Rozdział 22

17.5K 1.2K 207
                                    

Płatki śniegu wirowały za oknem, padały jak gdyby nigdy nic, ślizgając, tańcząc i przepychając się między sobą, poganiane przez wiatr, napędzane mrozem. Grudzień w tym roku wszystkich zaskoczył, nikt nie spodziewał się śniegu przed gwiazdką. Ale to był pod wieloma względami dziwny rok, więc nie mogłam się spodziewać niczego innego.

Aparatura przy łóżku pikała cicho i w innych okolicznościach ten dźwięk irytowałby mnie, ale nie tym razem. Przez ostatnie dwa tygodnie było to jedyne, co chciałam usłyszeć. Bicie serca, tak cenne, tak nieuchwytne. Ciężko pracujący organ musiał przetrwać dużo, o wiele więcej niż ktokolwiek by od niego wymagał.

Dotknęłam jego ręki, leżącej bezwładnie na łóżku, ciepłej skóry, która zaczęła już się goić i westchnęłam cicho. Gdyby nie ja, nic z tego by się nie wydarzyło, oboje siedzielibyśmy w domu popijając gorącą czekoladę z piankami albo dekorując drzewko świąteczne. Ale w obliczu tych zdarzeń, ozdoby choinkowe wydawały się bardzo prozaiczne.

***

Dwa tygodnie wcześniej.

- Calum, proszę, powiedz że on jest u ciebie – powiedziałam zdenerwowana do słuchawki, która trzymałam w drżących dłoniach.

- Chriss, uspokój się, co się dzieje?

- Czyli go nie ma?

- Chrissie, ale o co chodzi?

- Nic. Nieważne. Cześć – zakończyłam sfrustrowana połączenie i odrzuciłam aparat na łóżko. Przeczesałam palcami włosy i odchyliłam głowę do przodu, tracąc już wszelką nadzieję. Nie wiedziałam, co się stało.

Wszystko było dobrze. Po prostu dobrze.  Między mną, a Ashtonem zaczęło się układać, mniej lub bardziej. Daliśmy sobie szansę i chociaż każdy wieczór kończył się w jego łóżku, to i tak, jak na nas, była metoda małych kroczków. Wspólne wieczory z zimną pizzą miały więcej uroku niż wykwintne kolacje, a szwendanie się po starych sklepach z winylami, tak bardzo filmowe i tak bardzo cliche było dużo zabawniejsze niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Mieliśmy czas żeby poznać się od innej strony, tak naprawdę porozmawiać i spędzić czas na czymś innym niż wyklinanie siebie. Chociaż tego też nie zabrakło, nadal zrywał palant ze mnie kołdrę.

Ale poprzedniego dna chłopak wyszedł i nie wrócił do tej pory, co dawało równe czterdzieści osiem godzin od przekroczenia progu mieszkania. Miałam prawo się martwić o tego idiotę, na którym mi podobno zależało.

Telefon znów znalazł się w mojej ręce, a tym razem zielona słuchawka wciśnięta została obok imienia Luke’a.

- Chrissie! – wesoły głos mojego przyjaciela odezwał się po drugiej stronie, jak gdyby nigdy nic.

- Lukey – westchnęłam, wcale nie uspokojona. – Nie wiesz może, gdzie jest Ashton?

Zapadła cisza, dająca mi jasno do zrozumienia, że Hemmings nie miał bladego pojęcia co się stało.

- Jak długo? – zapytał cicho, a ja tylko zamknęłam oczy, starając się powstrzymać łzy paniki.

- Od wczoraj – jęknęłam, siadając ciężko na łóżku. – Nie wiem, co się stało, nie mam pojęcia gdzie jest, czuję się bezsilna i martwię się i…

- Cicho, spokojnie, - powiedział Luke, a mnie tylko jeszcze bardziej to rozjuszyło. – Dzwoniłaś do niego?

- Lucas, nie jestem kurwa idiotką! Oczywiście że dzwoniłam! – wybuchłam, krzycząc do słuchawki. Byłam niemal pewna, że mój rozmówca odsunął ja od siebie telefon na odległość ręki.

Trouble / Ashton IrwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz