II

32 13 8
                                    

Wszyscy żołnierze w zasięgu głosu sierżanta padli na ziemie. Leżeli przez krótką chwile w okropnej ciszy. Nagle usłyszeli rozpaczliwe wrzaski Gassa. Verdiego przeszył dreszcz. Co się dzieje do cholery? Młodzieniec podczołgał się do sierżanta, który oparty plecami o lade sklepową kurczowo trzymał broń. Verd jeszcze nigdy nie widział tak przestraszonego sierżanta. Less gestem dłoni nakazał mu załadować do SCAR-a ostrą amunicje. Verd takim samym gestem nakazał to zrobić kompanom którzy byli w zasięgu wzroku. Młody żołnierz usiadł obok sierżanta i zapytał go

- Co jest?

- Kanibale... - sierżant zrobił się blady jak ściana - pożrą nas żywcem...

Kanibalami nazywano ludzi, którzy przez głód i okropną sytuacje po prostu zwariowali. Niektórzy mówili na nich zombie, ale bardziej przyjęła się pierwsza nazwa. Verdy spojrzał na swojego dowódce. Ten cały się trząsł. Myśl, że może zostać zjedzony przez głodnych wariatów wykańczała go psychicznie. Młodzieniec wyjrzał za ladę. Za wybitym oknem widział ludzkie sylwetki, które kręciły się i ujadały wokół Gassa. Żołnierz jeszcze żył. Chłopak nie wytrzymał. Zwrócił całą poranną porcje śniadaniową. Chciał zapytać Lessa co ma robić gdy padły strzały. Ognia nie otworzył jednak żaden z żołnierzy OOP. Krótkie serie padały z ulicy. Jeden z kanibali padł. Reszta zaczęła uciekać. Verdy chciał pomóc Gassowi ale sierżant go zatrzymał.

- Nie wiesz kim oni są. Jeszcze cię zastrzelą.

Po tych słowach obrócił się w kierunku reszty żołnierzy schowanych w sklepie i podniósł palec do ust. Kanibale uciekli i proszę jaki nagle odważny i dobry dowódca myślał trochę zirytowany Młodzieniec patrząc na Lessa. Gass leżał na środku zrujnowanej ulicy. Podbiegli do niego uzbrojeni ludzie. Pierwsza przy żołnierzu była dziewczyna. Z torby którą miała na ramieniu zaczęła wyciągać bandaże i leki. Po chwili dołączyła do niej reszta. Wszyscy mieli na prawym ramieniu przyszytą żółtą litere "W".

- Buntownicy - powiedział sierżant - ale jest ich za dużo na otwartą walkę. Na razie czekamy.

Verdy był bardzo zdziwiony. Jeszcze nigdy nie widział żywego buntownika a co dopiero tylu. W dodatku byli oni dobrzy bo opatrywali żołnierza Organizacji. Od małego uczono Vardiego, że zbuntowani ludzie są mordercami i pragną tylko i wyłącznie swojego zysku.

- Nie patrz się tak na nich. Udają - sierżant rzekł, jakby czytając chłopakowi w myślach. Mówił to z wielką nienawiścią w głosie - wiedzą, że nie jest sam. Gorzej jak nas wyda...

Dowódca wykrakał. Verd widział że dziewczyna rozmawia z Gassem. Nagle obróciła się w kierunku sklepu, a wraz z nią inni buntownicy. Obawy młodzieńca krótko skwitował Ted

- No to mamy przesrane...

Początek końca (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz