II

500 52 6
                                    

Siedzisz w szafie już jakieś dziesięć minut. Słyszysz kroki na dole i co jakiś czas huk. Demolują wam dom. Nie ma co ukrywać, jesteś przerażona. Wzięłaś wdech i powoli wyszłaś z szafy. Strach strachem ale nie można ukrywać sie wiecznie. Usłyszałaś rozmowę i kroki zbliżające sie do twojego pokoju.
- Został ostatni pokój. Musi tu być, nie zwiałaby. - mężczyzna złapał za klamkę i powoli nacisnął. Schowałaś sie szybko za drzwiami i patrzyłaś na plecy facetów w mundurach. Wstrzymałaś oddech gdy sie rozglądali. Oboje stoją tyłem. Idealna okazja uderzyć przynajmniej jednego. Podeszłas trochę i odchyliłaś kij trochę do tyłu żeby sie zamachnąć. Gdy już miałaś uderzać zauważyłaś brak kija w dłoniach i poczułaś dłoń na ramieniu. Mężczyźni odwrócili sie w twoją stronę. Przełknęłaś ślinę.
- Cholera... - wyszeptałaś do siebie i gdy poczułaś że dłoń na twoim ramieniu sie zaciska a ta dwójka wyciąga kajdanki i worek automatycznie kopnęłaś jednego w krocze a tego za tobą złapałaś za ręke i przerzuciłaś przez ramie. Wybiegłaś z pokoju i zaczełaś uciekać. Chciałaś pobiec do sąsiadki tak jak pisała ci mama w sms-ie ale nie miałaś zamiaru jej robić kłopotów. Całe szczęście lekcje samoobrony chociaż trochę pomogły. Wybiegłaś z domu i zaczęłaś pędzić przed siebie co jakiś czas zerkając przez ramie. Gonili cie. Co więcej było ich teraz pięciu. Przyspieszyłaś najbardziej jak mogłaś i skręciłaś w jakąś uliczkę prawie sie wywalając. Dużo nie myśląc wskoczyłaś do kontenera na śmieci i wstrzymałaś oddech zamykając klapę. Śmietników raczej sprawdzać nie będą. Ale no kim oni są?! - myślałaś przy okazji nasłuchując kroków i rozmów. W głowie miałaś tyle pytań że aż cie bolała. Cicho.. Nie ma ich, przeszli obok. Otworzyłaś klapę i wyszłaś z kontenera. Zaczęłaś nabierać "świeżego" powietrza. Wyszłaś z uliczki i sie rozejrzałaś, w tym właśnie momencie ktoś na ciebie wpadł tak że upadliście na ziemie dość.. Niezręcznie.. Leżałaś na brzuchu podpierając ziemie rękami a ten ktoś leżał na tobie i cóż. Z pewnego powodu możesz stwierdzić iż jest to chłopak.
- Przepraszam bardzo! - podniósł sie i podał ci ręke. Skąd znałaś ten głos.. Przyjęłaś jego pomoc i spojrzałaś na jego twarz. - [Z.I]? Co tu robisz? Myślałem że raczej nie wychodzisz z domu o tej godzinie
- Taaa.. Zaszła pewna sytuacja.. Ale nie ważne, a ty co tu robisz... - nie dane ci było dokończyć gdyż ktoś zawołał twego przyjaciela.
- Jon chodź. Nie gadaj z nią. - oczywiście to Eduardo. Bo jakże by inaczej. Przewróciłaś oczami i pokazałaś mu swój jakże miły środkowy palec dając do zrozumienia żeby sie odpierdolił albo przynajmniej zamknął. Ten tylko coś warknął pod nosem.
- Wracając.. Co tu robisz o tej godzinie Jon? - spojrzałaś na przyjaciela.
- Wracamy do domu, byliśmy w sklepie - uśmiechnął sie co odwzajemniłaś. Przyjrzał ci sie na co sie speszyłaś wiedząc w jakim stanie jesteś - Co sie stało?
- Nic takiego, coś mi wpadło do śmieci i musiałam tego szukać.. Muszę już iść, do zobaczenia! - szybko odbiegłaś w stronę domu pani Hargreaves.

***

- Jak to uciekła?! - krzyknął dość młody chłopak do telefonu. Był zdenerwowany, nie. On był wkurwiony. Jakim cudem ta mała im uciekła? Wysłał przecież najlepszych żołnierzy. Jak widać znów będzie musiał sie zająć tym osobiście.

____
Oficjalnie rozpoczęłam wakacje więc postaram się wstawiać rozdziały jak najczęściej ale nie obiecuje. Jakby ktoś miał jakieś pytania to zapraszam do komentarzy albo na priv. Jak kto woli. Wszelkie uwagi na temat jakichkolwiek błędów przyjme z otwartymi ramionami. Dzięki za przeczytanie

Time Is Running | Tord x Reader |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz