III

44 9 12
                                    

- Ted, sprawdź tylne wyjście - syknął do niego sierżant

Chłopak czołgając się powoli zniknął za zasłoną zdemolowanych pułek sklepowych. Verdy przyglądał się dziewczynie ze swojej kryjówki. Była w jego wieku. Uwagę młodzieńca przyciągały jej blond włosy, które wśród szarego otoczenia wyróżniały się swoją piękną barwą. Obudziło się w nim pragnienie nie dopuszczenia do strzelaniny. Buntownicy zbliżali się powoli do sklepu z bronią gotową do strzału. Żołnierze schowani w budynku słyszeli cichy odgłos kruszonego szkła, na którym swoje groki stawiali uzbrojeni ludzie. Less podjął decyzje

- Na mój znak... 

- Czekaj - szepnął Verd

- Coś ci się nie podoba!? - sierżant spiorunował wzrokiem młodego żołnierza

- Sierżancie, przecież oni nas wystrzelają jak kaczki

Dowódca zrobił się czerwony ze złości przybliżył się do Verdiego i wysyczał mu do ucha

- Nie spodziewałem się tego po tobie... Byłeś cichym gnojem. Przyznam, że nawet cię polubiłem, a teraz wyszło szydło z worka... Chcesz iść z nimi jako jeniec ze względu na jakąś jebaną dziewczyne, czy zginąć w walce!? Myślisz, że nie widzę jak obserwujesz tą buntowniczkę!?

Szepcząc ostatnie słowa aż napluł na twarz chłopaka. Młodzieniec był pewny, że sierżant zastrzeli go zanim rozpocznie się strzelanina z buntownikami. Na szczęście zza pułek wyczołgał się Ted

- Tylne wyjście uff... zawalone... - wysapał zmęczony - ale przez radio... przez radio Perega wezwaliśmy wsparcie...

Żołnierze usłyszeli śmigłowiec. Uzbrojeni ludzie stali przez chwile zdezorientowani, po czym zerwali się do ucieczki. Verdy kątem oka zauważył, że sierżant chce ostrzelać buntowników. Chłopak był jednak szybszy. Udając, że się poślizgnął wpadł na Lessa

- Co ty kurwa robisz!? - krzyknął sierżant

- Nie chciałem - kłamał Verd - jebana cegła

Młodzieniec nie słuchając wyzwisk dowódcy, zerknął w stronę gdzie wczesniej stali buntownicy. Ich już tam nie było, Gassa również. Pewnie go zabrali pomyślał Będą go totorturować? Dźwięk śmigłowca był coraz głośniejszy. Wciąż wściekły Less rozkazał wyjść żołnierzom na dach budynku sąsiadującego ze sklepem. Gdy wsiadali do latającej maszyny z herbem OOP sierżant złapał Verdiego za ramię

-Żeby mi to było ostatni raz gówniarzu! Rozumiesz!?

Verd pokiwał głową ale jego uśmieszek świadczył że ma gdzieś słowa dowódcy

- Wsiadaj! - pchnął go poddenerwowany Less

Po chwili cały pluton leciał do bazy w śmigłowcu z namalowanymi oznakami Organizacji Odbudowy Porządku.

Hej :)
Dzięki wielkie za czytanie mojej opowieści. Proszę o zostawienie opinii w komentarzu.
Dzięki!

Początek końca (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz