Ekko rozglądnął się nerwowo po korytarzu, opuszczając salę biologiczną. Szukał wzrokiem jej albo tej jej koleżanki. Ktoś popchnął go lekko w plecy, a potem pchnął we framugę drzwi, ponieważ torował przejście.
- No rusz się, chłopie.
Ale Ekko nie chciał.
Przytulił się do ściany i ściskając ją rękami, zaczął się wychylać, aby zobaczyć czy teren jest czysty. Przecież nie mógł tak po prostu wyjść teraz, jeżeli ona tam będzie. Poczuł, jak ktoś obejmuje go ramieniem. Spróbował się odsunąć, ale Ajuna go przytrzymał i wbił jeszcze podbródek w jego plecy. Ekko syknął z bólu.
- Czego tak stoisz i nie wychodzisz? Hmm? - patrzył na niego, z minął zbyt ciekawego dzieciaka, którym był, mrugając oczyma, jakby to miało mu pomóc w zrozumieniu przyczyny.
- Przecież wiesz - trzeszczał przez zęby Ekko i trzepnął go w głowę, dość mocno, żeby się odczepił.
- Boisz się, że ona tam będzie?
- Wiesz, mogę ci pomóc.
- Nie dzięki - powiedział, bo znał ideę pomocy, jaką wyznawał Ajuna i nie miało to nic wspólnego z jego dobrem.
Ale on już go ciągnął przez korytarz, w drugą stronę, pod salę chemiczną. Mieli się pod nią znaleźć za jakieś trzy minuty, ale Ekko nie chciał opuszczać sali biologicznej. Od jakiegoś czasu nie lubił chodzić do szkoły.
Nienawidził tego.
___
Mógłby nie chodzić to był już koniec roku, nikogo nie obchodziło czy był, czy też go nie było. Ale Ajuna był zwolennikiem zasady chodzenia do samego końca, co sprawiało, że Ekko żałował, że się z nim przyjaźni, jak zawsze na lato. Ponieważ przychodził do jego domu przed pierwszą lekcją, nieważne czy to miał być wuef, czy jakaś inne nieistotne zajęcie, dla którego szkoda było w ogóle wstawać z łóżka.Mama Ekko normalnie nie miałaby nic przeciwko temu, aby nie chodził, ale kiedy do jego domu wparowywał z rana Ajuna z pojemnikiem naleśników, które zrobił mu na śniadanie, to stawała się nagle niezwykłą zwolenniczką idei Ajuny.
Codziennie, dopóki się nie nauczył i nie poddał, przychodzili do niego we dwójkę i rozmawiali głośno o jego słabych ocenach z matematyki, czekając, aż zbudzi się ze złości.
Ponieważ budzenie się do:
- Ekko powinien poprawić tę matematykę, no same dwóje, teraz idealny czas, bo nauczyciele nie muszą się zajmować uczniami na lekcjach, mógłby sobie zdać spokojnie na trzy wszystko.
Zawsze skutkowało:
- Cholera jasna, mamo! Ile razy tłumaczyłem ci, że nie mogę tak poprawiać. Nawet nie umiem policzyć! Widzisz, mam dwa z matematyki, pogódź się z tym - nienawidził się, ponieważ zawsze na końcu prawie płakał - Odwalcie się... rany, odwalcie się i idźcie do kuchni, nie znoszę was. Dlaczego jesteście moją rodziną? Przecież widocznie mnie nienawidzicie.
Po takim czymś zawsze siedział na łóżku przez parę minut, próbując zmusić łzy, które stanęły mu w oczach do wyschnięcia. Nigdy nie przejmował się swoimi dwójkami z matematyki, ale potem mama zaczęła się do nich przywalać i zawsze go pytała, czy już którąś poprawił i jak mu poszedł sprawdzian i „musi być trzy, to kupię ci pizze na obiad w sobotę". Nigdy nie było trzy. W tym półroczu jeszcze nigdy nie dostał trzy.
CZYTASZ
come my lady [ekko jinx]
Fanfictionpięc razy, kiedy Jinx podrywała Ekko i jeden, kiedy tego nie zrobiła perypetia seksualności Ekko i o tym, jak cały świat odkrywał, że jednak jest hetero.