Nowy Jork, rok 2011
Światła klubu tańczyły wokół mnie, migotały zachęcająco miedzy rozpalonymi ciałami nastolatków. Ktoś ocierał się o moje plecy, kładąc ręce niekoniecznie tam, gdzie większość dziewczyn by sobie życzyła. A ja tylko kołysałam się w rytm zdecydowanie zbyt głośnej muzyki, zachęcając nieznajomego do wykonywania śmielszych gestów. Zbyt krótka, fioletowa sukienka odsłaniała więcej ciała niż zakrywała, średniej długości, tlenione blond włosy przyklejały się do ramion, a złote bransoletki brzęczały na rękach, obijając się jedna o drugą.
Odrzuciłam włosy do tyłu, uderzając chłopaka w twarz bez najmniejszych wyrzutów sumienia. Ten prychnął, ale nie przestał się przybliżać, wręcz przeciwnie, jego twarz znalazła się przy mojej szyi, muskając spocone ciało wargami. Podniosłam rękę i zanurzyłam palce we włosach nieznajomego, przyciskając go do siebie. Usłyszałam, jak z jego gardła wydobywa się cichy pomruk przyjemności. Śmieszna marionetka.
Gdy piosenka się zmieniła, odskoczyłam do niego, nawet nie spoglądając za siebie, nie pytając o jego imię. Zaczęłam przeciskać się przez tłum do baru, przy którym nie było w tym momencie niemal nikogo – oprócz mojej flirtującej z barmanem przyjaciółki, Bay. Wdrapałam się na srebrne, wysokie krzesło i założyłam nogę na nogę, zwracając tym uwagę kilku chłopaków tańczących nieopodal. Posłałam im słodki uśmiech i odwróciłam się w kierunku brunetki, która teraz próbowała skraść barmanowi całusa. Zaczęłam wachlować się dłońmi, starając się ochłodzić; w klubie temperatura była zdecydowanie zbyt wysoka, a poczucie duszności spotęgowane neurotycznym tańcem potęgowało to uczucie.
- Ten koleś był uroczy – zaszczebiotała Bay, odwracając głowę od omamionego jej urokiem barmana. – Nie powinnaś go była zostawiać.
Skinęłam głową do Nicka, drugiego barmana, żeby podał mi mojego ulubionego, kolorowego drinka. Byłam w tym miejscu tyle razy, że nikt nawet nie prosił mnie o okazanie dowodu, ani o preferencje co do alkoholu. Nie zdziwiłabym się, gdybym dostała go za darmo, wystarczyłoby tylko wychylić się nieco do przodu i pozwolić, by sukienka stała się jeszcze bardziej skąpa, niż była w rzeczywistości. Mężczyźni nie byli skomplikowani i wystarczyło tylko znać odpowiednie sztuczki, by zdobyć to, czego się chciało. Śmieszne kreatury.
- Nie on pierwszy, nie on ostatni – zachichotałam, biorąc w rękę kolorową słomkę i obracając ją w dłoniach. – Nie tego dzisiaj szukam.
Bay popatrzyła na mnie pytająco. Dobrze wiedziała, że nie przyszłam tego wieczoru żeby po prostu potańczyć – dzisiaj miałam upolować ofiarę na resztę nocy. Szczerze mówiąc, brakowało mi takich jednorazowych przygód; ten dreszcz emocji, bo nigdy nie wiesz, na kogo trafisz, ekscytacja, kiedy wybranek okaże się całkiem przyzwoitym kochankiem. Przyjaciółka wskazała mało dyskretnie palcem na jakiegoś blondyna, opierającego się o ścianę.
- Co powiesz na tego?
- Proszę cię, wygląda jakby zgubił klucze od biblioteki. Maminsynek, prawiczek – mruknęłam. Nick przyniósł mi kieliszek wypełniony niebieskim płynem, za co podziękowałam mu uśmiechem i mrugnęłam kilka razy. Ten parsknął tylko, kręcąc głową.
- A tamten? – Bay wskazała na bruneta, który wyraźnie kleił się do wszystkiego, co się ruszało. Skrzywiłam się, kręcąc głową.
- Nie. Przed chwilą widziałam jak wychodził z łazienki z jakąś blondyną, wykorzystany towar, chociaż nie zaprzeczę, dobra partia – odparłam, sącząc koktajl. – Następnym razem.
- Chrissie, zmień standardy, bo zaczynasz wydziwiać – jęknęła Bay. Zlustrowała wzrokiem tłum, ale cmoknęła tylko niezadowolona, nie znajdując niczego, albo nikogo. – Może zmienimy miejscówkę?
CZYTASZ
Trouble / Ashton Irwin
Fanfictionkłopot (język polski) wymowa: IPA: [ˈkwɔpɔt], AS: [ku̯opot] znaczenia: rzeczownik, rodzaj męskorzeczowy (1.1) przykra sytuacja, wymagająca reakcji © 2014, by Irwinxhat.