Rozdział 5

27.9K 1.5K 168
                                    

- Zastanwiałaś się kiedyś nad znaczeniem słowa dom?  - zapytał ni z tego, ni z owego Ashton, podnosząc głowę. Oboje siedzieliśmy w dużym pokoju, ja przy stole pracując na laptopie, on ze swoją gitarą na kanapie, zajęci własnymi sprawami. Uniosłam wzrok i spojrzałam na niego pytająco. – No wiesz. Jakie miejsce nazwiesz swoim domem.

Wzruszyłam ramionami i poprawiłam się na krześle.

- Czy ja wiem? Pewnie takie, do którego wracam każdego dnia, w którym jest moje łóżko, moje cztery ściany – mruknęłam, opuszczając oczy powrotem na ekran komputera. – Jakiś kawałek przestrzeni.

- Mhm – odmruknął chłopak, nie komentując mojej wypowiedzi. Podniósł jakiś zeszyt ze stosu gazet i zaczął w nim pisać, znowu mnie ignorując, jakby żadne z nas przed chwilą się nie odezwało. Westchnęłam cicho.

Niecałe dwa dni po tym, jak spotkałam Luke’a w drzwiach mieszkania, ten zjawił się w nich ponownie, jednak tym razem nie zatrzymał się na pogawędkę. Ba, nawet nie zareagował na mój widok czymś więcej niż uprzejmym skinieniem głowy, ale nie obchodziło mnie to: sama prosiłam go o zachowanie tajemnicy. Problem polegał na tym, że od tego czasu Ashton zupełnie przestał wychodzić z domu, siedział z gitarą i generalnie, przynajmniej moim zdaniem, nic nie robił. Miało to swoje plusy i minusy, bo musiałam go znosić praktycznie cały czas, ale za to jego sarkastyczne i seksistowski docinki zniknęły jak ręką odjął. Mam niemiłe wrażenie, że mogła to być sprawka Luke’a, jednak taka zmiana mi w gruncie rzeczy odpowiadała.

 Dzisiejszy dzień był inny w szczególny sposób. Zwykle spotykałam się w soboty z Bay, tym razem przypadała rocznica jej związku, więc oczywiste, że Chris był ważniejszy niż ja. Musiałam z resztą odwalić wyjątkowo nudną pracę na zajęcia, także niewiele sobie z tego robiłam. A że Ashton mi nie przeszkadzał... Dało się przeżyć.

Nagle pokrywa mojego laptopa opadła z trzaskiem. Zdezorientowana zobaczyłam stojącego nad sobą Irwina, który szczerzył do mnie zęby; zbliżał się wieczór. Sapnęłam zirytowana.

- To ty robisz? Nie widzisz, że pracuję?

- Chce ci coś pokazać – odparł chłopak, uśmiechając się niewinnie. Pokręciłam głową i sięgnęłam ręką po zakreślacz, z zamiarem studiowana grubego tomiszcza od angielskiego. Jego dłoń przykryła moją; uniosłam brwi niemal do sufitu. Miał ciepły dotyk, delikatny, ale stanowczy, dokładnie taki, jaki pamiętałam. Zacisnęłam wargi w cienką kreskę.

- Jestem zajęta, może później – bąknęłam wyswobadzając się z jego uścisku. Złapałam podręcznik i czmychnęłam na kanapę, podkulając nogi pod siebie. Ogarnęły mnie złe przeczucia; pierwszy raz od czasu kiedy tu zamieszkałam, Ashton chciał robić coś razem. To nie było normalne. Ja nie chcę robić z Irwinem nic wspólnie. Chyba, że chodzi zakupy, bo on notorycznie zapomina połowy artykułów które każę mu kupić, a przynajmniej myli je z piwem.

- Chrssie, no chodź – jęknął prosząco. Jego twarz miała błagalny wyraz, z teatralnie wydętą wargą. Zaśmiałam się cicho. – No chooodź.

- Musisz wymyślić coś lepszego, żeby mnie stąd wyciągnąć – zachichotałam, rozciągając się na kanapie. Chłopak stanął nade mną, podpierając się pod boki.

- Za każdym razem, kiedy cię widzę, albo się uczysz, albo robisz herbatę – burknął Ashton. – Należy ci się chwila przerwy.

Wypowiedział to wszystko na jednym tchu, obojętnym tonem, ale nietrudno było się domyślić, że myślał o tym jakiś czas. Wywróciłam oczami i wstałam, ostatecznie poddając się.

- Zgoda – powiedziałam, wkładając niemało energii by głos mi nie drżał. – Pod jednym warunkiem.

- Jakim?

Trouble / Ashton IrwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz