Rozdział 6

52 6 0
                                    

Dni mijały i piątek w końcu nadszedł. Nigdy nie byłam fanką imprez, a weekendy zazwyczaj spędzałam na nauce. Dziewczyny wiele razy próbowały mnie namówić na jakieś wspólne wyjście, ale ja konsekwentnie odmawiałam, tłumacząc się nadmiarem obowiązków. Kiedy teraz na to patrzę, to nie byłam chyba do końca z nimi szczera, bo bez problemu znalazłabym trochę czasu, żeby pójść na jakąś imprezę i poczuć się jak prawdziwa nastolatka. Niechęć do tego rodzaju wyjść wynikała bardziej z przekonania, że nie pasuję do tego towarzystwa i po prostu nie zostanę zaakceptowana, a może nawet będę wyśmiana. Żyłam marzeniami, a integrację z innymi ludźmi odkładałam na czas studiów, a może nawet nigdy nie zamierzałam tego zrobić. Jednak tym razem postanowiłam spróbować i sprawdzić, czy jestem stworzona jedynie do nauki, czy może jednak potrafię połączyć zabawę i obowiązki, i dobrze się przy tym bawić.

Stałam przed otwartą szafą i nie mogłam się zdecydować, co założyć. Wyjmowałam i przymierzałam niezliczone ilości ubrań, ale w niczym nie wyglądałam tak, jakbym chciała. Zrezygnowana usiadłam na podłodze i podparłam głowę na rękach. Westchnęłam i już chciałam sięgnąć po telefon, żeby napisać dziewczynom, że nie idę, ale kiedy tak siedziałam i spoglądałam na znajdujące się na półkach ubrania, zauważyłam, leżącą na dnie szafy sukienkę. Pamiętałam, jak kupowałam ją z Evangeline i obiecywałam jej, że nigdy jej nie założę. Ta diablica nie zwracała uwagi na moje sprzeciwy i tylko uśmiechała się pod nosem, kiedy poirytowana chodziłam po przymierzalni i mówiłam, że jej nie kupię. Niestety, a może i stety, wzięłam tę sukienkę, bo jak zwykle przegrałam z Evangeline wymianę zdań i w konsekwencji musiałam ją kupić.

Szybko wstałam z ziemi i przymierzyłam z sukienkę, a w myślach dziękowałam Ev, że mnie na nią namówiła. Czarna, przylegająca do ciała z niewielkim dekoltem w serek idealnie na mnie leżała i oczywiście więcej odkrywała niż zakrywała. Z tego ostatniego faktu nie byłam zbytnio zadowolona i cieszyłam się, że rodziców nie ma w domu, bo w życiu by mnie nie wypuścili w takim stroju. Westchnęłam i zaczęłam ostatnie przygotowania. Pokręciłam swoje czarne włosy i zrobiłam makijaż, który lekko podkreślał moje niebieskie oczy. Kiedy w końcu skończyłam, stanęłam przed lustrem i uśmiechnęłam się do swojego odbicia.

-Abi, za chwilę wychodzimy. Pośpiesz się!-usłyszałam krzyk Aarona.

Założyłam buty i wzięłam torebkę, a potem po raz ostatni spojrzałam w lustro. Nie chciałam tego przyznawać, ale wyglądałam naprawdę dobrze. Pewnym krokiem wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę kuchni, gdzie znalazłam moich braci i Williama, którzy jak zwykle się sprzeczali.

-Nie wydaje mi się, żebym to ja musiał prowadzić tylko i wyłącznie dlatego,że Abigail jedzie. To znaczy to słodkie...

-Aaron jak Boga kocham, nie zaczynaj znowu i tak ty prowadzisz. I mam gdzieś, co o tym myślisz.

-William to tylko moja siostra. I teraz jest twoja kolej. Wiem, że przy niej może być trudno ci się skupić na drodze, ale bądź mężczyzną!

-Jezu Aaron weź się ogarnij, przecież ja...- William przerwał w pół zdania i skupił całą swoją uwagę na mnie. Zdziwiony Aaranon podążył za wzrokiem przyjaciela, i zagwizdał, kiedy również mnie spostrzegł. Cholercia, może jednak przesadziłam.

-Ulala.-to było jedyne, co był w stanie powiedzieć mój brat. Błyskotliwy, jak zawsze.

-Abi, wybacz, ale zostajesz w domu.-Aiden był trochę bardziej rozmowny, ale jego jego postawa nie zapowiadała miłej pogawędki. Skrzyżował ramiona na piersi i przyglądał mi się z niezadowoleniem.-Myślałem, że idziesz się bawić z dziewczynami, a nie wabić chłopców.

-Aiden!-przewróciłam oczami.-Idę pomóc zdobyć chłopca Evangelinie, a nie znaleźć sobie.

-I właśnie po to, aby jej pomóc wystroilaś się jak struś w Boże Ciało?-zapytał zirytowany William.

ChangeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz