Rozdział 3

74 8 3
                                    

W kafejce jak zwykle była już kolejka. Nic dziwnego. Nasza szkoła była spora, a tylko tutaj można było dostać prawdziwą kofeinę. W automacie na pierwszym piętrze można było się spodziewać tylko kawopodobnego czegoś o dużej zawartości cukru.
-Hej dziewczyny. Jak wakacje? - usłyszałam entuzjastyczny głos za plecami. Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, kto zadał to pytanie. Brody, nasz kolega z klasy. Bardzo specyficzny człowiek.
-Hej Brody. Zdecydowanie za krótkie, ale całkiem fajnie je spędziłyśmy co dziewczyny?- odparła Lucy uśmiechając się szeroko.
-Chemia jest pyszna.- odpowiedziała Evangelina, która całe wakacje spędziła z pasjonującymi cykloalkanami i redoksami, dumnie chwaląc się każdym poprawnie zrobionym zadaniem. Marcie uśmiechnęła się i rzuciła jedynie ,,Sí, sí". W wakacje podobnie jak Ev zamiast odpoczywać stwierdziła, że nie będzie marnować czasu i zapisała się na kurs hiszpańskiego. W sumie wszystkie chyba coś robiłyśmy oprócz Lucy.
-Całkiem nie najgorsze.- odpowiedziałam wzruszając ramionami. I wtedy Brody odwrócił się od Lucy i spojrzał na mnie. Zmarszczył brwi i przechylił głowę, co nie wróżyło dobrze. Brody się zastanawiał.
-Jesteś nową uczennicą? Przeniosłaś się w ostatniej klasie? Do tej szkoły? Nie żebym uważał, że to zła szkoła. To dobra szkoła. Ale... No są fajniejsze ...? Ja osobiście brałbym nogi pod pas, póki jeszcze... - zamilkł szukając słowa. A my mu na to pozwoliłyśmy rzucając sobie rozbawione spojrzenia. Nasz kolega kochał przysłowia i może nikogo by to nie dziwiło, gdyby chociaż je znał. -Ten no czas!
-Masz na myśli bierz nogi za pas, póki jeszcze czas, prawda?- spytałam próbując opanować śmiech. Lucy za to trzymała się chichoczącej Evangeliny, próbując się nie przewrócić. Marcie rzuciła im tylko zrezygnowane spojrzenie, aczkolwiek sama nie kryła uśmiechu.
-No tak powiedziałem przecież. - odparł Brody mierząc mnie wzrokiem. - Jesteś w naszej klasie? Musisz być nowa. Na pewno zapamiętałbym taką twarz.- spojrzałam na niego zszokowana. Zmieniłam się to prawda... Ale nie aż tak. I wtedy ktoś wybuchnął śmiechem za nami.
-To Abigail Brody... Człowieku pierwszy dzień szkoły, a ty już nie ogarniasz. Chociaż muszę przyznać, że to dość interesująca zmiana. Abigail czy chciałabyś się podzielić powodem tej ... rewolucji? - odwróciłam się i mój wzrok utknął w jego zielonych tęczówkach. Stał, opierając się o ścianę i przyglądał się nam z tym swoim drwiącym uśmieszkiem.
-Cześć William. Ciebie również miło widzieć. - odparłam z rozbawieniem. Oboje zignorowaliśmy Brody'iego, który popatrzył się na mnie jak na kosmitkę i zdecydował, że jednak sobie pójdzie. Spróbowałam ukryć zdziwienie spowodowane włączeniem się Williama do naszej rozmowy. Przez całe liceum udajemy, że się nie znamy i mijamy się na korytarzach bez słowa. Nawet ta sytuacja przed chwilą! Czyli wystarczyło zmienić styl, żeby zasłużyć na spojrzenie od niesamowitego Williama Wayne'a? A może to podarte spodnie, kto to wie? - I gdzie zgubiłeś Aarona?- Aaron, mój brat bliźniak był chyba najlepszym przyjacielem Willa. Nie byłam pewna, jak to między nimi jest, ale w szkole zazwyczaj trzymali się razem. No i całe wakacje spędzili gdzieś we Włoszech u rodziny Willa pracując i serfując. Wrócili wczoraj i nie miałam jeszcze okazji zobaczyć mojego kochanego braciszka. Nie byliśmy tym typem bliźniaków, którzy noszą te same zestawy ubrań i czytają sobie w myślach. I może nie określiłabym go jako moją bratnią duszę, ale mieliśmy świetny kontakt, mimo różnych kręgów znajomych i zawsze umieliśmy znaleźć dla siebie nawzajem czas w ciągu dnia na zwykłą, szczerą rozmowę. Od małego nie mieliśmy przed sobą tajemnic. Brakowało mi go przez te wakacje.
-Rano dowiedział się o pracy domowej z fizyki. Więc zgaduje, że zawita dopiero na nią. 300 zadań to trochę roboty.- no to tłumaczyło jego nieobecność. Pojawienie się po wakacjach na fizyce, którą prowadził dyrektor, bez pracy domowej prawdopodobnie było jeszcze bardziej ryzykowne niż podarte spodnie. Praca domowa na wakacje? Tylko klasa A, najlepsza klasa w całej szkole. Matfiz z fizyką prowadzoną przez dyrektora. Nadal nie wiem jak William i Aaron się tam dostali.
-Czyli rozumiem, że we Włoszech dobrze się bawiliście?- spojrzałam na Ev, która dźgnęła mnie palcem.
-Chcesz coś?- spytała. No tak. Nasza kolej.
-Nie, dzięki.- odwróciłam się do Willa i uniosłem brew czekając na odpowiedź. Jego drwiący uśmiech zniknął, zastąpiony zmarszczonymi brwiami i zaciśniętymi ustami.
-Tak. Nie żeby cię to obchodziło.- odpowiedział z parsknięciem.
-Masz rację. -rzuciłam z rozbawieniem.- Właśnie dlatego, że mnie nie obchodzi, dzwoniłam do Aarona codziennie i wypytywałam o wszystko.- William po raz kolejny parsknął.
-Hej.- skinął głową, odwrócił się i poszedł. Acha... Moja relacja z Willem może nie należała do najlepszych, ale naprawdę czasami nie wiedziałam, o co mu chodzi. Byłam przecież miła i się starałam. Nie musiał być dla mnie zawsze taki chamski. Nawet przy moim bracie zazwyczaj mnie ignorował. Naprawdę rozumiem, że za mną nie przepada, ale bez przesady...
-Od kiedy znasz Williama??? - spytała oburzona Lucy.
-Od kiedy William przyznaje się do tego, że cię zna?- zredagowała pytanie Evangelina.- Przecież ich rodzice się znają Lucy.- dodała kręcąc głową, ale powstrzymując się od komentarza. Już trochę znałyśmy naszą Lucy.
- Plus to przyjaciel jej brata. - dodała Marcie popijając swoją kawę. -Jest bardziej uroczy, kiedy się nie odzywa.
-Badboy. Naprawdę, kiedy mili i dobrzy chłopacy wrócą znowu do łask?!- powiedziała zbulwersowana Ev.
-Czepiasz się.- odpowiedziała Lucy, ona ogólnie lubiła chłopaków. I tych miłych i nie. Marcie popatrzyła się na mnie i obie wybuchnęłyśmy śmiechem. Niektóre rzeczy się zmieniły, ale fajnie, że nasza czwórka została.

Hej kochani,
rozdziały będą dodawane w czwartki i niedziele. Mam nadzieję, że wam się podoba. Zachęcam do komentowania, chętnie dowiem się co powinnam poprawić, zmienić.
Zostawcie po sobie ślad, jeśli wam się spodobało (⭐️ mile widziane 🙄).
Miłego dnia ❤️

ChangeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz