Rozdział 4

638 50 8
                                    

Alec
Od spotkania z Cassie minęło pare tygodni. Wszystko było by w jak najlepszym porządku, gdyby nie jedna rzecz, która zaczęła mnie prześladować od naszego ostatniego spotkania. Gdy Cassie zostawiła mnie wtedy w domu, powróciłem do swoich codziennych czynności. Kiedy nastała noc nie mogłem zasnąć. Nie to, że nie byłem zmęczony, bo byłem, ale ilekroć zamykałem oczy, widziałem te ,,oczy".

Czerwone tęczówki, które przeszywały mnie na wylot. Choć widziałem je tylko raz to nie mogłem pozbyć się ich z głowy. Były takie inne... nigdy takich nie widziałem. Możliwe, że były to soczewki, albo coś w tym stylu, ale dlaczego tak zapadły mi w pamięć?

Kiedy udało mi się w końcu zasnąć, spałem bardzo krótko, bo miałem koszmary. Śniło mi się jak demony zabijają Izzy, a potem Jace'a i Maxa. To było coś strasznego i kiedy się obudziłem, postanowiłem nie spać już tamtej nocy. Udało mi się to, choć następnego dnia wyglądałem jak trup i nie inaczej się czułem. Miałem okropne wory pod oczami i nie miałem ochoty dosłownie na nic...

Gdy nadeszła następna noc zasnąłem dość szybko z nadzieją, że nie będę miał koszmaru i tak też się stało. Nie śniło mi się nic strasznego, ale pamiętam, że widziałem tego człowieka, który przyszedł po Cassie - jej przyjaciela. Był w moim śnie taki realistyczny i mówił coś do mnie, ale był to język którego nie znałem.

I tak dzień w dzień miewałem albo koszmary, albo widzę tego gościa, który mówi do mnie w nieznanym mi języku. Czy to coś oznacza? Mam się znowu z nim spotkać? Nawet nie miałem numeru do Cassie żeby się jakoś przez nią z nim skontaktować. Utknąłem w martwym punkcie i nie wiedziałem co robić. Te koszmary były naprawdę uciążliwe szczególnie jak na drugi dzień musiałem iść do pracy na rano.

Dzisiaj akurat miałem szczęście, bo miałem nocki. Byłem wyspany, bo spałem w dzień i wtedy nie przyśniło mi się nic strasznego.

***
Na dworze zaczynało się już robić ciemno. Słońce schowane było już za horyzontem. Lampy w mieście były już zapalone, jak dla mnie równie dobrze mogłyby się w ogóle nie palić, bo dzięki jednej z run widziałem doskonale nawet w nocy bez pomocy żadnego światła.

Spojrzałem na zegarek, dochodziła 20:45. W pracy miałem być o 21:00 więc trochę przyspieszyłem kroku żeby się nie spóźnić. Było by mi o wiele łatwiej gdybym miał samochód, ale gdy przeczytałem na czym to wszystko polega, zrezygnowałem z tego równie szybko jak zacząłem o tym myśleć. Z resztą lubiłem chodzić tak daleko, codziennie przechodziłem z domu do pracy jakieś cztery kilometry w dwie strony, ale nie przeszkadzałono to w ogóle.

Znalazłem pracę na jednej ze stacji benzynowej w okolicy. Pracowało mi się tam dobrze. Pracodawca był dobrym człowiekiem z którym się dogadywałem. Zarabiałem naprawdę dużo mimo tego, że pracowałem na zwykłej stacji benzynowej, ale było tu codziennie mnóstwo klientów, co skutkowało tym, że płaca była wyższa. Oprócz mnie pracował tu Mark. Był on moim ,,kolegą" jeśli można to tak nazwać. Zamieniliśmy ze sobą tylko pare zdań podczas tych 8 miesięcy pracy, ale lubiłem go za to, że tak mało mówił.

Na początku mojej przeprowadzki, przez 2 miesiące byłem ochroniarzem, a właściwie starałem się nim być. Niby praca była dobra, ale nie dla mnie. Stałem w sklepie i pilnowałem ludzi czy nic nie ukradli. Było to dla mnie bardzo nudne, więc zrezygnowałem z niej dość szybko.

Stacja benzynowa też nie była szczytem moich marzeń, ale tu przynajmniej obsługiwałem klientów i mogłem oglądać telewizję w wolnym czasie, gdy nie było żadnych klientów. Szczególnie mało było ich w nocy, więc to było kolejny powód przez co lubiłem tu pracować.

Kiedy znalazłem się już na miejscu, na dworze było już całkowicie ciemno. Weszłem do środka, zmieniłem się z Markiem i stanąłem za kasą. Nie było tu nikogo, więc włączyłem telewizję i zostawiłem jakiś mecz piłki nożnej.

Bądź ze mną (Malec)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz