X

24 5 6
                                    

Verd stojąc nad wrakiem śmigłowca OOP, zastanawiał się jakim cudem on i część jego kolegów wyszła z tego cało. Maszyna roztrzaskała się na setki kawałków. Młodzieniec stwierdził, że w głównej mierze przeżyli ci co zajmowali miejsca z tyłu. Niestety nie wszyscy. Verd szukał ciała Ricka. Nie mógł go jednak znaleźć. Przysiadł w cieniu quada i napił się wody. Miejsce katasrofy znajdowało się na ogromnym, otwartym i pustynnym terenie. Było piekielnie gorąco.

Młodzieniec zauważył czarny punkt oddalony nieco od wraku śmigłowca. Odpalił pojazd i po chwili stał już przy fragmencie poszycia latającej maszyny. Leżało przy nim kilka ciał. Wśród nich Verd poznał Ricka. Jego twarz była okropnie blada, a nieobecny wzrok sięgał gdzieś daleko. Jakaś poskręcana rurka przebiła mu płuca. Verd przyklęknął przy nim i przymknął mu oczy

- Żegnaj Rick - powiedział - dzięki za wszystko...

***

Edgar schował quada za skałami. Wyciągnął lornetke i obserwował wrak. Widział ślady. Jednak nie było tam Verdiego.

- Jak mi przykro... - mówił do siebie - Chłopaczek do odstrzału.

Wyciągnął krótkofalówke i połączył się z bazą.

- Tu Edgar, Tak jak się spodziewałem Verd ucieka. Spróbuje go zatrzymać, odbiór

- Przyjąłem, ~tsss~ bez odbioru ~tsss~

Brunet odłożył krótkofalówke. Usłyszał wzrastający głos silnika. To był Verd. Chuj by cię strzelił gnoju pomyślał Edgar, który sądził, że młodzieniec jest zdrajcą i nie będzię wracał do obozu. Mam mało czasu. Brunet wziął snajperke i zajął dogodną pozycje. Czekał na najlepszy moment.

***

Verdy poczuł dym. Zatrzymał pojazd by sprawdzić co się stało. W tym samym momencie padł strzał. Pocisk trafił w zderzak. Kolejny przeleciał tuż nad głową młodzieńca. Verd błyskawicznie schował się za quadem i szybko ocenił sytuacje. Strzały padały z góry. Były żołnierz Organizacji uzbrojony w samego Colta, miał nikłe szanse na pokonanie przeciwnika. Verd sięgnął po krótkofalówke

- Potrzebuje pomocy. Strzela do mnie ukryty snajper. Jestem przy rozbitym śmigłowcu. Odbiór!

Niestety nikt nie odpowiedział na wezwanie młodzieńca. Verdy powtórzył je kilka razy. Cisza. Co jest kurwa!? Jego sytuacja była rozpaczliwa. Jeden głupi ruch i skończy z kulką w głowie. Nagle wpadł na ryzykowny pomysł. Ostrożnie zdiął z głowy kask. Kilka pocisków przeszyło powietrze. Verd policzył do pięciu po czym zaczął realizować swój plan. Położył kask na siedzeniu. Kiedy snajper obrał przedmiot za cel, Verdy przebiegł skulony i schował się za wrakiem. Snajper nie zauważył podstępu. Jego pociski wzbijały tumany kurzu i piasku co ułatwiło zadanie młodzieńcowi.

Po chwili zza skał wyszedł zamaskowany mężczyzna. Był przekonany, że trafił przeciwnika. Verdy wczołgał się się między odłamki i elementy śmigłowca. Czekał, aż snajper znajdzie się w zasięku jego broni. Gdy zamaskowanego mężczyzne dzieliło od quada około dwadzieścia metrów, Verdy wstał i otworzył ogień. Wypalił cały magazynek, jednak tylko ostatni nabój sięgnął przeciwnika. Ramię snajpera wybuchło czerwonawą mgiełką. Nieprzyjaciel zwijał się z bólu, gdy Verd odpalał quada. Pojazd nie chciał odpalić.

- Kurwa! No dalej! - Verdy czuł jak poci się na całym ciele

Snajper wyciągnął z kabury pistolet. W tym samym momencie quad ruszył. Padły strzały. Młodzieniec poczuł ból na łydce, jakby ugryzienie wielkiego owada. Jechał najszybciej jak tylko się dało. Zerknął na prawą nogę. Niby tylko draśnięcie ale rana obficie krwawiła. Poczuł się słabo. Temperatura, wycieńczenie i adrenalina dały mu w kość. Musiał mnie trafić, kurwa. Setki myśli krążyło mu po głowie. Kto to był? Czy był sam? Dlaczego nikt nie odpowiedział na jego wezwanie? Jego rozmyślania przerwał charkot silnika. Skończyło się paliwo. Pojazd miał przestrzelony zbiornik.

- Niemożliwe! - Verd był wściekły - Świetnie, po prostu zajebiście.

Usiadł w cieniu quada i napił się wody. W plecaku znalazł kawałek czystego materiału, którym obwinął poranioną łydkę. Próbował obliczyć odległość dzielącą go od obozu. Rozglądnął się dookoła. Wtedy ich zobaczył...

***

- Ja pierdoleee!

Wstając, Edgar oparł się na przestrzelonym ramieniu. Ocknął się po dobrych kilku godzinach. Okolice jego prawego barku były obolałe i odrętwiałe. Brunet miał szczęścię. Nie wykrwawił się, ponieważ pasek od karabinu snajperskiego zacisnął się wokół rany. Niestety upadając Edgar zmiażdżył swoją krótkofalówke. Zastanwiał się jakim cudem Verd zaatakował go od strony wraku. Kiedy podszedł do miejsca, gdzie wcześniej stał czterokołowy pojazd, zrozumiał podstęp młodzieńca. Na piasku leżał kask, w który Edgar trafił trzy razy. Verd nie miał go na głowie.

- Dopadnę cię jebany skurwielu! Dopadnę!!! - wydarł się na cały głos po czym ruszył w stronę skał, gdzie schował swojego quada

***

Obóz tętniał życiem. Howeds wydał oficjalny rozkaz, według którego Wataha za dwa dni miała rozpocząć swoją wędrówke. W tłumie Gibby próbował znaleźć Katie. Bez skutku. Nigdzie nie widział też Edgara. Ruszył w kierunku głównej bramy, którą kilka godzin temu przekroczył na quadzie Verdy.

- I co? - zapytał stojącego z lornetką Teda

- Nie ma go - odpowiedział zrezygnowany - ale mamy inny problem

- Co się dzieje?

- Zamieszki, wybuchy i pożary pare kilometrów stąd - Gibby wziął od Teda lornetke by przyjrzeć się kłębom czarnego dymu - Nie wiemy jaki jest tego powód. To na pewno nie OOP. Oni starali by się ukryć swoje zbrojne działanie...

Początek końca (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz