Spojrzałam na zegarek naścienny wiszący w moim pokoju. Za piętnaście dziesiąta. Wylot mamy o trzynastej. Zdjęłam go i spakowałam do pudła. Wszystko było już spakowane. Nie chcę opuszczać tego miejsca. Ale muszę. Ludzie z Preston już mają nas na celowniku tylko przez głupie narkotyki. Zakleiłam ostatnie pudło i wyszłam z mojego ówczesnego pokoju. Zbiegłam po schodach i weszłam do kuchni gdzie mój brat razem ze swoją dziewczyną się ... całowali.
-Bhle - zaznaczyłam swoje przyjście.
-Jeszcze się nie przyzwyczaiłaś - parsknął Vic.
-Nie i raczej nie mam zamiaru.
-To jak ty się chcesz w przyszłości całować? - zaśmiała się brunetka.
-Całować? A kto powiedział, że ja kiedykolwiek będę się całować?
-To nie doczekam się siostrzeńców? - mój brat podbiegł i przerzucił mnie sobie przez ramię.
-Raczej nie. A teraz postaw mnie! Victor! Chcę stać! - krzyczałam ale on nie słuchał mnie.
Wręcz przeciwnie. Zaczął biegać po całym domu ze mną na plecach. Po piętnasto-minutowym dręczeniu odstawił mnie na ziemię.
-Idź po walizki. Ja zniosę pudła a po południu przyjedzie Zack i wyśle je na nasz nowy adres.
-Kupiłeś już tam dom?
-Vicky wybierała ja kupiłem - przewróciłam oczami.
Dlaczego jego świat kręci się wokół tej dziewczyny. Jasne, jest ładna. Ma piękne zielone oczy, które okala wachlarz czarnych rzęs. Jej długie nogi dobrze komponują się z jej figurą a melodyjny głos uwiódłby każdego. Ale to nie znaczy, że ja nie istnieje.
-Vicky - zwrócił się do mnie. - Ona nigdy nie chciała i nie chce dla ciebie źle. Czego jej nie lubisz?
Nie odpowiedziałam tylko wróciłam do pokoju. Dlaczego jego dziewczyna musi mieś tak samo na imię jak ja? Zniosłam moje obie walizki i plecak, który miał być moim bagażem podręcznym. "Słodka parka" już na mnie czekała. Zmierzyłam ich wzrokiem i skierowałam się do czarnego SUV'a. Victor zapakował walizki, których w sumie było sześć i wsiadł za kierownice.
-Siostra masz ze sobą broń?
-Nie. Zostawiłam u Zack'a. Tak jak prosiłeś - odparłam do szyby.
-Żegnaj Los Angeles - zaśmialiśmy się.
Mój brat ruszył i po godzinnej jeździe dotarliśmy na lotnisko. Wypakowaliśmy się, następnie zdaliśmy główne bagaże i ruszyliśmy w stronę odprawy bagażowej.
-Czy mają państwo jakieś niebezpieczne przedmioty? - spytał oficer.
-Nie. Chyba, że urok koleżanki się liczy - zaśmiałam się wskazując na Victorię.
Oficer uśmiechnął się do mnie i oddał moje rzeczy. Kiedy już i oni przeszli odprawę przeszliśmy się przez terminal.
-Lot mamy za dwie godziny. Młoda, masz - podał mi pięćdziesiąt dolarów. - Zaszalej. W końcu to twoje ostatnie zakupy w LA. Miej włączony telefon i jak zadzwonię odbierasz od razu. Rozumiemy się ?
-Tak. Spokojnie. Nauczyłeś mnie tylu rzeczy, że nikt nie wyjdzie bez szwanku po ataku na mnie - zaśmiałam się i rzuciłam na szyję.
-A ode mnie dodatkowe pięćdziesiąt - brunetka wyciągnęła banknot w moją stronę.
-Dzięki - uśmiechnęłam się i wsadziłam kasę do tylnej kieszeni spodni.
Zabrali mój plecak a ja zaczęłam się szlajać po sklepach. W końcu kupiłam koszulkę, trzy batoniki czekoladowe, przypinkę z napisem "I <3 LA" i magnes na lodówkę z podobnym napisem. Abyśmy nigdy nie zapomnieli skąd pochodzimy. Zaszłam do łazienki. Kiedy z niej wychodziłam zauważyłam, że jakaś ruda dziewczyna w zielonym płaszczu przyglądała mi się. Udawałam, że jej nie widzę, aktorstwo miałam we krwi. Brat nauczył mnie wszystkiego aby maskować się, i być jak najlepszym tajniakiem. Tak, w takich akcjach też brałam udział. Kiedy umyłam ręce skierowałam się w przeciwną stronę niż nasze wyjście. Po dwustu metrach zatrzymałam się aby zamówić dla naszej trójki kawy. Ta ruda lafirynda mnie śledziła. Właśnie w tym momencie zadzwonił mój brat. Powili wyciągnęłam telefon z przedniej kieszeni i przyłożyłam do ucha.
-No hej młoda. Co porabiasz? Gdzie jesteś?
-A spaceruję po terminalu. Pamiętasz jak ci mówiłam, że chcę mieć psa? - zaczęłam mówić kodem.
-Jakiego? - warknął zdenerwowany.
-Rudego, z zieloną obrożą.
-Wracaj.
-Nie. Musi umieć podstawowe komendy jak "Do nogi" - co oznaczało, że pójdzie za mną.
-Gdzie jesteś?
-Starbucks.
-Zaraz będę. Vicky ma kłopoty - rzucił do swojej dziewczyny.
-A chcesz Capuccino czy Espresso?
-Dla mnie zwykła czarna z cukrem, dla Victorii Latee. Tak jak dla ciebie - rozłączył się.
Zamówiłam gorące napoje i usiadłam przy jednym ze stolików. Po trzech minutach zauważyłam mojego brata. Siadł naprzeciwko mnie.
-Za ile dostaniesz kawę?
-Sześć minut - odparłam a ona odwrócił się aby "być na szóstej".
Nadal tam stała. Przeglądała coś w telefonie więc nie wiedziała o obecności Victora. Odebrałam kawę i ruszyliśmy do naszego wyjścia. Kiedy schowaliśmy się za filarem dopiero wtedy zauważyła nasze zniknięcie. Bingo, pomyślałam.
-Pasażerów udających się do Melbourne w Australii prosimy o kierowanie się do wyjścia numer siedem.
Jak powiedziała tak zrobiliśmy. Zabraliśmy nasze rzeczy i weszliśmy do samolotu. Zaczęłam się zastanawiać jaki to ma silnik. Moje rozmyślania przerwała Victoria, która siedziała za mną. Zajęła miejsce po mojej prawej stronie.
-Wiem, że mnie nie lubisz. I chyba zdaję sobie sprawę dlaczego. Victor jest jedyną bliską dla ciebie osobą a w twoim mniemaniu ci go odbieram. Nawet tak nie myśl. Kochasz go, a on kocha ciebie. Jesteś dla mnie jak młodsza siostra. Póki żyję nie pozwolę by stała ci się krzywda. Rozumiesz? - zaakcentowała ostatnie słowo a ja kiwnęłam na znak zgody. - Mam coś dla ciebie - z tylnej kieszeni szortów wyciągnęła bransoletkę z metalową płytką, następnie zawiązała mi ją na ręku. - Sama ją zrobiłam. Specjalnie dla ciebie. Nigdy jej nie zdejmuj a będziesz bezpieczna. Jest wodoodporna. Przyrzeknij. Nigdy jej nie zdejmiesz? - patrzyła z troską tymi swoimi zielonymi oczami.
-Obiecuję - szepnęłam.
-Nie mów Vic'owi, że ci ją dałam. To będzie nasz mały sekret. Chcę zacząć naszą relację od nowa i nie chcę abyś czuła do mnie nienawiść lub coś podobnego. Bądźmy przyjaciółkami. Możesz mówić mi wszystko co cię trapi. Dobrze? Victor nic się nie dowie. Teraz to ja obiecuję.
-Dobrze - uśmiechnęłam się a ona mnie przytuliła.
Wróciła na swoje miejsce. Nie wiem dlaczego wzięło ją na takie refleksje. Może chciała zacząć wszystko między nami od nowa w nowym miejscu. Nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam.
CZYTASZ
Peril life // Janoskians
FanfictionPo zniknięciu rodziców nie mieliśmy zamiaru wyprowadzać się ze słonecznego LA. Nigdy nie miałam przyjaciółek, bo jaka normalna laska chciałaby się przyjaźnić z dziewczyną, która cały swój czas spędza na grzebaniu przy samochodach w towarzystwie kil...