Pułapka

35 3 0
                                        

Mam ochotę wrzeszczeć na całe gardło. Dwoje krzepkich facetów, prowadzi na smyczy żywego trupa . Nigdy nie widziałem żadnego z takiego bliska, normalnie ludzie ich unikają. Tom podchodzi do nich zupełnie bez strachu i przejmuje długi kij, do którego przymocowana jest solidna obroża oplatająca szyję zarażonego. Kąciki jego ust drgają lekko, gdy spogląda na mnie z wyższością.

- Podejdź Adamie.

Rozglądam się dookoła, wszyscy zamarli, ale co najdziwniejsze nie widzę ich strachu, tylko dziwną ciekawość tlącą się w ich oczach. Tak, jakby ten osobnik, z martwym spojrzeniem i gnijącym ciałem wcale nie był zdolny zarazić nas wszystkich w ciągu paru sekund. Przypomina mi się niedzielne popołudnie w zoo, wtedy ludzie patrzeli tak samo na lwa, który był największą atrakcją.

- Adamie.

Ponownie zerkam w stronę Toma. Wiem, że chce żebym wstał, a ja wyczuwam, że to swego rodzaju test. Chociaż nie mam bladego pojęcia o co im chodzi. Strach jest naturalną i zdrową reakcją, na taki widok. Powoli podnoszę się z ziemi. Miałem rację, na plecach czuję wzrok każdego z obserwujących. Podchodzę na bezpieczną odległość. Odór śmierci przyprawia mnie o dreszcze. Widzę każdą nabrzmiałą żyłę i przerażające blade oczy, które śledzą każdy mój ruch.

- Bliżej - instruuje mnie Tom. - Trzymam go mocno. - Znowu widzę uśmiech pojawiający się na jego obliczu.

Podchodzę jeszcze o krok.

Zombie zaczyna szaleć, wyrywa się tak mocno, że Tom z trudem go utrzymuje. Widzę z jaką wielką desperacją, chce mnie złapać w swój piekielny uścisk. Nogi plączą mi się z przerażenia, stoję zupełnie oszołomiony i sparaliżowany. Za sobą słyszę wstrzymywane oddechy ludzi, a przed sobą piekielny jazgot martwego. Nigdy nie słyszałem żadnego z nich wydającego jakiś dźwięk przypominający ludzki, ale ten krzyczy przeraźliwie, tak jakby się bał. Krzyczy tak bardzo, że wbrew logice... robi mi się go żal. Słyszałem i widziałem już dużo, ale jestem pewien, że nigdy nie zapomnę jak potwór zdziera sobie gardło wrzeszcząc w niebogłosy.

- Dobra, kończymy przedstawienie.

Zerkam na Toma, który celuje w głowę nieżywego.

Huk wystrzału i zapach prochu wypełniają halę, wymazując odór rozkładu i głośny wrzask. Zapada cisza.

Trup pada na podłogę.

Nadal nie potrafię się pozbierać. Głowa martwego ląduje tak, że mam wrażenie, iż jego pusty wzrok utkwiony jest prosto we mnie. Przyglądam się tej twarzy. To chłopak w moim wieku, w kurtce bejsbolowej z naszywką tygrysów. Przełykam ślinę, to mógłby być ja, albo każdy z nas, gdybyśmy tylko mieli mniej szczęścia.

Słyszę kroki przed sobą.

Ella staje naprzeciw mnie.

- Teraz już wiesz. Działasz na nich jak magnes, krzykiem zwabiają innych, tropią cię jak pies. Podążają za twoim zapachem krok w krok.

Robię tylko jakiś nie znaczny ruch. W tej chwili mam ochotę zostać sam.

- Nie musiał tego robić – potrząsam dłoniom w stronę leżącego chłopaka.

Ella podąża za moim wzrokiem.

- Jesteś uparty. - Wzrok Elli omiata moją twarz. - Nie uwierzyłeś Tomowi. Musisz na siebie uważać, jeżeli nie chcesz nas wszystkich zabić.

Dziewczyna zaplata ramiona na piersi. Tom podchodzi do nas wolnym krokiem.

- Zasada jest jedna, jeżeli chcesz zostać z nami, nie wychylasz się. Nie tracisz krwi i robisz to co ci każemy.

Tom kiwa na kilku chłopaków i wszyscy zaczynają sprzątać ostrożnie ciało.

Ella chwyta mnie mocno za ramię.

- Nie przeżyjesz sam, oboje o tym wiemy. Jesteś słaby, a słabi giną. Ciesz się, że pozwolił ci zostać i rób to co mówi – ton głosu Elli jest zimny i ostry jak kawałek lodu.

- Nie znasz mnie Ell, oceniasz tylko po tych kilku wspólnych dniach?

Ella mruży oczy i unosi podbródek.

- Rób co chcesz, ja tylko ostrzegam.

- Pójdę tam. Znajdę to laboratorium.

Dziewczyna wzdycha głośno.

- Chciałam byś usłyszał to od kogoś innego... Adamie, nie ma żadnego laboratorium. A ty nie jesteś jedyny, takich osób z tą przeklętą krwią jest więcej. - Żywo gestykuluje rękoma. - Nie ma nic, żadnego ratunku. Jesteśmy tylko my i mamy szansę na w miarę normalne życie w azylu.

- Bzdury, słyszałem... Oboje słyszeliśmy... - prawie krzyczę, nie potrafię uwierzyć w to co mówi.

Ella spogląda na mnie ze smutkiem.

- Przykro mi.

Robię to co przychodzi mi w tej chwili do głowy, odchodzę, chociaż wiem, że jej słowa będą podążać za mną krok w krok.

Prawie słyszę jak ostatnia iskierka nadziei, która dodawała mi siły, gaśnie w moim wnętrzu z głośnym sykiem.

Wszyscy zbierają się do drogi, wszędzie widzę drobne uśmiechy, gdy upychają zapasy, z myślą o domu i najbliższych. Snuję się jak cień, nic nic ode mnie nie wymaga, nikt nawet nie spogląda w moją stronę, niekiedy przyłapuję na ukradkowym spojrzeniu Ellę, ale szybko o mnie zapomina, gdy przebywa w towarzystwie Toma. Zwiedzam halę, odnajduję stare biura. Lubię się tu zaszywać, siedzieć w kącie za wielką rozwaloną szafą i bezmyślnie snuć wzrokiem za podartymi i zgniłymi papierami: wynikami sprzedaży, cenami detalicznymi i podażą. Stale myślę o ojcu, o tym, że obiecałem mu niemożliwe i, że zginął na marne. Nigdy nie byłem wyjątkowy, od początku powinienem to wiedzieć. Mogliśmy zostać w naszym schronie i żyć z dnia na dzień, bez ciężaru. Przecieram twarz dłońmi, mam zamiar wstać, ale powstrzymują mnie głosy. Odsuwam się w najdalszy kąt, sam nie wiem, po co to robię, ale chyba nie chcę by moja samotnia została odnaleziona.

- Stary pamiętasz tego martwego w zeszłym tygodniu. Jego mózg, prawie obryzgał Denisa.

Słyszę głośny rechot i stukanie ciężkimi butami.

- Ja nigdy nie zapomnę miny tego nowego, gdy Tom pokazał mu naszego pieska.

- Cienias. Do tego zatruty. Na samą myśl, że będzie z nami podróżował dostaję gęsiej skórki.

- Kurwa, to chodząca bomba. Zrani się i te skurwysyny, odkryją azyl. Nie wiem po co go ciągną. Powinni zrobić to co z innymi.

- Tom leci na panienkę, a ona zna tego frajera.

- Nie znasz Kleina, po drodze ją urobi. Sama odstrzeli przyjacielowi głowę.

- Wygląda na twardzielkę.

- Więc podzieli losy kolegi. Nikt nie potrzebny nie wchodzi do Azylu, a Tom ma zamiar przyprowadzić, aż dwie osoby. Wiesz, że on nie decyduje. Jesteś bezużyteczny - giniesz, tylko tego trzyma się Ojciec.

Odchodzą, a ja jeszcze przez długi czas nie mogę ruszyć się z miejsca. Jeżeli to prawda, wpadłem w jeszcze gorsze gówno niż tłumy zombie.

Muszę się stąd wydostać, póki mam szansę.

Sam wiem, że nie jestem nikim ważnym, ani nie posiadam nadzwyczajnych cech. Bardziej przypominam ciężką kulę u nogi. Jeżeli to prawda co mówią, zginę zanim przekroczę próg azylu.

W mojej głowie stale tłucze się jedna myśl.

Obiecałem ojcu, że dojdę do laboratorium.

Może jestem głupi, ale liczę, że on będzie tam na mnie czekał.

Nie potrafię żyć bez nadziei.

Nie uwierzę dopóki sam na własne oczy nie zobaczę, że rzeczywiście nie ma tam nic. Nie ufam Tomowi. Instynkt podpowiada mi, że jest zupełnie inną osobą, niż nam pokazuje.

Podejmuję szybko decyzję, muszę tylko przekonać Ellę by ze mną szła, wyczuwam, że w Azylu nie będzie wcale taka bezpieczna jak myśli. Obiecałem, że będę ją chronił i chcę dotrzymać słowa.

Ocalenie i ZgubaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz