Rozdział 2

34.6K 1.7K 372
                                    

Jest też blogspot: http://troublefanfic.blogspot.com/

Twitter hashtag: #TroubleFF

Nowy Jork, rok 2014. Trzy lata później.

Dosłownie nic nie szło tak, jak powinno. Całe moje życie w jednej minucie stało się jednym wielkim żartem, którego sprawcą stałam się sama. Byłam sama sobie winna, jak wiele rzeczy w moim życiu schrzaniłam, ile z nich z własnej, nieprzymuszonej woli rzuciłam w kąt. Bo przecież to wszystko wokół mnie, było od zawsze niczym innym, jak niewinną zabawą. Po co miałabym traktować je poważnie? To, że jakiś obleśny koleś o mało nie zrobił mi dzieciaka w wieku dziewiętnastu lat jeszcze nic nie znaczy. Prawda?

Otworzyłam zrezygnowana gazetę, kupioną wcześniej tego ranka. Tusz na szarym papierze jeszcze się rozmazywał, przez co moje palce momentalnie zrobiły się szarawe. Zdegustowana wyjęłam mokrą chusteczkę z torebki i otarłam o nią palce. Właśnie dlatego wolałam korzystać z Internetu, był wygodniejszy, bezpieczniejszy i szybszy. I zdecydowanie znajdowało się w nim za mało ofert co do wynajmu mieszkania.

Jakie to śmieszne, niespełna trzy lata temu bawiłam się w najlepsze w klubach, na prywatkach, a dzisiaj przewracam kolejne strony nudnej prasy w poszukiwaniu lokum na najbliższe miesiące. O tej porze kilka lat temu zakładałabym sukienkę, szukałabym szminki, ewentualnie brałabym kąpiel. Ale nie zawsze można być niebieskim ptakiem i skakać z kwiatka na kwiatek, o czym uświadomiłam sobie biorąc kolejną „pigułkę po”. Nie, nie dorosłam, ha, bez przesady, dalej jestem tym samym lekkomyślnym dzieciakiem, który mógłby wskoczyć byle facetowi do łóżka. Zaczęłam po prostu stawiać w pewnym momencie wymagania, kiedy zauważyłam, że bzykanie się z kolesiami nie daje mi już satysfakcji jak kiedyś. Owszem, było fajne – ale chyba boleśnie uderzyłam o ścianę z napisem „co za dużo, to niezdrowo”.

Drogie. Za małe. Dzielenie mieszkania z rodziną z dzieckiem… Nie, chyba podziękuję. Od dużych, krzykliwych ogłoszeń, jedno odstawało swoją prostotą i minimalizmem, jakby pisane od niechcenia przez faceta, chcącego wynająć pokój nie z potrzeby, a od niechcenia. Uśmiechnęłam się do siebie – przeczucia mnie nigdy nie myliły. To było to, czego szukałam. Zgodnie z instrukcją zamieszczoną poniżej lakonicznego zdania o wyposażeniu mieszkania, wysłałam smsa pod podany numer. Nic wymyślnego, krótko i konkretnie. Właściciel wydawał się być tego typu człowiekiem, wiec musiałam zagrać na jego zasadach.

Witam, jestem zainteresowana wynajmem pokoju, czy moglibyśmy się spotkać w celu obejrzenia lokalu? Będę wdzięczna. C.W.

Dzisiaj nie ma mnie w domu. Oprowadzi panią moja siostra. Proszę przyjść na podany w anonsie adres o 15. A.I.

Spojrzałam na zegarek i uśmiechnęłam się do siebie. To będzie dobry dzień, mimo wszystko.

***

Ulice. Znałam okolicę, w której znajdowała się kamienica. Co prawda nie byłam tu wiele razy, ale w jakiś sposób kręte uliczki wydawały się znajome, ich wspomnienie majaczyło mi gdzieś na tyłach głowy. Chyba dlatego nie zgubiłam się na Brooklynie, tylko i wyłącznie dlatego.

Dziewczyna, z którą miałam się spotkać, już na mnie tam czekała; dość niska szatynka, o pucułowatych policzkach, na oko szesnastoletnia, ubrana w wyciągnięty sweter, zdecydowanie za duży i chyba po jej bracie. Uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie.

- Hej, ty musisz być Lauren, prawda? Jestem Chrissie Weild – wyciągnęłam do niej rękę, którą nastolatka ochoczo uścisnęła. Wydawała się sympatyczna, aż do przesady, jakby była jedną z tych osób, która po prostu każdy lubi za to, ze żyje. Jeśli jej brat należał do tego samego gatunku, jestem udupiona.

Trouble / Ashton IrwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz