Rozdział drugi

53 1 0
                                    


Jasne promienie słońca wpadały przez okno wprost na bladą twarz rudowłosej Puchonki. Dziewczyna niechętnie przetarła oczy, ale doskonale wiedziała, że już nie zaśnie. Zawsze miała problemy ze snem w nowych miejscach, a po tak długiej przerwie wielkie, dębowe łóżko z czterema miodowymi kotarami pomimo wygody było właśnie takim miejscem, dlatego też Poppy jeszcze raz przetarła oczy i wstała. Rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym słychać było tylko równe oddechy śpiących koleżanek. Szybko zabrała potrzebne rzeczy i weszła do łazienki. Skoro miała tyle czasu, chciała wziąć odprężający prysznic. Poppy wciąż łapała się na tym, że mimowolnie myślała o grupie Ślizgonów z jej rocznika i dokładnie nie wiedziała, dlaczego ogarniało ją poczucie smutku i żalu jakby coś traciła. Czy to nie jest logiczne, że skoro wszyscy wokół martwią się o swoich bliskich to nawet taki Malfoy czy Nott zamartwiają się o swoich rodziców? Tym bardziej jeżeli są śmierciożercami! Chciała im pomóc, bo przecież Teodor został całkowicie sam, a mimo jego ślizgońskiej postawy, Poppy wewnętrznie czuła, że jest zagubiony i potrzebuje wsparcia. Tylko nie wiedziała jak to zrobić.

- Przecież nie podejdę i nie zapytam jak się czuje – syknęła do siebie, nakładając na dłoń ogromną ilość żelu pod prysznic – wyśmieje mnie i ucieknie.

***

- Panno Lewis, plan zajęć – profesor Sprout sprawnie rozdawała każdemu Puchonowi rozpiskę lekcji, życzliwie uśmiechając się do wszystkich.

- O Merlinie, ile ty masz zajęć w tym roku? –zapytała Megan, patrząc przez ramię rudowłosej.

- Skoro chcę być uzdrowicielem to muszę się uczyć – odparła Poppy, spoglądając na skrawek papieru.

- Ale po co ci opieka nad magicznymi stworzeniami? – wtrąciła Hanna, która zaglądała przyjaciółce przez drugie ramie.

- Bo lubię zwierzęta – odparła rudowłosa, składając kartkę i szybkim ruchem schowała ją do kieszeni – to taka moja alternatywa.

-Najwyraźniej tęsknisz za sklątkami – zaśmiała się Megan.

Pozostałe dziewczyny wzruszyły ramionami, nie kontynuując tematu. Poppy uśmiechnęła się tylko nieznacznie, zadowolona z tego faktu. Jej wzrok mimowolnie skierował się na równoległy stół przy którym zasiadali zmęczeni, na w pół przytomni Ślizgoni. Szybko wypatrzyła Teodora, który był jakby bledszy i nieobecny niż zawsze. Nawet siedzący obok niego Blaise, który z obserwacji Poppy, był duszą towarzystwa, teraz siedział jak struty, wodząc nieobecnym wzrokiem po najbliższym otoczeniu.

- Poppy, idziemy już pod klasę z eliksirów? - zapytała Hanna, która jeszcze raz przeanalizowała swój plan zajęć. Rudowłosa tylko kiwnęła głową, wzięła ostatni kęs kanapki z serem i skinieniem pożegnała się z pozostałymi, którzy właśnie teraz mieli dwie wolne godziny.

- O co chodzi? – blondynka przerwała ciszę, dzielącą przyjaciółki. Właśnie schodziły na dół, w kierunku lochów, gdzie był ich cel podróży.

- Nie wiem co masz na myśli.

- Doskonale wiesz – odburknęła – chodzi mi o to, że od jakiegoś czasu, już przed wakacjami przyglądasz się Ślizgonom.

Poppy milczała. Nie wiedziała, że to było aż tak widoczne, ale faktycznie od dłuższego czasu zastanawiało ją zachowanie wychowanków tego domu. Ich pewność siebie, arogancja i wieczny grymas na twarzy – jakby chowali się za nim przed złem świata. Milczący, zamknięty krąg, który niezrozumiały nawet dla rudowłosej był tak bardzo dla niej pociągający.

Westchnęła.

- Nie wiem – odparła ze szczerością – chyba odezwała się we mnie puchońska empatia i chcę im pomóc.

- W czym? – dziewczyny przystanęły przed salą, przed którą jeszcze nikogo nie było, co pozwalało im kontynuować swobodnie rozmowę.

- Nie wiem. Wydaje mi się – przerwała, przykładając palec do ust- nie wiem jak to ująć, ale myślę, że są nieszczęśliwi i im teraz jest trudno, wiesz?

Hanna zlustrowała przyjaciółkę, kręcąc przecząco głową. Nie rozumiała, co zasmuciło rudowłosą. Miała nadzieję, że kto jak kto, ale to właśnie blondynka najszybciej zaakceptuje to dziwne, niezrozumiałe uczucie – potrzebę pomocy. Niestety pomyliła się, uświadamiając sobie, że nikt nie chce zrozumieć Ślizgonów, oni sami chyba tego nie chcą. Na korytarzu zaczęli pojawiać się studenci szóstego roku, co ostatecznie zakończyło rozmowę nastolatek. Na sam koniec, dołączyli w skromnym gronie uczniowie domu węża. Draco Malfoy, Pansy Parkinson oraz Teodor Nott przystanęli w oddalonym kącie, pogrążeni w dyskusji. Z całej trójki tylko na twarzy dziewczyny błądził uśmiech. Poppy zazdrościła jej możliwości swobodnej konwersacji z szatynem, który co zaskoczyło dziewczynę, nagle spojrzał na nią. Puchonka szybko spuściła głowę, z zaciekawieniem przyglądając się czarnym pantoflom na swoich nogach.

- Kto to jest? - dosłyszała pytanie Ślizgona.

O matko! On nawet nie wie kim jestem.

- Poppy Lewis, Puchonka – odparła Pansy, na tyle głośno, żeby dziewczyna usłyszała to.

Drzwi z klasy otworzyły się, a w nich stanął otyły, niski staruszek z promiennym uśmiechem, gestem zapraszając uczniów do środka. Poppy z palącymi policzkami była wdzięczna jak nigdy profesorowi za wyczucie czasu.

Teodor przyglądał się rudej dziewczynie, która z zadziwiającą prędkością doskoczyła do drzwi, chowając się w klasie. Miał nieodparte wrażenie, że jeszcze przed wakacjami tuż po aferze w Ministerstwie to właśnie ją ciągle spotykał na korytarzach, odczuwał jej palące spojrzenia na zajęciach, wręcz miał poczucie, że ciągle była gdzieś obok co zaczynało go powoli denerwować. Nie był Malfoyem, a tym bardziej Zabinim, którzy uwielbiali mieć swoje fanki, biegające za nimi jak pieski. Teo taki nie był – cenił sobie spokój, a ta dziewczyna wciąż go zakłócała.

- Czemu o nią pytasz? – usłyszał piskliwy głos Pansy, niebezpiecznie blisko ucha.

- Łazi za mną – odparł, jednocześnie ruszając w kierunku klasy.

- Może jej się podobasz – zachichotała Ślizgonka. Spojrzeniem zlustrowała towarzysza, uświadamiając sobie jak bardzo się zmienił przez wakacje. Zmężniał, znacznie urósł, co sprawiało, że musiała teraz zdecydowanie zadrzeć głowę do góry by spojrzeć w jego czarne, bezdenne oczy. Wyprzystojniał, więc mógł podobać się dziewczynom.

- To Puchonka – rzucił, ucinając temat. 

puchonowelove | Teodor NottOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz