13.

7 1 5
                                    

Elodie leżała pod wodą na szpitalnym łóżku, patrząc na Ezrę siedzącego na tafli morza.
Nagle dziewczyna zaczęła się unosić. Kołdra, prześcieradło i poduszka pływały obok niej. Woda szczypała ją w oczy, a brak powietrza boleśnie uciskał jej płuca. Szpitalny pisk wydawał się, jakby napływał falami i bulgotał pod wodą.
Słyszała bicie swojego serca i głośne komentarze obcych osób. Szczękanie metalu, piski i szumy stawały się coraz głośniejsze, a ona wyciągała dłoń w stronę Ezry, próbując go złapać. Zabrać go ze sobą, bo wiedziała, że znikała. Przestała się bać, chciała tam zostać. Z nim. Szczególnie, po tym, co niedawno sobie przypomniała. Po tym, co stało się na plaży. Tworzyli naprawdę dobry duet.
Wypłynęła na powierzchnie, lecz jej umysł był coraz dalej, dalej, dalej...
- Ezra! - krzyknęła, chwytając jego dłoń.
Słowo odbijało się echem w jej głowie, gdzieś pomiędzy całym tym hałasem.
On też krzyczał, ale coś wyrwało jego dłoń z jej uścisku i pozwoliło wpaść pod fale.
Obserwował ją, mówiąc sobie, że to się nie dzieje. Obserwował ją póki całkiem nie zniknęła. Póki nie został sam głęboko, głęboko, głęboko pod wodą...

***

Matka Elodie patrzyła na nią ze łzami w oczach, gdy ta wzrok miała utkwiony w chłopaku, leżącym na łóżku obok.
Znała go. Napewno. Wiedziała kto to.
Matka jednak o nim opowiadała. Od kilku dobrych minut dziewczyna powstrzymywała się od krzyknięcia: „Tak, wiem!".
Słowa kobiety zagłuszały wspomnienia. Wtedy tak realne, teraz zamglone, ale Elodie była pewna, że prawdziwe. Była pewna, że jej uczucia - te, które nie były kontrolowane - były prawdziwe i, że gdy tylko Ezra się obudzi, też będzie o nich pamiętał. Znów będą tworzyć duet.
Elodie nie chciała tego przyznać, ale cholernie za nim tęskniła.
Bała się, bo leżała tuż obok półki, z której ostatnio lekarz - którego imię niedawno usłyszała, ale zdążyła już zapomnieć, jak brzmiało - wyciągał to dziwne lekarstwo. Niemal widziała czarną poświatę między fiolkami.
Ciężko było jej oddychać. Wszędzie miała blizny, wszędzie była nakłuwana dziwnymi strzykawkami.
Dylana i jej ojca nie było. Nie pojawili się od momentu kiedy kilka godzin temu jej matka powiedziała, że niedługo wrócą, że Dylan jest na rehabilitacji. Elodie nie była pewna, czy jednak chce go zobaczyć.
- Muszę iść do toalety. - wydusiła tylko po to, aby zobaczyć, czy w ogóle może wstać.
Kilka chwil później zjawiła się młoda pielęgniarka.
Pomogła jej usiąść na wózku i przewiozła ją korytarzem pod same drzwi łazienki.
Elodie złapała się framugi i szła do kabiny, przyciskając się do ściany. Skronie jej pulsowały, głowa pękała z bólu, nie ufała własnemu ciału. Rzeczywistość uderzyła w nią za szybko i za mocno.
Zapragnęła, by ci wszyscy ludzie zniknęli.

We dwojeWhere stories live. Discover now