Rozdział 4

64 5 1
                                    

Kiedy weszłam do domu, otoczył mnie zapach pizzy, gwar rozmów i lecący w tle soundtrack z Gwiezdnych wojen. Stanęłam w progu i zaczęłam się uśmiechać, bo to mogło oznaczać tylko jedno...
-Jest i nasza mała Abi! Stęskniłem się za tobą!
-Też cieszę się, że cię...-to było jedyne, co zdążyłam powiedzieć zanim mój starszy brat zamknął mnie w swoim niedźwiedzim uścisku. -Też się za tobą stęskniłam, ale nie mogę oddychać. Alex!-jak zwykle nie zwracał uwagi na moje cierpienie, jeszcze mocniej mnie przytulił i poczochrał włosy. Alexander-mój najstarszy brat od roku przebywał na wymianie studenckiej w Japonii. Jak widać, jego pobyt w tym azjatyckim kraju już się skończył, a on musiał wrócić do nas i do szarej rzeczywistości studenta ekonomii. Patrząc na to, jak się za mną stęsknił, chyba mu to nie przeszkadzało.
-Dobra, dość tych czułości. Też chcę się przywitać z Abigail.-kiedy wreszcie mogłam oddychać, odwróciłam się w stronę mojego drugiego brata. Aaron, moja wierna kopia o niebieskich oczach i czarnych jak noc włosach, stał z założonymi rękoma i z uśmiechem mi się przyglądał, bo nie byłam tą samą Abigail, którą zostawił dwa miesiące temu. Przybrałam podobną pozę i również zaczęłam go obserwować, bo mój brat bliźniak również zmienił się przez te wakacje. Jego dotąd jasna skóra nabrała ładnej oliwkowej barwy, a ciało, dzięki codziennej dawce surfingu i ciężkiej pracy we włoskiej winnicy, nabrało męskich kształtów. Jego dotąd luźna koszulka stała się za ciasna, co oznaczało, że w najbliższym czasie Aaron będzie musiał wymienić część garderoby. Jednak nie te zmiany przyciągnęły moją największą uwagę. Zrobił to tatuaż w kształcie litery 'A', który pojawił się na jego przedramieniu.
-Aaron, co to u diabła ma być?!-wykrzyknęłam, nie wierząc, że mój brat jednak dotrzymał swojego postanowienia i zrobił swój pierwszy tatuaż, pomimo moich ciągłych sprzeciwów.
-To co widzisz. Razem z Williamem postanowiliśmy zrobić sobie tatuaże. Ja wybrałem symboliczne 'A' na cześć naszej rodziny.
-Mi tam się podoba.-stwierdził Alex, a ja zmiażdżyłam go wzrokiem.
-Aaron rodzice cię zabiją!
-Jak widzisz żyję i mam się dobrze, więc rodzicom chyba też się spodobało.-Aaron uśmiechnął się do mnie z triumfem.
-Tego bym nie powiedział.-stwierdził tata, który akurat wszedł do pokoju z pizzą w jednej ręce, a książką w drugiej.-Raczej toleruję, ale nie popieram. Jednakże muszę przyznać, że pomysł wytatuowania litery 'A' jest dość...interesujący.
-Tato...-spojrzałam na niego z nieukrywanym wyrzutem, gdyż liczyłam choć na odrobinę wsparcia z jego strony. Niestety, tata już mnie nie słuchał, ponieważ jego całą uwagę zajmowały spadające mu z nosa okulary. Robił wszystko, co w jego mocy, by je poprawić, ale pełne ręce nie ułatwiały mu zadania.
-Caroline, kochanie?! Chyba musisz mi pomóc!-tata szybko podreptał w stronę, z której przed chwilą przyszedł, a moi bracia nie ukrywali śmiechu. Ja natomiast przewróciłam tylko oczami.

Moi rodzice byli jak yin i yang, dwie kompletnie różniące się od siebie istoty, ale doskonale się uzupełniające i nie potrafiące bez siebie żyć. Tworzyli dość specyficzną parę zapalonych historyków, którzy poznali się na Uniwersytecie Cambridge. Tata-chodzący z głową w chmurach przedstawiciel romantyzmu. Natomiast mama-twardo stąpająca po ziemi miłośniczka historii Skandynawii i Wikingów. Była niczym wstążka, która utrzymuje balon z helem, nie pozwalając, by ten odleciał zbyt wysoko i nie zniknął w wśród chmur. Przytrzymywała tatę przy powierzchni ziemi, pomagała mu odnaleźć się w tym jakże skomplikowanym świecie. Osoby, które dobrze ich nie znały, nie mogły wyjść z podziwu, dlaczego tych dwoje jest razem. Szczerze mówiąc, czasami sama się nad tym zastanawiałam, ale to chyba wspólna pasja, niezliczone rozmowy i dyskusje na temat Pocztu Królów Polskich ich połączyły. Oboje byli bardzo sentymentalni i nie przepadali za zmianami. Chyba to sprawiło, że zapragnęli mieć trójkę dzieci na znak boskiej doskonałości i o imionach zaczynających się na literę 'A', i prawie by im to wyszło, gdyby nie mała niespodzianka w postaci bliźniaków. Nie przejęli się tym zbytnio, tłumacząc sobie, że w końcu liczba cztery też symbolizuje doskonałość, tyle że ziemską. Rodzicielstwo okazało się być prawdziwym wyzwaniem, ale oni jakoś mu podołali, wychowujących pełne rozmaitych pasji dzieci. Jednak w momentach takich jak ten zastanawiałam się, jak tego dokonali.

Stałam zrezygnowana i obserwowałam moich braci, którzy najwyraźniej świetnie się bawili.
-Abi, wyluzuj! Wyglądasz, jakbyś zwątpiła. Chodź rozerwiesz się!-Alex podszedł do mnie i zarzucił mnie sobie na plecy, niczym worek.
-Tak, zwątpiłam, ale w was!-odkrzyknęłam i próbowałam się wyrwać, ale Alex nic sobie z tego nie robił. Był silnym, prawie dwumetrowym mężczyzną, więc bez problemu rzucił mnie na kanapę i usiadł obok razem z Aaronem.
Po chwili dołączył do nas Aiden, który jak zwykle nie zwracał uwagi na nasze wybryki, a w czasie naszego przekomarzania się na spokojnie zrobił popcorn, którym teraz nas poczęstował. Kochany brat, który zawsze myślał o innych. Przytuliłam się do niego i wszyscy zaczęliśmy oglądać Gwiezdne Wojny, co chwile powtarzając doskonale znane nam kwestie. Było tak przyjemnie, a ramię Aidena tak wygodne, że nie spostrzegłam, kiedy opuściła mnie moc, a oczy same się zamknęły.

-Abi, ktoś do ciebie ciągle wydzwania i przeszkadza mi w zjedzeniu śniadania.-przetarłam oczy i bezwiednie sięgnęłam po wibrujący telefon w dłoni Aarona. Ktoś porządnie mi się narażał, dzwoniąc do mnie o tak wczesnej porze.
-Abi, czekamy już na ciebie. Kiedy wychodzisz?-cholera. Chyba już nie było tak wcześnie. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, 7:45. Miałam mały problem.
-Mar, strasznie was przepraszam, ale zaspałam. Ech zabiorę się z Aidenem albo Aaronem i zobaczymy się na drugiej lekcji. Wybaczcie.
-Oki, nie ma sprawy, ale następnym razem nastaw budzik.
-Jeszcze raz przepraszam. Papa.

-Aiden!-zerwałam się z kanapy i pobiegłam szukać brata. Znalazłam go w garażu, gdzie pakował sprzęt muzyczny.-Potrzebuję podwózki.
-Nie ma mowy. Za 5 minut wyjeżdżam, bo mam próbę przed sobotnim koncertem.-no tak. Aiden był początkującym artystą, który stawiał swoje pierwsze kroki w świecie muzyki. W sobotę miał się odbyć pierwszy koncert jego zespołu, więc całe dnie spędzał na próbach. Westchnęłam, więc tylko i poszłam szukać kolejnej ofiary, która mogłaby mnie poratować. Pomyślałam o Aaronie, który miał dzisiaj na 9, więc mógł mnie ze sobą zabrać.
-Aaron, podwieziesz mnie?-powiedziałam, wchodząc do kuchni, gdzie jadł śniadanie.
-A nie powinnaś jechać z dziewczynami?
-Zaspałam i nie wyrobię się na pierwszą lekcję. Proszę?-zaczęłam go błagać.
-Yyyy no dobra. Problem w tym, że to William mnie dzisiaj zabiera i raczej nie będzie zachwycony z takiego obrotu sprawy, ale chyba nie powinien zostawić cię na lodzie.
-Dziękuję, jednak czasami do czegoś się przydajesz.-uśmiechnęłam się złośliwie i dałam mu buziaka w policzek, po czym chciałam wyjść, ale po chwili namysłu postanowiłam zadać jeszcze jedno pytanie.
-Czekaj, powiedziałeś, że William nie będzie zachwycony z takiego obrotu sprawy, co to oznacza?
-Yyyyy no wiesz...-Aaron chyba trochę się speszył.-Nie wiem, co między wami zaszło, ale nie jestem ślepy i widzę, że no... trochę się unikacie?
-Unikacie? To raczej William robi wszystko, żeby mnie unikać, a jeśli już na mnie trafi, to wygląda na co najmniej niezadowolonego.-prychnęłam, bo cała sytuacja z Williamem coraz bardziej mnie irytowała.
-Ej, spokojnie Abi. Na pewno nie jest aż tak źle, jak to przedstawiasz.-Aaron chwilę zastanowił.-Ale jak chcesz, to mogę z nim o tym pogadać. Oboje jesteście dla mnie ważni i chciałbym, żebyście jednak się dogadywali tym bardziej, że kiedyś całkiem dobrze wam to wychodziło.
-Dzięki Aaron, ale pewne sprawy powinnam załatwić sama.
-Ale w razie czego służę pomocą.-Aaron uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco, a ja podeszłam do niego i dałam mu już drugiego buziaka tego dnia.
-A to za co?-uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Za to, że jesteś.-odwzajemniłam uśmiech i poszłam wybierać się do szkoły.

Czterdzieści minut później, kiedy wreszcie byłam gotowa, usłyszałam klakson i razem z Aaronem poszliśmy do samochodu Williama.
-Cześć.-uśmiechnęłam się i ulokowałam się na tylnym siedzeniu. William nawet nie odpowiedział. Wysłał jedynie pytające spojrzenie Aaronowi.
-Ratujemy dzisiaj moją ładniejszą, ale zdecydowanie głupszą kopię.-Aaron na swój sposób wytłumaczył Williamowi moją sytuację.
-Nie słuchaj go.-roześmiałam się i dałam bratu kuksańca.
-Rozumiem, że wysadzenie jej po drodze nie wchodzi w grę?-Will, jakby specjalnie zwrócił się do Aarona, kompletnie mnie ignorując. Zmarszczyłam brwi i posłałam mu niezbyt przyjazne spojrzenie, ale William nadal traktował mnie jak powietrze. No dobra, czyli powtórka z rozrywki, małe potwierdzenie tego, co myślałam o naszej relacji, która staje się coraz gorsza. Męczyło mnie już to i chciałam przynajmniej wiedzieć, dlaczego mi to robi tym bardziej, że zachowywałam się w stosunku do niego w porządku, czy to tak wiele prosić o to samo?
-Wybierasz się na koncert Aidena?-zapytał się Aaron. Próbował zachowywać się normalnie, ale bez problemu można było wyczuć napiętą atmosferę. Nie podobało mi się to.
-Jeszcze się zastanawiam, ale wydaje mi się, że nie.-odpowiedział William, kiedy podjechaliśmy pod szkołę.
-Dzięki za podwiezienie.-odparłam i wyszłam szybko z postanowieniem, że będziemy musieli pogadać.

ChangeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz