Prolog

106 2 2
                                    

Elodie rozsiadła się wygodnie na fotelu pasażera i spojrzała przelotnie na brata. W szybę uderzały krople deszczu, a pioruny rozdzierały czarne chmury.
- Wracajmy do domu. Niechciałbym dostać szlabanu przez ciebie. - rzucił Dylan, przekręcając kluczyk w stacyjce.
- Ha, ha. Oczywiście specjalnie wywołałam wichurę, abyś ty dostał szlaban odbierając mnie z imprezy. - brunetka wygładziła dłońmi bordową sukienkę.
- Od zawsze wiedziałem, że z tobą jest coś nie tak. - powiedział Dylan i ruszył.
Elodie prychnęła i spojrzała w przednią szybę. Mina od razu jej zrzedła.
- Em... może powinniśmy zadzwonić do rodziców i powiedzieć, że przeczekamy burzę w samochodzie? - spytała.
- Daj spokój, dam radę. - mięśnie twarzy Dylana były napięte. Usta zaciśnięte w cieką kreskę, a powieki lekko zmrużone.
Elodie tylko pokręciła głową. Nerwowo stukała palcami prawej ręki o wierzch lewej dłoni.
Głośny grzmoty sprawił, że aż podskoczyła i przypomniał o tym, że nie zapięła pasów. Serce waliło jej o żebra, gdy je zapinała.
Nagle samochód gwałtownie skręcił w lewo. A potem w prawo. A potem zahamował z głośnym piskiem opon.
- Kurwa, Dylan! - krzyknęła Elodie. Przeklnęła pierwszy raz od wielu lat.
- Jezu. - szepnął jakby sam do siebie. - Będę jechał jeszcze ostrożniej. Nie rozpraszaj mnie... - resztę zdania zagłuszył kolejny grzmot, ale Elodie domyślała się, że użył skrótu od jej imienia. El.
Tym razem Elodie nie oparła się o fotel, a uważnie obserwowała ulice za przednią szybą. Asfalt widać było tylko w miejscach, gdzie światła samochodu go oświetlały.
Minęło kilka minut, a opony znów zaczęły piszczeć. Do tego doszedł dźwięk grzmotu i gniecionego metalu. Usłyszała też gardłowy jęk Dylana. Nie zdążyła się obrócić, bo wtedy przez jej kręgosłup przeszedł piekący, przeraźliwy ból. Pomimo otwartych oczu, nie widział nic.
Usłyszała pisk, ale nie opon, a ludzi. Jej serce chyba nie było w stanie mocno bić - albo po prostu nie nadążało za strachem.
Poczuła jak poduszka powietrzna przygważdża ją do fotela, ale była zbyt sparaliżowana, aby się wydostać. Z trudem oddychała.
Do uszu Elodie dotarł dźwięk iskrzącego się ognia. Chciała krzyczeć. Wołać o pomoc. Nie była w stanie.
Czuła obecność innych i miała racje - zebrali się tam prawie wszyscy jej przyjaciele i różni przechodnie. Nikt jednak nie pomógł jej się wydostać, pomimo tego, że miała złamane żebra, przebite płuco, a jej twarz, ręce i nogi krwawiły. Nikt jednak nie widział tych uszczerbków na zdrowiu. Widzieli tylko ogień i dwa zgniecione samochody. Dylan wykrwawiał się przy wyrwanych drzwiach. Na asfalcie.
Nagle ktoś zaczął rozpychać się w tłumie i krzyczeć. Wyzywać tych, którzy stali i nic nie robili. Poza robieniem zdjęć.
Chłopak o ciemnobrązowych włosach, ostrych rysach twarzy, granatowych oczach, - choć teraz zakrytych przez czarne rzęsy - ustach zaciśniętych w, prawie wąską kreskę, i bladej skórze. Ubrany w czarne jeansy, skórzaną kurtkę i koszulkę w kolorze zakrzepniętej krwi.
- Czy któreś z was - DEBILI - wezwał pogotowie?! Straż pożarną?! Cokolwiek, kurwa?! Istnieje coś takiego jak "sto dwanaście"! - wydarł się ochrypłym głosem.
Nikt się nie odezwał. Chłopak wyciągnął swój telefon z kieszeni spodni, nerwowym ruchem i podał je wysokiej, dziewczynie o blond włosach.
- Wpisz numer i zadzwoń. Poradzisz sobie. To nie może być trudne, nawet jak dla blondynki. - zakpił i podbiegł do Dylana.
Odciągnął go od płonących aut i podszedł do tłumu.
- Jeśli któreś z was wie jak reanimować człowieka, to niech to zrobi w tej chwili! - wyrzucił ręce w górę.
Jakiś niski szatyn wyszedł z tłumu i ukląkł przy Dylanie. Ezra - bo tak właśnie brzmi imię chłopaka o ciemnobrązowych włosach - obiegł samochód, uważając na ogień i znalazł się obok siedzenia pasażera, w który wciśnięta była Elodie.
Wyrwał drzwi - z łatwością, gdyż były tak zniszczone, że wystarczyło jedynie lekko za nie pociągnąć - i delikatnie złapał Elodie w tali.
Z trudem wyciągnął ją spod poduszki powietrznej. Podniósł ją i odbiegł od samochodu.
Usłyszawszy syreny szybko odłożył Elodie na ziemie obok brata i uciekł. Dziewczyna zdążyła ujrzeć jego twarz na chwile przed całkowitą utratą przytomności.
Minuta później. Znów nic nie widziała.
Dwie minuty później. Poczuła zimny dotyk na skórze.
Trzy minuty później. Poczuła jak się unosi.
Cztery minut później. Nie czuła już nic.
Pięć minut później. Wiedziała, że to koniec.
Sześć minuty później. Rozmyślała o chłopaku, którego zobaczyła.
Siedem minut później. Usłyszała pisk w uszach.
Osiem minut później. Była już tylko ciemność i nikłe myśli.

We dwojeWhere stories live. Discover now