no w sumie.
-Wsiadajcie!- wykrzykną szef
Będąc obok siebie, pokoleji wchodziliśmy do transportowca w środku było 100 siedzeń. Kazali nam usiąść według numerów. Ze względu, że ja miałam 039 a Wiktoria miał 058 to siedziałyśmy daleko od siebie. Siedzenia były równoległe. Przy ścianie był rząd siedzeń odwróconch do wewnątrz. Na środku były dwa rzędy i ustawione tyłem do siebie. Łącznie były 4 pasy siedzeń. Ja byłam w tym środkowym.
   Wielkie wrota do transportowca powoli się zamykały z dołu, do góry.
-no to zaczynamy.- powiedziałam do siebie, po czym dostałam lornetkę od strażnika. Poczułam silne turbulencje. Na szczęście w ostatniej chwili zapnęłam pasy. Lecieliśmy już pół godziny, aż w końcu podłoga zaczęła się rozsuwac. Było dużo przestrzeni do oglądania. Po chwili zza chmur wyłoniła się ogromna wyspa. Widziałam kilka pagórków, stare lotnisko i mniejsze wsie. Jeszcze w innym miejscu zauważyłam jakąś fabrykę. Lecieliśmy tak przez dobre 20 minut, żeby obejrzeć to dokładnie. W jednym miejscu była dolina, gdzie widziałam kilka domów. Jeszcze w innym była ulica, przy której prawdopodobnie była szkoła. Kiedy zdałam sobie sprawę jakie to wielkie, zaczęłam wymyślać plan. Ale stwierdziłam, że na to bedzie jeszcze czas.
Po tym jak minęliśmy wyspę zamknęły się "wrota podłogi"- tak ja to nazwałam.
Ibprzez następne 40 minut wracałyśmy do ośrodka.
     Po wyjściu z transportowac, było mi nie dobrze więc szybko, nie żegnając się z moją przyjaciółką pobiegłam do pokoju. Zdjęłam buty, wskoczyłam na łóżko i...zasnęłam. Tego mi było trzeba. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień.
To be continue....

Battle Royale: Świat sie sypieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz