Rozdział 17

18.5K 1.5K 624
                                    

Jedzenie smakowało mi jak trawa. Bardzo niedobra, bardzo sucha i bardzo cieżkostrawna trawa. Odsunęłam talerz od siebie z westchnieniem i oparłam głowę na dłoniach, zamykając oczy. Cisza, która panowała w kuchni, niemal mnie przytłaczała.

Kiedy obudziłam się następnego ranka, nikogo już – a może jeszcze? - Nie było w mieszkaniu. Powietrze nie drgało, wszystko stało w miejscu, dokładnie tak, jak tam zostawiłam. Otwarty laptop, teraz rozładowany, porozrzucane koce wokół kanapy, poduszki walające się po środku pomieszczenia… Milczący świadkowie tego, co wydarzyło się miedzy dwójką nierozważnych ludzi.

Odsunęłam krzesło od stołu, wyrzuciłam resztki marnego obiadu do kosza i powłóczyłam się do salonu, zdeterminowana by posprzątać bałagan, jakiego się dopuściłam. Przez chwilę w mojej głowie pojawiła się myśl, że dobrze by było, gdyby ten prawdziwy bałagan można było pozbierać równie prosto. Szybko jednak przegoniłam to na tył mojego mózgu, odcinając się od analizowania sytuacji. Tu nie było czego interpretować, wszystko było jasne jak słońce. Ja byłam głupia, a jemu zależało tylko na tym, żeby dobrać się do moich majtek. W sumie czego ja się spodziewałam?

Wyjęty spod kanapy telefon wibrował nieustannie, oznajmiając nieodebrane połączenia. Odblokowałam ekran i usiadłam na krańcu stolika do kawy, mając cichą nadzieję, że to Ashton próbował się do mnie dodzwonić. Chryste, ależ ja jestem głupia.

- Co chciałaś? – mruknęłam do aparatu, kiedy Bay w końcu odebrała.

- Spotkać się – głos mojej przyjaciółki był cichy, ale pełny podekscytowania. Ściągnęłam brwi. – Masz czas?

- Mam… - zawahałam się. – Może przyjdziesz do mnie? Mieszkam tutaj już tak długo, a ty nawet raz tu nie byłaś.

Ashtona prawdopodobnie nie będzie do końca dnia, dodałam w myślach. Podałam jej szybko adres i uprzedzona, że brunetka zjawi się w przeciągu godziny, pobiegłam naciągnąć na siebie jakieś ciuchy. Niespecjalnie miałam ochotę na paradowanie w piżamie przez cały dzień; wyglądałabym wtedy jak taka filmowa sierota, która po odrzuceniu przez faceta zaszywa się w domu z kubełkiem lodów i paczka popcornu. Chociaż w zasadzie ja sama do tego nie dopuściłam… Ale może to i lepiej?

Zanim się obejrzałam, Bay już stała w drzwiach. Wyglądała jak siedem nieszczęść, z potarganymi włosami i zdecydowanie wczorajszym ubraniem… Klubowym ubraniem. Kusą sukienką. Przeszłość odbijała się w jej oczach.

- Bay? – zadałam pytanie z wahaniem, widząc trzymane w jej rękach szpilki. Dziewczyna z nieprzytomnym uśmiechem na ustach pokręciła tylko głową i minęła mnie, zmierzając w głąb mieszkania. Zamknęłam zdziwiona drzwi na zasuwkę i ruszyłam za nią, znajdując przyjaciółkę rozwaloną na kanapie z nogami do góry.

- Wyjaśnisz mi, co do cholery wyprawiasz? – wsparłam ręce na biodrach zmierzyłam ją wzrokiem. Tamta niefrasobliwie potrząsnęła głową i wybuchła śmiechem.

- Jestem wolna! Woooooooolna!

- A Chris? A dziecko? – zamrugałam szybko, starając się zrozumieć sens jej słów.

- Nie ma Chrisa – urwała, a przez jej twarz przebiegł cień. – Dziecka też nie ma.

- Jak to nie ma.

- Poroniłam – oznajmiła bezbarwnym głosem. – I wtedy się wydało. To znaczy mam wrażenie że on i tak wiedział już od jakiegoś czasu, ale to tylko potwierdziło wszystko i… tak wyszło. Puf. Nie ma.

Usiadłam na krześle, przyswajając do siebie te informacje.

- Nie powiedziałaś mi – mruknęłam, patrząc na nią z wyrzutem.

Trouble / Ashton IrwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz