Kiedy wróciliśmy do domu Luke złapał za klucze i wsiadł do auta. Po krótkich namowach dał się przekonać abym to ja prowadziła. Jednak byłam w takim samym stanie. Na moje szczęście było późno i nikt nie patrolował ulic. Wcisnęłam gaz do dechy i nie zastanawiałam się nad prędkością.
-A ja nie mogłem wsiąść za kółko - obruszył się..
-Cicho!
-To zwolnij.
-Boisz się?
-Nie. Jeżdżę szybciej ale mi chodzi o Ciebie.
-Też zazwyczaj jeżdżę szybciej - mruknęłam.
-Proszę, Vicky. Victoria - nie reagowałam. - Re!
Poczułam ciarki na całym ciele. Tylko Chris mnie tak nazywał. Poczułam silny ból na nadgarstkach. Tak jak tamtej nocy. Kajdanki.
-Nie nazywaj mnie tak - burknęłam.
-Dlaczego?
-Po prostu. Vicky wystarczy. A co do drogi... liczy się każda chwila - wzięłam ostry zakręt. - Chodzi o Twojego brata, a mojego przyjaciela.
Nie odezwał się. Zrozumiał. Nastała cisza. Zaparkowałam samochód i wyskoczyłam z niego. Wpadłam do szpitala i podbiegłam do rejestracji.
-Jai Brooks - zgłosiłam kogo poszukuję.
-Rodzina?
-Tak - odparł Luke.
Pielęgniarka klikała na klawiaturze komputera wyszukując mojego przyjaciela.
-Ale u nas... - zaczęła.
-Jaidon Dominic Brooks - mój chłopak warknął zirytowany.
Zaczęła klikać jeszcze raz. Robiła to tak wolno, że miałam ochotę rzucić się na nią i popędzić.
-Sala 211
Nie bawiąc się w czekanie na windę wleciałam po schodach na drugie piętro. Lukey był tuż za mną. Na korytarzu siedział Beau. Opierał łokcie na kolanach, jego ręce podpierały głowę a wzrok miał wbity w podłogę. Kiedy usłyszał kroki spojrzał w naszą stronę.
-Co ona tu robi?
-Wie o wszystkim.
Brooks kiwną beznamiętnie głową.
-Co z nim? - siadłam koło niego.
-Żyje - rzucił.
-A jaśniej? - burknął brązowooki.
-Odwieź ją - zignorował brata. - To, że wie nie znaczy, że będzie wiedzieć więcej.
-Ej! Może trochę szacunku?! - krzyknęłam. - Ty też się na mnie uwziąłeś?!
-Też? - zdziwił się.
-Skip ma jakieś pretensje. Przyjechałam dowiedzieć się co z moim przyjacielem. Ale jeżeli to taki problem to już wychodzę!
Rzuciłam kluczykami od auta w Luke'a i skierowałam się do wind. Usłyszałam za sobą kroki. Odwróciłam się i przyglądałam jak bliźniak Jai'a biegnie w moją stronę.
-Co chcesz? - warknęłam jak pies.
-Zostań. Beau jest nieufny. Nie zna Cię.
-Ty też.
-Ale my poznajemy się a Beau nie ma jak. Proszę. Chodź. Jai się ucieszy.
To mnie przekonało. Tym razem siadłam naprzeciwko zielonookiego sztyna. Byliśmy w szpitalu już od jakichś dwóch godzin i dochodziła pierwsza. Położyłam się na trzech, dostępnych mi, krzesłach. Luke krążył po korytarzu a Beau nie drgnął od momentu kiedy mnie wyganiał. Młodszy z nich siadł koło brata.
CZYTASZ
Peril life // Janoskians
FanfictionPo zniknięciu rodziców nie mieliśmy zamiaru wyprowadzać się ze słonecznego LA. Nigdy nie miałam przyjaciółek, bo jaka normalna laska chciałaby się przyjaźnić z dziewczyną, która cały swój czas spędza na grzebaniu przy samochodach w towarzystwie kil...