Rozdział 5: Koniec taryfy ulgowej...

33 5 8
                                    

   Obudziłam się około godziny 18:00
Odrazu się lepiej poczułam. Po chwilowym leżeniu wzięłam książkę na temat broni. Było tam opisane szczegółowo jak naładować magazynek, albo jak założyć muzzle itp. itd. Po przeczytaniu kilkudziesięciu stron, odłożyłam książkę na półkę, po czym umyłam twarz. Uznałam, że to pora na zejście do strzelnicy. Kiedy otworzyłam drzwi, zobaczyłam cały arsenał broni. Od pistoletów do wielkich karabinów. Nad zestawami była tabliczka z napisem: Wybierz broń. Uznałam, że zacznę od jakieś lekkiej. Do ręki wzięłam pistlet który był w kształcie litery "T" Miał gruby prostokątny kadłub, pod którym, na środku był wydłużony i odstający magazynek. Na końcu kadłubu była metalowa rurka w kształcie leżącej litery "U". Był on w miarę ciężki. Obok arsenału, leżały zestwy amunicji. Z tego co wyczytałam, to do mojej broni potrzebuje SMG ammo. Zupełnie nie wiem co to znaczy ale po sprawdzaniu wiedziałam, że pasuje. Po nałdowaniu broni otworzyłam następne drzwi. Gdzie była dużą przestrzeń z przedziałami. Na ich końcu były zarysy człowieka, do którego się strzelało. Na przeciwko mnie był ekran z kursem. Ja na szczęście teorie mam już za sobą. Dzisiaj poćwiczę praktykę. Szukałam wzrokiem wolnego miejsca do ćwiczeń. Kątem oka zobaczyłam tego gościa który się na mnie gapił. Tym razem mnie nie zauważył. Szybko spięłam włosy i mogłam rozpocząć trening. Podeszłam do przedziału i położyłam broń na blacie. Wyjęłam magazynek, po czym otworzyłam pudełko z amunicją. Wcisnęłam do środka 16 naboi, następnie włożyłam z powrotem magazynek do pistoletu.
     Pociągając do siebie górną mini wajchę, poczułam jak coś przeskakuje do lufy. Spust zrobił się sztywny. W tym momencie przycelowałam do tarczy. Ręce mi się trzęsły i nie umiałam się skupić. Po jakiś 30 sekundach wstrzymałam powietrze i zaciągnęłam spusty. Przytrzymałam go na jakieś 2-3 sekundy. Zaczęło trząść, po czym broń podnosiła się ku górze. W uszach zaczęło mi piszczeć jak diabli. Spojrzałam na tablicę i zauważyłam, że oddałam 9 strzałów. Od klatki piersiowej trafiłam 2 razy, reszta poleciała za wysoko.
Muszę panować nad odrzutem...- pomyślałam. Naładowałam do pełna broń i powtórzyłam strzał. I tak przez dobre 20 minut. Po całej akcji się zmęczyłam, więc postanowiłam wrócić do pokoju. Po spojrzeniu na zegarek, zobaczyłam godzinę 21:28. Gdy weszłam, zabrałam ręcznik i zeszłam na drugie piętro się umyć. Po wykonaniu tej czynności, wróciłam do pokoju położyć się spać

             28 sierpień, 2034 rok.
Obudził mnie jakiś krzyk. A raczej dużo krzyków. Drzwi z różnych pokoi głośno trzaskały. W pewnyn momencie nawet usłyszałam strzał. Szybkim ruchem zobaczyłam na zegarek, gdzie była godzina 5:34. Korciło mnie, żeby wyjść i sprawdzić co się dzieje. Wstałam z łóżka, ubrałam buty i zapaliłam światło. Gdy już uchyliłam drzwi, widziałam sześciu strażników. Otwierali po koleji pokoje i wchodzili do nich. Obserwowałam dalej. Wychodząc ciągnęli ludzi za sobą. Prawdopodobnie byli nie przytomni. Po 2 minutach obserwacji zauważyłam, że wyciągają Wiktorię. Przez przypadek powiedziałam " Nie", trochę za głośno. Jeden ze strażników mnie zauważył i biegł w moją stronę. Schowałam się do pokoju. On szybkim ruchem, wszedł do środka. Podszedł do mnie, przytrzymał ręce i wstrzykną mi coś strzykawką. Świadomość miałam przez chwilę, lecz potem zdrętwiały mi ręce. Później nogi, aż wkońcu byłam taka sparaliżowana, że straciłam przytomność. Otworzyłam oczy i miałam wrażenie, że minęło kilka sekund. Lecz na zamazanym tle widziałam hangar. Wielkie wrota do transportowca się otworzyły. Ponownie zamknęłam oczy. Obudziło mnie silne złapanie za rękę i "rzucenie" mną na krzesło. Jakiś pan zapią pasy i odszedł. Znów zamknęłam oczy.
Gdy otwarłam je z powrotem, odzyskałam w stu procenatach świadomość. Siedziałam na krześle. Miałam wrażenie, że już tu byłam. Po chwili przypomniała się ta wyprawa przez wyspę. To był tem sam samolot, siedziałam na tym samym miejscu. Tylko stresowałam się o wiele bardzej, niż ostatnim razem. Potrzebowałam czasu żeby ogarnąć co się właśnie stało. Leciałam tak przez 10 minut i w tym momencie usłyszałam głośny dźwięk skrzypienia metalu. Otwierały się wrota transportowca. Odskoczyła blokada na pasy bezpieczeństwa. Tłumy ludzi zaczęło biec na koniec samolotu aby wyskoczyć. Potem zauważyłam, że mam na sobie plecak. Spojrzałam na swoje ręce. Na lewej miałam przypiętą i usztywnioną nerkę, w której była mapa elektroniczna i można było ją przesuwać i zoomować (przybliżać/oddalać). Na prawej zaś, był kompas, oraz zegar z odliczaniem czasu. Doszłam do wniosku, że będzie odliczało jeszcze 6 godziny. Lecieliśmy od południowego-zachodu. Zobaczyłam na mapie, że przelecieliśmy 1/3 terenu. Przez dolne otwory widziałam domy na wzgórzu. To był ten moment. Odcięłam pas i.... Chodziłam jak pijana. Samolot tak się trząsł. Na szczęście utrzymałam równowagę. Spojrzałam jeszcze w tył, żeby sprawdzić czy jest Wiktoria. Nie było jej. We łzach pobiegłam w stronę wyjścia i...... Skoczyłam.
     Słyszałam tylko świst. Nic prawie nie widziałam. Tylko zarysy wyspy i chmur. I tak na zmianę. Czułam jak spadałam. Tak perfidnie spadłam. Nic więcej nie było do opisania. Chyba, że mi było zimno przez lot. Kiedy minęłam warstwy chmur, wyłoniła się wyspa. Była ona kiedyś zamieszkana, lez teraz tam nikogo niema. Za 15 miniut, będzie tam już 100 osób. Podemną były dwa domy jednorodzinne. Stały koło siebie i były na wzgórzu. Na przeciwko nich, prawdopodobnie było pole pszenicy. Za nimi zaś był las. Czułam, że jestem blisko. Na tyle blisko, żebym mogła otworzyć spadochron. Nie wiedziałam jak to się robi, więc po ciągnęłam za dwa paski jednocześnie. Poczułam takie pociągnięcie do góry. Odrazu zwolniłam. Leciałam sobie tak przez 5 minut, aż w końcu upadłam na trawę. Trochę się odbiłam, ale szybko stanęłam na nogi. Pogoda była piękna. Słońce ledwo wstało i wychodziło w górę. Było tylko pare chmur. Ściągnęłam plecak i pozwijałam spadochron. Po tej czynności rzuciłam go koło bramy. Rozejrzałam się dookoła. Nic szczególnego nie widziałam. Spojrzałam na prawą rękę, gdzie było napisane 5 godzin i 36 minut. Później spojrzałam na mapę. Strefa bezpieczna była jakieś 2 kilometry z tąd. Czułam, że ktoś mi życzy powodzenia... Zaczęła się moja przygoda.
To be continue.....

-----------------------------------------------------------------
Haha no SIEMA! Jak wam się podoba?
Teraz się zaczęło! Bardzo proszę o gwiazdki, bo bardzo motywują do pisania dalej. Z góry mówię, że książka będzie skończona na 100% iiiii...... Na jednej książke się nie skończy... To pozdrawiam, cześć!
PS. Wszelkie uwagi proszę na wiadomości prywatnej, lub w komentarzu.

Battle Royale: Świat sie sypieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz