Rozdział 5

60 6 2
                                    

-Czy ty właśnie wysiadłaś z samochodu Williama? -spytała zbulwersowana Lucy. -No naprawdę musiałaś porządnie zaspać. Wiesz co? Nawet bym to zrozumiała, ale do diabła mogłaś nam powiedzieć, że wolisz jeździć z nim i nie zawracać nikomu głowy!

- To całe 5 minut dłuższego spania dla mnie. A wiesz, że rano każda minuta ma znaczenie. - dodała z udawaną powagą Eva, tłumiąc śmiech. -Ale ja ciebie rozumiem. Też bym dość często przypadkiem ,,zasypiała"... -dodała ruszając sugestywnie brwiami.

-Ja się zastanawiam tylko, o czym ona tak śniła...- rzuciła Marcie, po czym dramatycznie westchnęła i objęła mnie w pasie. Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.

-I ty Brutusie?- Marcie tylko wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się słodko. Przysięgam, w tej jej uroczej główce kryje się naprawdę straszny diabełek.

-Jeśli już chcecie wiedzieć, to byłam uczniem Yody i walczyłam z ciemną stroną. Razem z Aaronem, Aidenem i Alexem zrobiliśmy sobie niezły maraton Gwiezdnych Wojen. Ale to miłe, że myślicie, że jedyne co mam do roboty to fantazjowanie o Williamie bez koszulki.

-Nikt nie mówił nic o Williamie bez koszulki. -rzuciła Evangelina szczerząc się do mnie. Ta to nawet nie udawała miłej. Wredna małpa.

-O kim bez koszulki?- usłyszałam głos mojego brata za plecami.- Evangeline, wystarczyło powiedzieć. Wiesz przecież, że dla ciebie zrobię wszystko. Wpadnij wieczorem, a kto wie? Może zasłużysz na prywatne show?- na szczęście Evangelina była wredną małpą i nie kochała się w moim bracie. Znaczy dziewczyna jest świetna i całkiem dobrze się dogadują, ale to by było mega dziwne.

-Skarbie, zważywszy na to, że wiesz dokładnie jaką tapetę mam na telefonie to bardzo odważne słowa.- obecna tapeta, czyli Rayan Gosling bez koszulki, faktycznie była dość trudna do przebycia. -I niestety tym razem to nie ja śliniłam się do poduszki, prawda Abigail?- kolejna zdrajczyni.

-To były Gwiezdne Wojny! Oni nawet noszą maski! Tak, zaspałam i przepraszam, ale ktoś musiał uratować tę galaktykę. - cała czwórka skomentowała to zgodnym wybuchem śmiechu. No fajnie. Dzisiaj ustawię sobie chyba dwa budziki, tak na wszelki wypadek.

-Z czego się śmiejemy?- do Aarona podszedł Will, patrząc się na nas jak na osoby z poważnymi problemami psychicznymi.

-Z naszej słodkiej Abigail. Miała gorący sen z mężczyznami w maskach.- odpowiedział radośnie Aaron. William tylko popatrzył się na mnie, na Aarona i na nadal chichoczące dziewczyny.

-No cóż. Chyba każdy ma swój fetysz. Możemy iść, bo spóźnimy się na fizykę?- gdyby ktokolwiek miał wątpliwości, to nie było pytanie, a William jedynie nas wyminął i ruszył ku sali dyrektora. Klasa A i spóźnienie się na fizykę równało się po prostu z nieprzyjściem na fizykę. Dyrektor bardzo cenił sobie punktualność, a uczniowie ze strachu czasami woleli fizykę ominąć niż wejść minutę spóźnionym.

-Do zobaczenia!- Aaron poklepał mnie po ramieniu i ruszył za Williamem, próbując go dogonić. Spojrzałam na dalej śmiejące się dziewczyny.

-Cieszę się, że dobrze się bawicie, ale chcę wam przypomnieć o matematyce. Czas na trygonometrię.-powiedziałam z zadowoleniem.

Po mojej uwadze jedynie Marcie się uśmiechała. Evangelina spojrzała na mnie wrogo, prychnęła i zamaszystym ruchem odrzuciła długie, blond włosy za ramię.

-No i super, co nie Lucy?

-Oczywiście. Kocham matematykę.-odparła również naburmuszona Lucy, chwytając Evę pod ramię. I razem ze wzgardą odwróciły się i ruszyły do sali numer sześć. Parsknęłam śmiechem i pociągnęłam Marcie, próbując dogonić dziewczyny.

ChangeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz