Kłamstwo to moje imię.

204 17 1
                                    

Był zimny wieczór. Nad Podniebną Twierdzą zbierały się chmury o kolorze zmarłego kruka. Wiatr wiał mocno przez wszystkie dziury i szczeliny w ciele twierdzy wydając charakterystuczny dla wiatru szum. Czasami przybierał na sile i wydawać by się mogło, że niemalże zwieje cegły z chybotliwej elfickiej konstrukcji. Aż dziw że wytrzymała tyle wieków. Ale dzieki temu, a może właśnie dlatego była od jakiegoś czasu siedzibą Inkwizycji.

Nagle dało się słyszeć dźwięk, jakby ktoś celowo rozpruł ubranie i niebo przeszyła błyskawica. Młoda kobieta, elfka, syknęła pod nosem i skryła twarz w kapturze. Proste sięgające do szyi jasno-różowawe włosy opadły jej na czoło i przykleiły się do bladych ust w kształcie płatka róży. Wstała i zrobiła parę kroków po balustradzie muru na którym siedziała. Jej czarny skórzany strój wydawał charakterystyczny dźwięk mokrej skóry, gdy tylko zaczęło padać. Westchnęła cicho i zeskoczyła opierając się dłonią na schody leżące poniżej. Zeszła na dół i w parę chwil później była już w głównej sali twierdzy.

- Dobrze, że już jesteś - rzucił do niej Dorian opierając się o ścianę na której pieczołowicie poukładano kawałki mozajek, które zebrała w czasie wielu swoich podróży po Thedas. - Cole Cię szukał.

- Cole? Ale raptem parę godzin wcześniej się z nim widziałam. - odparła zaskoczona. - Coś się stało?

- Nie mam pojęcia - potrząsnął głową tevinterczyk - ale wydawało mi się, że to ważne. W każdym razie mi nic nie zdradził. Tak czy inaczej muszę już iść, odpisać na korespondencję ojca z Magisterium. Wydaje mi się, że ma jakieś plany co do mojej przyszłości. - uśmiechnął się kwaśno.

- Mam tylko nadzieję, że nie każe ci wracać teraz, kiedy posiadłam już wiedzę ze studni i wiem jak pokonać Koryfeusza. - uśmiechnęła się doń ciepło. - Bez mojego przyjaciela zwycięstwo nie smakowałoby tak samo.

- Wiem wiem, nie martw się nigdzie się nie wybieram. - puścił do niej oczko i chwilę później zniknął za drzwiami prowadzącymi do biblioteki.

Inkwizytorka odetchnęła głeboko i zawróciła w stronę wyjścia z budynku naciągnąć kaptur na czoło. Miała nadzieję zdjąć z siebie te mokre łachy ale wyglądało na to że jeszcze czekała ją rozmowa z Cole'm.

***

Elfka wchodziła po schodach prawie całkowicie opuszczonej Przystani Herolda. Światła były przygaszone, a muzyka ucichła. Było tu teraz naprawdę spokojnie.

- Cole ? - wyszeptała na tyle głośno by ją usłyszał, gdy wdrapała się na najwyższe piętro. - Jesteś tutaj?

Siedział tam, pod ścianą opierając o nią plecy z zawieszoną głową na której spoczywał jego osobliwy hełm. Inkwizytorka podeszła do niego cicho i klęknęła przed nim.

- Jestem. Dorian mówił że chciałeś porozmawiać. - zdjęła mokry kaptur a włosy ułożyły się wokoło jej bladej twarzy. - Czy ty śpisz? - zamrugała fiołkowymi oczami i przeczesała swoje włosy po jednym z wygolonych boków.

- Wciąż jestem tu, cichy, milczący niczym kamień wciąż trwam w tej przestrzeni. - podniusł głowę i kobieta ujrzała jego niebieskie smutne oczy.

Wstał a następnie ona wstała, i lekko niby niedbale otrzepał spodnie. Odkąd stał się bardziej duchem niż istotą ludzką, był bardziej zagadkowy niż wcześniej, bardziej tajemniczy.

- Więc... Co to za pilna sprawa o której chciałeś pomówić?

- Jesteś sama? - zapytał jakby przestraszony.

Inkwizytorka rozejrzała się przez balustradę. Nawet barman chrapał z czołem opartym o drewniany blat.

- Tak wszystko w porządku, jesteśmy sami. - odparła - Dlaczego się boisz?

[Dragon Age: Inkwizycja] Gdyby Było Inaczej Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz