Ekko wyszedł z klatki Ajuny. Uderzył się po drodze o framugę drzwi, bo krzywo w nie wszedł. Nie potrafił dostatecznie skupić się na pokonywanej drodze. Był pewien, że jego nogi są teraz na autopilocie, który włączał się zawsze po uruchomieniu opcji „spierdalam". A wtedy jego koordynacja nie była też najlepsza, więc potykanie się o krawężniki i różne podobne, na ogół było w pakiecie. Nie pamiętał, jak otwierał drzwi i wychodził z mieszkania.
Ocknął się, kiedy stał już przy dywanie, który wcześniej zostawił bez opieki.
Dzięki Bogu nikt go nie ukradł, pomyślałby sobie, gdyby jego umysł w tamtej chwili nie krzyczał. Ale krzyczał, więc nie mógł ani myśleć, ani nic mówić. Bo kiedy otworzy usta, na pewno będzie krzyczał.
— Co do chole-ry?! — wykrzyknął, niejako nawet melodyjnie i z dziwnym akcentem.
Nikogo nie było na osiedlu. Rozglądnął się, przyciskając dłoń do ust. No to teraz było lepiej, niż mógł sobie to wyobrazić. Nie tylko gadał do dywanu, ale na niego krzyczał. Czy to już nie kwalifikowało się pod jakieś zaburzenie psychiczne?
Ekko był pewien, że dostanie zaburzenie psychiczne, jeżeli będzie myślał o Ajunie przez jeszcze przynajmniej sekundę.
Ale jeżeli jego mózg potrafił coś teraz poza krzyczeniem, to było to myślenie o Ajunie, więc Ekko nie wytrzymał i zostawiając jeszcze raz dywan, pobiegł do swojego mieszkania. Było prawdopodobnie puste o tej godzinie, więc mógł krzyczeć w poduszkę czy coś. Zresztą mama i tak się nim bardzo nie będzie interesowała, jeżeliby jednak była. Pewnie będzie siedzieć i słuchać gdzieś muzyki.
Więc obmyślał plan dla swojego ataku paniki, idąc po schodach.
Zamknie się w pokoju i zacznie oddychać.
Marzył o wciąganiu powietrza przez usta, całymi haustami, tak jak powinien po takiej sytuacji. Musi się uspokoić.
— O co chodzi?! — krzyknął, na klatce, a potem dla ewentualnych sąsiadów, którzy mogli go słyszeć: — Przepraszam!
Rozbijał się o ściany, ale zdołał dotrzeć do domu. Chciał wejść prosto do pokoju, ale słyszał, jak mama odkurza kuchnie. A kiedy tylko zamknął drzwi frontowe, hałas ucichł, a ona pojawiła się w przedpokoju. Spojrzała na niego.
— Gdzie dywan?
Nie chciał nic mówić. Ale musiał i musiał też postarać się, aby nie brzmiało to, jakby na nią krzyczał.
— Na dworze, mamo.
— A czemu?
Oparł się o ścianę i zacisnął wargi. Ona zlustrowała go wreszcie od stóp do głów i zapytała:
— Gdzie ty byłeś?
— Ajuna — powiedział.
— Och, aha — powiedziała — Co z dywanem?
Ekko miał szczerze gdzieś głupi dywan.
— Nie czuję się najlepiej — powiedział i zatoczył się w stronę drzwi do swojego pokoju — Wiesz, mamo, przyniosę go potem. I tak nikt go nie ukradnie. Nikt nie chciałby naszego dywanu. Ja teraz muszę tylko pomyśleć.
Albo spać. Albo umrzeć.
W sumie to wszystko tylko nie myśleć.
— Okej — powiedziała i odwróciła się, aby wejść z powrotem do kuchni.
— Dzięki mamo.
— Zajmiesz się sobą czy zrobić ci coś? Co tak właściwie ci jest?
Ekko pokręcił głową i zaczął zamykać za sobą drzwi.
— Nic takiego, tylko... Powiem ci potem, na razie muszę być sam.
— Okej.
Ekko zamknął drzwi i usiadł na podłodze przy łóżku. Coś mu mówiło, aby położył się może na materacu i poszedł spać. Potrafił zmusić się do spania. Ale jego mózg postanowił teraz przeskanować całe zdarzenie z apartamentu Ajuny. Potem pewnie będzie myślał o ich przyjaźni. Zauważy te wszystkie małe momenty, w których Ajuna pokazał mu, że chce. Chce go pocałować. On będzie mógł tylko siedzieć i patrzeć na wyniki aktualizacji.
Było jak z grami. Czasami nie chciało się nowego patcha. Wszystko było okej w przyjemnej nieświadomości, że coś może być inaczej, niż było w rzeczywistości.
Tak to teraz Ekko będzie jeszcze musiał nauczyć się z tym żyć.
***
Jinx miała trochę „wywalone" na to, że Ekko trzepie dywan na dworze, ale i tak wysłała mu jakieś naklejki i powiedziała, że wpadnie po południu. Wiedziała, że te wszystkie informacje o życiu to to, co jej chłopak powinien jej dawać. Zawsze jednak ziewała, kiedy coś podobnego czytała. Ekko w wiadomościach był całkowicie inny od fizycznie obecnego Ekko. Kiedy był przy niej, mogła zamknąć jego buzię pocałunkiem albo czym innym lub zmusić do grania w ulubioną grę. Lubiła rozmawiać z nim na tematy, które były jej bliższe.
Powinna się cieszyć, że trzepie dywan?
Wzruszyła ramionami i postanowiła się cieszyć.
Lux była w przymierzalni, zakładając czterdziestą różową rzecz tego dnia. Zakupy z Lux zawsze takie były. Wychodziły na ogół obładowane torbami, choć Jinx kupowała zwykle niewiele albo nic. Miłości do zakupów Lux jednak nikt nie potrafił opanować, a to, że miała bogatych rodziców, nie pomagało. Niby proponowała Jinx, że zacznie jej kupować rzeczy, ale kto na coś podobnego się zgadza?
Chodziłaby codziennie ubrana w prezenty od Lux. Nie mogłaby się uwolnić od poczucia wdzięczności, którą trzeba było czuć. Musiałaby udawać, że te wszystkie łachy są jej potrzebne i jeszcze się z nich cieszyć. To brzmiało, jak za dużo roboty na raz, a ona i tak miała chłopaka i musiała słuchać jego żalów każdego dnia.
Jinx kompletnie nie mogła się w nic wczuć.
Lux narzekała, że nie ma dziesięciu rąk, aby wszystko unieść. To był jej problem. Jinx nic podobnego nigdy nie czuła. Może czasami w KFC, jak zamówiła za dużo. Lux mówiła, że rodzice chcą ją zaprogramować. Ci sami rodzice dawali jej nieograniczony dostęp do swojej karty kredytowej. Jinx jako jej mama nadałaby jakiś limit, ale że nie była, mogła tylko patrzeć, jak Lux traci fortunę rodu Crownguard w drogich markowych sklepach, których nazwy Jinx nie chciała pamiętać.
Nie mogła czuć wspólnoty z kimś, kto miał takie problemy. Mogła o nich jedynie słuchać. Czasami było nudno. Jak czytanie esemesa Ekko o tym, jak trzepie dywan.
Mieli inne priorytety.
Kiedy Lux się na nią obraziła, po prostu czekała, aż jej przejdzie. Spokojna i opanowana. Ekko za to panikował i chodził przybity, kiedy Ajuna przestał się do niego odzywać. Jinx zrobiło się go szkoda, więc go pocałowała. Wyszło na to, że razem chodzą.
Nie była nikim, kto mógł narzekać. Taki stan rzeczy nawet ją zadowalał.
Jeżeli chodziło o jej przyjaciół, to żaden z nich nie miał jej tak naprawdę nic ciekawego do powiedzenia. Byli ludźmi, z którymi spędzała czas, słuchała problemów i czasami dobrze się bawiła.
Lux wyszła w kolejnej prześlicznej sukience. Jinx bardzo się podobała, skinęła głową, kiedy spytała, czy ładna. Po chwili szły do kasy, aby kupić wszystkie pięć sukienek, jakie Lux w tym sklepie przymierzyła. W każdej z nich wyglądała ładnie. Lux ogólnie wyglądała ładnie we wszystkim. To była taka zasada.
— Co tam u Ekko?
— Nudy, ostatnio pisał o tym, że mama zmusiła go do sprzątania, ale teraz nie odpisuje. Nie wiem czemu, sprawdzę, jak do niego wpadnę.
— Podwiozę cię. Chcesz prawda? Nie ma za co — Lux wyciągnęła plastikową kartę i zapłaciła.
Dała Jinx jakieś trzy torby. Sama wzięła kolejne dwie i wyszły.
— Wsadźmy to do samochodu. Musimy iść w jeszcze jedno miejsce.
— Chyba ty musisz — mruknęła Jinx, ale skinęła głową.
— Nie, nie, Jinx. Musimy — powiedziała, mocno akcentując ostatnią sylabę.
CZYTASZ
come my lady [ekko jinx]
Fanfictionpięc razy, kiedy Jinx podrywała Ekko i jeden, kiedy tego nie zrobiła perypetia seksualności Ekko i o tym, jak cały świat odkrywał, że jednak jest hetero.