Szelest... Kroki... Otwieram gwałtownie oczy, uszy wypełnia mi dudnienie własnego serca, które w tej chwili podchodzi do gardła. Szepty w ciemności... To nie zainfekowani. Nie wzbudzając najmniejszego dźwięku staram się sięgnąć do pistoletu, który zostawił mi tata. Gdy czuję jego chłód i ciężar w dłoni, pozwalam sobie odetchnąć. Obserwuję cienie tańczące na ścianach namiotu. Staram się na podstawie słyszanych dźwięków zlokalizować gdzie w tej chwili znajdują się napastnicy. Są bliżej niż powinni. Nie zdołam wyjść nie zauważona. Jestem zła na siebie, że tak mocno zasnęłam. Ojciec jeszcze nie wrócił. Czarne myśli zaczynają krążyć po mojej głowie, utrudniając mi koncentrację. Potrząsam mocno głową i zaciskam mocniej dłonie na broni. Kroki są coraz bliżej, wyraźnie widzę cienie dwóch osób. Próbują się skradać jak najciszej, a to zawsze źle wróży. Przesuwam się do wyjścia z namiotu. Dźwięk łamiącej się gałązki pod stopami i ciche przekleństwo jednego z obcych, uświadamia mi, że mam do czynienia z co najmniej jednym mężczyzną. Wiem, że nie zdążę wybiec z namiotu. Nie chcę ryzykować, że ustrzelą mnie jak dziką łanię. W namiocie mam większe szanse. Celuję prosto w otwór namiotu. Liczę na zaskoczenie. Mam zbyt mało kul bym mogła sobie pozwolić na bezmyślne celowanie gdzie popadnie. Strużka potu spływa mi po plecach. Mrużę oczy, gotowa na walkę o przetrwanie.
Słyszę cichą naradę. Boją się wejść. Tak jak ja boję się wyjść. Nie potrafię rozróżnić słów. Napięcie sięga zenitu, gdy jeden z nich w końcu przykuca przy zapiętym wyjściu. Strzelę i uciekam. Taki mam plan. Zamek odsuwa się powoli do góry. Przez szparę dolatuje do mnie zimne nocne powietrze. Zaczynam się trząść. Jeszcze trochę. Zamek otwiera się całkowicie i w tym momencie naciskam na spust. Mężczyzna przewala się na plecy z głośnym jękiem. Szybko wstaję na nogi i przedzieram się obok leżącego ciała. Kątem oka widzę jak drugi z napastników stoi w odległości trzech metrów od namiotu. Światło księżyca jest dziś tak jasne, że oświetla jego twarz, dzięki temu mogę dostrzec zdziwienie malujące się na jego twarzy, które szybko ustępuje miejsca zimnej furii. Wszystko dzieje się tak szybko, że nim zdążę zarejestrować fakt, że ktoś trzyma mnie za nogę, leżę już na brzuchu. Upadek wysysa całe powietrze z moich płuc. Broń wymyka się z dłoni. Czuję krew w ustach, podczas upadku musiałam przygryźć sobie język. Zaczynam szarpać i wierzgać nogami. Z satysfakcją stwierdzam, że moja noga natrafia na swój cel. Uchwyt trochę się rozluźnia, wierzgam nadal, dłoń ześlizguje się z mojej kostki. Jestem wolna. Podciągam się na brzuchu do pistoletu, próbuję chwycić go i wstać na nogi. Słyszę świst kuli tuż przy uchu. Mimo to wstaję, chociaż nogi mam jak z waty. Strach sprawia, że moje kroki są chaotyczne, z boku zapewne wyglądam jak tańczący pijak. Nogi za każdym razem, uginają się pode mną. Muszę biec. Muszę uciekać.
- Stój! - Ktoś krzyczy za mną.
Las to mój jedyny ratunek. Strzał znowu rozlega się za moimi plecami. Drugi z mężczyzn biegnie za mną. Jest blisko, prawię czuję jego oddech na karku. Całą siłę woli wkładam na to by przyspieszyć. Tracę oddech, gdy ktoś łapie mnie w pasie i pociąga na ziemię. Przez głowę przelatuje mi myśl, że zapach ziemi i zgniłych liści to ostatnie co poczuję. Silne ciało napiera na mnie i wykręca boleśnie ręce do tyłu.
- Mam cię suko.
Gdy jedna dłoń trzyma jak w imadle moje dłonie, druga wplata się we włosy i pociąga je mocno, tak, że krzyczę z bólu, wypluwając skrawki poszycia leśnego. Ostatnie co słyszę to jego złowrogi szept.
- A teraz śpij...
Coś twardego i zimnego uderza mnie mocno w głowę i tracę przytomność.
Lodowaty płyn zalewa moje nozdrza i usta, utrudniając oddychanie. Krztuszę się i kaszlę wypluwając resztki wody. Tępy ból przeszywa moją głowę. Przykładam dłoń do skroni i wymacuję wielkiego guza i posklejane strąki włosów.
- Kurwa - przeklinam soczyście.
- Nasza waleczna dziewczyna w końcu się obudziła.
Gdy kieruje swoje oczy w górę, dostrzegam rosłego mężczyznę z morderczym uśmiechem.
Próbuję wstać, ale gdy tylko się poruszam uświadamiam sobie jeden fakt, jestem związana, a raczej przywiązana w pasie do drzewa przy moim namiocie. Mężczyzna kuca przy mnie.
- Dla pewności przywiązaliśmy także nogi. - Wskazuje na moje stopy, obwiązane grubym sznurem. - Potrafisz naprawdę szybko zwiewać.
Oddycham szybko, jestem wściekła. Opluwając go daję upust swoim emocją. Chociaż to nie najlepsze rozwiązanie. Facet wymierza mi siarczystego policzka. Moja głowa robi dziwny skręt, a wszystkie mięśnie szyi napinają się do granic możliwości.
- Jesteś gorsza niż te bestie.
Spogląda prosto w moje oczy z wyrazem nieskrywanego wstrętu. Ja również nie jestem mu dłużna, zawieram całą nienawiść w tym jednym spojrzeniu.
- Tato powinniśmy się zbierać. Nasze strzały usłyszały pewnie wszystkie mutanty w okolicy.
Wielkolud obraca głowę i przytakuje lekko.
- Jak rana? - pyta z troską o którą bym go nie podejrzewała.
- To tylko draśnięcie, ta mała nie potrafi dobrze strzelać.
Spoglądam na drugiego mężczyznę. Jest w moim wieku. Ma rozwichrzone blond włosy, ale to co najbardziej rzuca się w oczy to, jego prawe oko. Martwe. Upiorne. Blade, zasnute bielmem. Takie same oczy mają zainfekowani ludzie. Rozwieram szeroko usta.
- Kim wy do cholery jesteście? - pytam chrapliwie.
Chłopak patrzy na mnie przez chwilę. Nie mogę znieść widoku jego oczu. Uciekam wzrokiem. Gdy zbieram się w sobie i stać mnie na ponowne spojrzenie w jego stronę, zauważam smutny uśmiech błądzący w kąciku jego ust.
- Chyba jesteśmy... - urywa - jestem, jedyną szansą ludzkości.
CZYTASZ
Ocalenie i Zguba
RomanceKrew - niby zwykły płyn ustrojowy, ale pełni w naszym organizmie niezwykle ważną rolę. Podtrzymuje wszystkie procesy życiowe i pełni funkcję obronną przeciw ciałom obcym. A co jeśli twoja krew, jako jedyna potrafi zwalczyć najgorszego wirusa w histo...